Po latach wracam do cyklu z Myronem Bolitarem i cóż, już nie zachwycam się, więcej czwarta jego część: "Błękitna krew" męczyła mnie.
Autor nie potrafił wprowadzić napięcia, co szczególnie zauważalne było na początku. Jednym z niewielu atutów jest poczucie humoru, większość kąśliwych, kpiarskich żartów może się podobać, a na pewno śmieszy. Coben jak zwykle pisze zwięźle, składając bardzo krótkie zdania, zabieg ten ożywia narrację. Z drugiej strony trudniej o klimatyczność opisów, której brak.
Język jakim operuje twórca należy do mało klarownych, co w połączeniu z raczej wolnym tempem akcji, zniechęca.
Zamieszczone są tu uwagi za sprawą których mieliśmy odnieść wrażenie że są ambitne, po krótkim zastanowieniu stwierdziłem że wcale tak nie jest.
Bohaterowie zdawkowo ale umiejętnie opisani przekonują do literackiej kreacji. Przeszkadzało mi to że do ich grona można było zaliczyć jedynie osoby sukcesu - współczesną arystokrację.
Nie polecam "Błękitnej krwi", gdyż wielu wymagających czytelników będzie się zwyczajnie nudzić. Stawiam 5/10.
Opis:
Kto mógł porwać syna Jacka Coldrena, znanego golfisty, który z ogromną przewagą prowadzi w mistrzowstwach USA? Podejrzenia padają na dawnego asystenta Jacka, Lloyda Rennarta. Tymczasem okazuje się, że Rennart pół roku wcześniej popełnił samobójstwo. A jeśli żyje i tylko upozorował własną śmierć? A może Chad sfingował porwanie? Myron Bolitar podejmuje się odnaleźć chłopca - po raz pierwszy be...