Dzika księżniczka i wampiro-smoko-fae

Recenzja książki Kingdom of Villains
Od dawna już nie miałam w ręku żadnej cieńszej i tańszej jednotomówki - w dobie popularności długich serii o opasłych tomiszczach i w cenach z kosmosu zupełnie od nich odwykłam. Jednak zmęczona zalewem tych wszystkich serii zaczęłam szukać czegoś tak na raz, dla chwilowego odpoczynku, i trafiłam na Kingdom of Villains. Z początku miałam mieszane uczucia, ale znalezione w którejś z internetowych księgarni trzy darmowe rozdziały zaciekawiły mnie na tyle, że chciałam się dowiedzieć, co dalej. Zakupiłam więc książkę i szybko ją połknęłam.

Cóż mogę rzec... Widać tu inspirację między innymi słynnymi Dworami Sarah J. Maas czy Grą o Tron. Żartobliwie nazwę to Dworami i Grą o Tron z Aliexpressu czy innego Temu, aczkolwiek wcale nie narzekam - ostatnio biorę w ciemno wszystko, co ma vibe Dworów czy fae ogólnie. Co do GoT-a, to mamy tutaj główną bohaterkę Fię, która, choć jest fae z Jasnego Dworu, to wyglądem przypomina książkową Daenerys Targaryen: ma białe włosy i fioletowe oczy, a w dodatku ze względu na swoją chęć ratowania magicznych stworzeń nazywana jest matką potworów, no i oczywiście ma swojego smoka...

Apropos smoka - książę Colvin z Mrocznego Dworu z kolei może trochę skojarzyć się z uwielbianym przez wiele czytelniczek (w tym przeze mnie) Rhysandem, lecz także jest nowym, intrygującym miksem, na który sama nigdy bym nie wpadła, mimo iż sama też piszę: nie dość, że fae, to jeszcze zmienia się w smoka oraz... pije krew jak wampir! I choć dla niektórych może to brzmieć głupio, to moim zdaniem wyszło całkiem ciekawie.

Oczywiście mamy też tutaj konflikt pomiędzy Jasnym i Mrocznym Dworem - pomiędzy królestwami Calluli i Eldornu - oraz aranżowane małżeństwo księcia i księżniczki obu, które szybko przeradza się w prawdziwą miłość. Po samych nazwach można pomyśleć, że Jasny = dobry, a Mroczny = zły, lecz wcale tak nie jest. I tu kolejne skojarzenie z Dworami Maas - Rhysand miał opinię "tego złego", podobnie jak jego Dwór Nocy, a okazało się zupełnie inaczej. To samo dotyczy Colvina i całego Eldornu.

Ale, jak już wspomniałam, wcale nie narzekam. Te wszystkie porównania i skojarzenia właśnie sprawiły, że mimo niedociągnięć, skąpych opisów, literówek (na szczęście nie było ich tak dużo jak w dylogii Rachel Gillig), akcji pędzącej na łeb na szyję czy mnogości scen erotycznych (które mi nie przeszkadzały - wszak to erotyk fantasy - i na szczęście nie były opisane w zbyt chamski sposób jak to bywa w wielu erotykach) przez książkę wręcz mi się płynęło, i to przyjemnie. Może kiedyś skuszę się na inne tytuły pióra Elli Fields, zobaczymy...

Osobiście daję książce takie 4/6 i polecam ją głównie paniom, a zwłaszcza miłośniczkom fantastyki, które czasem chcą na moment odpocząć od długich serii przy czymś, szybkim, lekkim i przyjemnym.
0 0
Dodał:
Dodano: 15 III 2025 (9 miesięcy temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 68
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Patrycja
Wiek: 33 lat
Z nami od: 02 VII 2009

Recenzowana książka

Kingdom of Villains



Odebrał jej wszystko, co znała, aby dać jej to, czego nawet nie przypuszczała, że potrzebuje. Fię nie bez powodu nazywano „dziką księżniczką”. Trudno jej było odnaleźć swoje miejsce na dworze wuja, po śmierci rodziców czuła się jak wyrzutek. Kiedy przypadkiem w pałacowych lochach natrafiła na więźnia, z którym nawiązała niewiarygodną przyjaźń, pozwoliła, aby jej serce przejęło kontrolę. Pomogła...

Ocena czytelników: 2.75 (głosów: 2)
Autor recenzji ocenił książkę na: 4.0