Gra o tron - recenzja długoterminowa

Recenzja książki Pieśń Lodu i Ognia: Gra o tron
Części tekstu napisane kursywą, zawierają spojlery z fabuły książki!

Nie jestem fanką fantastyki i nie czytuję książek tego typu. Zdanie to wydaje mi się koniecznym, aby uświadomić Wam, jeszcze przed samą recenzją, iż jestem zupełnym laikiem w kwestii oceniania powieści tegoż gatunku. Ponieważ staram się niwelować mój niemały dystans, w tym roku w końcu wzięłam się w garść i przeczytałam „Władcę Pierścieni i Bractwo Pierścienia”, czyli pierwszą część popularnej i znanej wszystkim, tolkienowskiej trylogii. Co więcej, książka naprawdę mi się podobała! Byłam w szoku, ale na wszelki wypadek odłożyłam czytanie ciągu dalszego na później, gdyż co za dużo to nie zdrowo, a ponowne zniechęcenie nie ma prawa nastąpić! Tak więc, minął jakiś czas, a przytłoczona popularnością serialu powstałego na podstawie książek Georga R.R Martina, postanowiłam rozpocząć przygodę z „Grą o Tron”. Jak mi poszło i czy rzeczywiście Gra jest warta świeczki?

Strona 294/838
(przeczytane ok. 1/3 całej książki)

Reasumując moje odczucia po przeczytaniu już niemal trzystu stron „Gry o Tron” stwierdzam, że są one ambiwalentne. Z jednej strony jestem naprawdę zadowolona, ponieważ fabuła nie nudzi i chętnie wracam do lektury. Dla mnie, jako dla osoby, która nie jest fanką fantastyki i ma z czytaniem jej pewne trudności i opory, to duże, pozytywne zaskoczenie. Z drugiej strony, historia nie jest na tyle wciągająca, ażebym nie mogła się od niej oderwać. Mnogość bohaterów, rodów i ich nazw, nie idzie w parze z przyjemnością czytania, szczególnie że wciąż mam problemy rozróżnieniem tej całej masy ludzi.

! Patrząc na wszystko w bardziej subiektywny sposób, przyznaje, że zapałałam naprawdę dużą sympatią do praktycznie wszystkich, z rodu Starków. Najbardziej do Jona, bo choć jest bękartem, jest silny, przystojny i całkiem nieźle radzi sobie z dotykającymi go problemami. Zawsze z niecierpliwością czekam na sceny, które odbywają się na Murze. Polubiłam również walczącą Aryię za to, że jest inna niż na przykład jej siostra, ale także pozostałe dziewczyny w jej wieku. No i Bran! Ale kto mógłby nie lubić małego chłopca, który na dodatek, dopiero co zbudził się z długiego snu po tragicznym wypadku?

Strona 596/838
(przeczytane ok. 2/3 całej książki)

Wraz z rozwojem wydarzeń, wzrosła również moja sympatia do całego utworu. Przeczytałam już prawie sześćset stron, a różnego rodzaju zwrotów akcji i momentów zaskoczenia, było co niemiara! Zaraz po napisaniu pierwszej części recenzji, mianowicie tego, iż książka „aż tak bardzo mnie nie wciągnęła”, zaczęły się w niej dziać rzeczy naprawdę zdumiewające. Grę czyta mi się szybciej, przyjemniej i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy wątków, które autor umiejętnie ucina w ich najlepszych momentach. Nawet narracje bohaterów, za którymi do tej pory nie przepadałam (np. Daenerys), nabrały swojego tempa i uroku. Co ważniejsze, już prawie udało mi się pojąć umysłem wszystkie nazwy rodów, pochodzenia i zawiłości w drzewach genealogicznych głównych bohaterów.

! Zaraz po napisaniu pierwszej części recenzji doszłam do momentu, gdzie Catelyn aresztowała Krasnala. Była to dla mnie przełomowa scena, dzięki której zaciekawiona fabułą, nie mogłam się już tak łatwo oderwać od lektury. Wszystko, co działo się w Orlim Gnieździe, było dla mnie fascynujące i z niecierpliwością czekałam na narrację bohaterów, którzy się tam znajdowali. Na dalszy plan zszedł Jon i historie z Muru oraz Bran i to, co działo się w Winterfell. A cała historia, która toczy się nawet teraz; śmierć króla, walki i uznanie Neda za zdrajcę? Mistrzostwo! Nawet historia Dany, smoczych jaj i zabicie jej brata w tak brawurowy sposób, wzbudziło we mnie fascynację i zainteresowanie na tyle duże, że mam ochotę czytać, czytać, czytać…

Strona 838/838
(cała książka przeczytana!)

