Za sprawą „Opowieści o dwóch miastach” po raz trzeci dane było mi obcować z zaczarowanym piórem mistrza epoki wiktoriańskiej. Tę sześciuset stronicową, pasjonującą, łatwą w odbiorze powieść czyta się szybko. Zgrabnie skonstruowana akcja pochłonęła całą moją uwagę.
Takim oto sposobem znalazłem się na zatłoczonych, brudnych uliczkach Londynu i Paryża, gdzie spotykała się bieda i głód, gdzie wyroki śmierci ferowano bez mrugnięcia okiem. W końcu poniżenie wywiodło Francuzów na barykady. W Anglii nie działo się lepiej, kradzieże i rozboje za dnia, rodziły strach i podejrzliwość.
Kwiecisty, długo zatrzymujący się nad detalami, przesadny do granic, pełen uczuć język, kreśli wzruszające sceny z życia wplątanych w historię bohaterów. Postacie, jak to bywa u klasyków, dokładnie opisane z wyglądu i charakteru, pod wpływem uczuć ulegają tak nagłym przeobrażeniom że opowieść nabiera kształtu baśni w której wszystko jest możliwe. Cechuje ich anielska dobroć, często połączona z cierpieniem jakiego doznali, lub zło lubiące chodzić w parze z bogactwem. Ja wolę postacie mieniące się wieloma odcieniami szarości, gdyż takim wierzę.
Mimo sporej dawki stereotypów, powieść ma walory humanistyczne. Autor wierzył w dobro mogące pokonać siły ciemności, współczuł biedzie osób wykluczonych.
Rewolucja i miłość w cieniu gilotyny "Była to najlepsza i najgorsza z epok, wiek rozumu i wiek szaleństwa, czas wiary i czas zwątpienia, okres światła i okres mroków, wiosna pięknych nadziei i zima rozpaczy" – tak rozpoczyna swą niezwykłą opowieść Charles Dickens. Słowa te są zapowiedzią dramatycznych wydarzeń przedstawionych z epickim rozmachem. Paryż i Londyn w przededniu Wielkiej Rewolucji Fran...