Cieszę się że istnieją wciąż tacy pisarze jak Jaume Cabre. Z prostych słów budujący świat, jak lutnicy z desek składający skrzypce. Przywołane przez nich piękno, prawda uczuć i wszystko to co umiemy sobie wyobrazić, ubogaca mentalnie, dodając nam otuchy.
Opasłe tomiszcze, wypełnione literkami wielkości drobnego maczku, zawładnęło mną, wsiąkłem w meandry tej historii, tak jak w losy licznych postaci. Katalończyk dzięki darowi nieznanemu przez większość twórców, przywołuje bohaterów z krwi i kości. Wszelkie emocje jakich doznają, czujemy na własnej skórze. Za pomocą dokładnego, wyrafinowanego języka kreśli sceny łatwe do wyobrażenia.
Barcelończyk posiada nieprzeciętny dar narracyjny, zgrabnie ciągnąc wątek, niespodziewanie przeskakuje w inny czas i miejsce, lecz oba wątki logicznie się ze sobą łączą a nawet uzupełniają, jest to jeden z najciekawszych zabiegów literackich z jakim miałem do czynienia. Jaume Cabre należy do erudytów, biegłość z jaką podejmuje specjalistyczne tematy wprawia w zachwyt.
Akcja toczy się w Barcelonie, oraz w wielu innych miejscach rozsianych po Europie, na wielu płaszczyznach czasowych, głównie w pierwszej połowie XX wieku.
„Wielka powieść europejska”, „przełom w literaturze”, „powieść-katedra o idealnych proporcjach i epickim, pełnym kunsztownych detali wykonaniu”, „książka, która przeżyje nas wszystkich”.
To trzymające w napięciu do ostatniej strony wyznanie miłosne i spowiedź człowieka starającego się przeniknąć istotę zła – w świecie i sobie samym. Historia chłopca dorastającego samotnie wśród książek, który mus...