„Star Bringer” Tracy Wolff, Nina Croft
new adult 🚀 science fiction 🚀 romance
Może najpierw o tym, co mnie drażniło, żeby zakończyć pozytywnie. Dobra wiązanka rzucona w odpowiednim momencie nie jest zła, ale w „Star Bringerze” zagrano tą nutą trochę nieumiejętnie. Szczególnie rozdziały Iana są wypełnione często niepotrzebnymi bluzgami, żeby tylko podkreślić jego buntowniczość. Sprawia to wrażenie pójścia na łatwiznę w budowaniu jego charakteru. Druga sprawa, przy której kręciłam oczami, to powtarzalność i mała wiarygodność przy romantycznych scenach. Kiedy tylko bohaterom podskakuje libido, nic innego się nie liczy, czas staje w miejscu, problemy odchodzą w niepamięć. Np. namiętne całowanie się zaraz po brutalnym pojedynku, w którym jedna z osób dostała kilka razy w twarz? No problem, nie ma żadnych śladów, syndrom Wolverine’a. Aha, zanim przejdziemy do kolejnej bazy musi coś wybuchnąć, wystrzelić, nahałasować, aby kochankom przerwać i by apetyt tylko rósł.
Teraz plusy dodatnie - „Star Bringer” jest książką, w której przygoda goni przygodę. Świat przedstawiony jest ciekawy, aż chce się go poznać lepiej. Bohaterowie postawieni w nietypowej sytuacji poznają inne perspektywy, doświadczają rzeczy, które do tej pory były dla nich zakazane, zmieniają się. Ciągła akcja, ucieczki, tajemnicze artefakty i sekrety, które dręczą każdą z postaci, to wszystko utrzymuje uwagę czytelnika. Dobrze się to czyta, a nada się szczególnie dla tych osób, którym bliżej do „fiction” niż „science”. Romans jest w stanie dostarczyć wypieków na twarzy. Myślę, że czytelnikom, którzy po prostu lubią taki rodzaj powieści, zauważone przeze mnie wady w ogóle nie będą przeszkadzać.
Było dobrze, chociaż mogłoby być lepiej, dlatego zachęcam do samodzielnej oceny.
(współpraca barterowa)