Lew i wilk

Recenzja książki Pieśń Lodu i Ognia: Gra o tron
Gra o tron w ostatnich miesiącach stała się bardzo popularna w Polsce, głównie za sprawą serialu wyprodukowanego przez HBO. Oczywiście, sam serial nie pojawił się w ostatnich miesiącach. Już wcześniej słyszało się o całej serii, sama pierwszy raz miałam styczność z książką w 2010 roku, kiedy moja koleżanka była zafascynowana nową okładką. Cóż, przeszłam obok niej obojętnie i dopiero kiedy trzeci sezon dobiegł końca, zabrałam się za czytanie. Nie spodziewałam się, że książka będzie taka dobra.

Wyobraźmy sobie, że zamiast naszych siedmiu kontynentów mamy kompletnie inne wyspy, jedne nazwane Żalaznymi, inne Wolnymi, a niektóre Smoczymi. Wyspy Żelazne to tzw. Siedem Królestw podzielonych na północ i południe, a włada nim jeden król. Jednak historia tego miejsca była różna, pełna walk, wojen i starych opowieści o Pierwszych Ludziach żyjących w dziczy, a następnie o Andalach, którzy przy pomocy Smoków podbili te tereny i wraz z nowymi bogami zajęli je. Tak przynajmniej ja tę historię rozumiem. A że jest ona rozrzucona na całych 838 stronach, nie jest łatwo połapać się we wszystkim.
Ja miałam okazję zapoznać się najpierw ze wszystkimi odcinkami ekranizacji książki (która okazuje się być lepsza od pierwowzoru, ale o tym za chwilę) i rozumiałam kto jest czyim synem, kto się z kim ożenił itd. Doskonale zdaje sobie sprawę, że nie dałabym rady zrozumieć wszystkich wątków bez wcześniejszego zobaczenia ukochanych bohaterów na ekranie telewizora.

Na samą powieść składa się wiele wątków, niektóre są ważniejsze, inne mniej. Jednak oczywiste jest to, iż wszystkie prowadzą do jednego punktu kulminacyjnego i całe rozwiązania akcji. Każdy element jest jak puzzle. Osobno są to nic nie znaczące elementy, dopiero razem mają jakiś sens. I ten sens w Grze o tron możemy zobaczyć dopiero po jakimś czasie.
W powieści akcja toczy się z różnych punktów widzenia. Raz narratorem jest Bran, Sansa, Arya, Catlyn czy Eddard Stark, czasami z perspektywy Jona Snow, a nawet ze strony Daenerys Targaryen. Uważam, że jest to całkiem dobry pomysł na pokazanie krainy Siedmiu Królestw i istniejącej w niej sytuacji politycznej oraz w jaki sposób każdy z bohaterów to wszystko odbiera. Dowiadujemy się o przyjaźniach istniejących pomiedzy bohaterami, ich dawnych waśniach. Mamy również dostęp do historii każdego z rodów, a także do opowieści Starej Niani i Pierwszych Ludziach i Innych istotach.

Stworzenie powieści takiego formatu to nie lada wyczyn i mogę jedynie gratulować autorowi, że udało mu się coś takiego napisać. Niewątpliwie trudno mu było utrzymać spójność wszystkich wątków, wymyślić punkt kulminacyjny. Do tej pory jestem pod wrażeniem jego warsztatu. Jedynie mogłabym zarzucić mu zbyt ciężki język. Książkę czytałam bardzo długo, czasami musiałam zrobić dłuższe przerwy, ponieważ miałam serdecznie dosyć patetycznego tonu wypowiedzi bohaterów czy ich przemyśleń. Denerwowało mnie, że dziesięcioletnia Sansa musiała zachowywać się i wysławiać jakby miała lat trzydzieści. Jedynie Arya pozostała zwykłym dzieckiem, które nie zwracała uwagi na etykę dworską. Autor traktował wszystkie swoje postaci równo, i to dosłownie. Czasami miałam wrażenie, że Robb jest pełnoletni, kiedy prowadził swoje wojska na wojnę, a okaleczony Bran nagle stał się z charakteru starcem.

Książki nie można przeczytać w dwa dni, choćby się siedziało nad nią przez noc i dzień. Jest to niemożliwe nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Autor nie pozbawia czytelnika mądrych uwag, przemyśleń. Wskazuje błędy w polityce i często gardzi przemocą, okrucieństwem i bezwzględnością niektórych bohaterów. Co dziwne, sam ich wykreował. Z drugiej strony lektura tego typu pozbawiona wojen, bitew czy nagłych śmierci ulubionych postaci, byłaby nudna i nieciekawa. Nie zapominajmy, że są dwa główne wątki: los dzieci Starków (ten kto przeczytał lub obejrzał serial, wie, o co mi chodzi) oraz dążenie do władzy przez Lannisterów, czyli można powiedzieć, że tytułowa walka, gra o tron.

Jak wcześniej wspomniałam, ekranizacja powieści jest o wiele lepsza od jej pierwowzoru. Reżyser doskonale przeniósł realia książki na ekran, ale także zmienił trochę charaktery i wiek swoich bohaterów. Nie spotykamy już dzieci zachowujących się jak dorośli, a młode pokolenie, które dopiero zaczyna w nie wkraczać.
W serialu, każdy wątek jest dokładnie odwzorowany. Niewiele znalazłam różnić pomiędzy pierwszym sezonem a Grą o tron w wersji papierowej. Więc gdyby ktoś chciał uniknąć co najmniej tygodnia na czytanie tego tomiszcza, nie ma czym się przejmować. Również wszystkie wątki i sytuacje są dokładnie przedstawione. Doskonale wiemy kto jest kim, jaką ma historię i dlaczego znalazł się w takiej sytuacji a nie innej. Dzięki serialowi jesteśmy w stanie przeczytać wiele nazwisk, imion, a także nazw miejsc napisane w języku, który powinien przypominać angielski.

Podsumowując, Gra o tron to nie lekka powieść młodzieżowa. Dlatego polecam ją tym osobom, które naprawdę chcą ją przeczytać. Osobiście odradzam zabierania jej na jakiekolwiek wakacje, ponieważ kiedy raz ją weźmiecie, nie będziecie potrafili zapomnieć o tym, co dopiero przeczytaliście i wciągnięcie się w świat królów, walki o tron, a także niesprawiedliwego losu prawdziwych spadkobierców Żelaznego Tronu. Dodatkowo, sama książka trochę waży.
Dodał:
Dodano: 14 VII 2013 (ponad 11 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 255
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Agnieszka
Wiek: 29 lat
Z nami od: 22 V 2013

Recenzowana książka

Pieśń Lodu i Ognia: Gra o tron



Tytuł oryginalny: A Game of Thrones stron: 999 W Zachodnich Krainach o ośmiu tysiącach lat zapisanej historii widmo wojen i katastrofy nieustannie wisi nad ludźmi. Zbliża się zima, lodowate wichry wieją z północy, gdzie schroniły się wyparte przez ludzi pradawne rasy oraz starzy bogowie. Zbuntowani władcy na szczęście pokonali Smoczego Króla, Aerysa Targaryena, zasiadającego na Żelaznym Tronie Z...

Ocena czytelników: 5.44 (głosów: 225)