Powiem szczerze, że liczyłam na troszkę więcej. Mój wyostrzony apetyt i głód dobrego zakończenia całej historii, który Martin umiejętnie i systematycznie podsycał, nie został całkowicie zaspokojony. Nawet styl pisania, który od samego początku utrzymywany był na bardzo wysokim poziomie, na sam koniec wydał mi się trochę bardziej stonowany, a czasami nawet monotonny. Naprawdę wierzę w to, że pisarza stać na wiele więcej. Nie licząc jednego wątku, którego zakończenie niemiłosiernie mnie zasmuciło, wbiło w fotel i obudziło chęć krwawej zemsty na Martinie, nie czułam tej adrenaliny i ekscytacji, która towarzyszyła mi w środkowej części przygody z bohaterami. Co do tych wszystkich nazw, których jak widać się uczepiłam, wolę chyba tego nie komentować. Nie wiem, czy to pisarz grubo przesadził z ilością postaci, czy ja po prostu jestem na tyle nieudolna, że nie udało mi się tego wszystkiego zapamiętać i poukładać w należyty sposób.

! Cała wojna i historie o niej samej to nie jest coś, o czym lubię czytać. Strasznie nużyły mnie sceny, w których pojawiały się opisy wojska, pola bitwy i rozmyślanie nad taktyką walki. Może to właśnie to sprawiło, że chciałam więcej, a trochę się jednak rozczarowałam? Czekałam na narracje Neda, Sansy, Ayri i Jona, czyli historie z Czerwonej Wieży i Muru. Nie chciałam wierzyć w to, co stało się z Nedem, co więcej, nie wierzę do tej pory! Od samego początku uważałam go za głównego bohatera, a tu śmierć? Nie, nie, nie! Nie umiem tego pojąć i zrozumieć, za to nienawidzę Martina. Żeby szybko odreagować, dopowiem tylko, że zaciekawił mnie mały wątek z „żywymi trupami” na Murze u Jona, ucieczka Aryi (myślałam, że może chociaż ona uratuje ojca) i, co zaskoczyło mnie samą, wszystko co działo się u Dany, khala Drogo, „rumaka, który przemierzy świat” i smoczych jaj, a właściwie małych już smoczków. Coś czuje, że będzie z nimi niemały problem w dalszych częściach tej historii.

Jestem naprawę pozytywnie zaskoczona i cieszę się, że wszystkie pochlebne opinie o pierwszej książce w serii, znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości. Świetnie wykreowany świat, wspaniale stworzeni, zapadający w pamięci bohaterowie (przynajmniej ci naprawdę główni) i przyjemny styl autora, to naprawdę dużo zalet.
Jednakże, nadal odczuwam minimalny przesyt i rozczarowanie. Powieść była bardzo długa, a postaci i przeróżnych wątków całe mnóstwo. W pewnych momentach byłam naprawdę zmęczona i to nawet w sensie fizycznym, bo trzymanie w rękach tego opasłego wydania nie należało do zadań łatwych, ani przyjemnych, szczególnie przez dłuższy okres. Ponadto, zakończenie mogło zostać nieco bardziej dopracowane. Mimo wszystko jestem przekonana, że na tym nie kończę mojej przygody z twórczością (nie ma co ukrywać) genialnego pisarza i za jakiś czas, jak tylko trochę od fantastyki odpocznę, sięgnę po część drugą sagi Lodu i Ognia.

Moja ocena: 8/10

http://skrzynka-pelnaksiazek.blogspot.com/2014/12/gra-o-tron...
0 0
Dodał:
Dodano: 05 VI 2015 (ponad 9 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 196
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Karina
Wiek: 28 lat
Z nami od: 05 VI 2015

Recenzowana książka

Pieśń Lodu i Ognia: Gra o tron



Tytuł oryginalny: A Game of Thrones stron: 999 W Zachodnich Krainach o ośmiu tysiącach lat zapisanej historii widmo wojen i katastrofy nieustannie wisi nad ludźmi. Zbliża się zima, lodowate wichry wieją z północy, gdzie schroniły się wyparte przez ludzi pradawne rasy oraz starzy bogowie. Zbuntowani władcy na szczęście pokonali Smoczego Króla, Aerysa Targaryena, zasiadającego na Żelaznym Tronie Z...

Ocena czytelników: 5.44 (głosów: 225)