"Święto ognia" jest dla mnie piątym, bardzo udanym spotkaniem z wybitną twórczością Jakuba Małeckiego.
Autor przedstawia świat widziany oczami Anastazji Łabędowicz, dotkniętej porażeniem (nazywanym tu - porożem) mózgowym. Nastka w związku z postępującą chorobą i ograniczeniami: nie może chodzić i mówić, przeżywa świat całkiem inaczej. Zamiast narzekać i gorzknieć, cieszy się jak dziecko każdą miłą chwilą, drobnostkami. Więcej, jej los mieni się lepszym w porównaniu z płytką dolą pozostałych.
Oprócz Nastki, widzimy tu innych przedstawicieli rodziny Łabędowiczów. Miałem przyjemność poznać ich ród w "Dygocie". Autor fenomenalnie obrazuje złożoność postaci, ma się wrażenie że wchodzi w ich głowy, dzięki czemu są tak prawdziwe.
Największą uwagę w twórczości Pana Jakuba zwracam na spostrzeżenia, tak celne jak strzał z łuku ze stu metrów w dziesiątkę. Wystarcza kilka słów i wszystko staje się jasne.
Zwięzły, nieprzeciętnie klarowny język w połączeniu z wielką wyobraźnią pisarza sprawiają że powieść staje się niezapomnianą przygodą.
Tata tańczy za szybą. Podnosi rozmazane przez deszcz ręce i kołysze rozmazaną przez deszcz głową, ma zamknięte oczy i ja w końcu też zamykam swoje, i śpię, i budzę się rano, i znowu jesteśmy razem.
Łucja wierzy, że przed wspomnieniami uratuje ją balet. Nastka obserwuje świat przez okno z taką uwagą, że zdarza jej się przenosić w innych ludzi. Ich ojciec coraz częściej ucieka do jedyne...