Mroczna baśniowa sensacja!

Recenzja książki Grimm City. Wilk!
Czerwony Kapturek, kołysząc lekko biodrami, przemierza szare chodniki Grimm City. Co rusz przejeżdżające żółte taksówki podwiewają jej krótki ceratowy płaszczyk. Obcasy stukoczą, gdy wchodzi po schodach jednego z wielu wysokich budynków Pępka. Jej słodka twarz wykrzywia się w grymasie pogardy, słodkie oczy małej dziewczynki patrzą surowo na zbliżające się w rytmie kroków drzwi do mieszkania oficera Wolfa... Ktoś się za nią skrada. Ktoś za nią idzie. Mężczyzna, wysoka sylwetka obecnie zgarbiona, notuje coś gorączkowo w małym notesie. Skórzana kurtka, broda, okulary przeciwsłoneczne, kamizelka z napisem WRITER... Czyżby to Pan Ćwiek? Ba! Klawiaturowo uwiecznia każdy ruch Czerwonego Kapturka i, jakby tego było mało, ciągnie za sobą tłumek czytelników, którzy chciwie podglądają cóż on tam notuje.

Miasto Grimm – ponura, spowita obłokami tłustej czerni metropolia to miejsce, gdzie o sprawiedliwość równie trudno, co o bezchmurne niebo. Zbudowane na ciele olbrzyma, napędzane jego smolistą krwią i odłamkami węglowego serca trwało w dawno ustalonym porządku. Do teraz. Na przestępczą scenę wkracza właśnie bezkompromisowo Nowy Gracz, a oficer policji Wolf zostaje brutalnie zamordowany we własnym domu. Czy te fakty się łączą? I czy czerwony płaszcz z kapturem zaobserwowany u głównej podejrzanej w sprawie zabójstwa czyni ze sprawy zbrodnię na tle religijnym?
Jakub Ćwiek tym razem funduje nam gorzki, brutalny kryminał noir w niezwykłym świecie inspirowanym amerykańskim podziemiem przestępczym lat dwudziestych i trzydziestych. W mieście, w którym rządzi strach i… opowieść. W tym mieście nie wybacza się żadnych błędów!
Przyznaj, spodziewasz się baśni...
Nie. Nie spodziewam się baśni, bo literacko znam tego Ćwieka jak zły szeZląg

Przed Wami chrupkie od węgla, gorzkie od smogu i śliskie od tłustych strug deszczu Grimm City, w którym Herr Stift osadził kryminał... Sensacyjnobaśniowy chciałoby się rzec. Autor stworzył zupełnie nowy, całkowicie nieklasyfikowalny gatunek. Sama nie jestem zbyt wielkim fanem szukania morderców po lasach z duszą na ramieniu, żeby na ostatniej stronie dowiedzieć się, że koncertowo zrobiono ze mnie idiotę, bo główny dobry okazał się głównym złym. A na okołoKingowe thrillery mam zbyt bujną wyobraźnię, która potem sprawia, że boję się własnego cienia i krzaka ruszonego wiaterkiem wiosennym. Fantastykę za to całym mym atramentochlupoczącym atramentem sercem KOCHAM. I mam wrażenie, że ci Czytelnicy mi podobni bardziej będą zadowoleni z Ćwiekowej lektury. Dlaczegóż? Z powodu bombowej wprost kreacji mrocznego, sensacyjnobaśniowego świata, który robi ogromne wrażenie. Oplata się wokół wątku kryminalnego tak delikatnie, że nawet nie wiemy kiedy zaczynamy myśleć Grimmowymi prawami. Dla mnie ta warstwa powieści była dużo ciekawsza niż samo przysłwiowe "ktozabił".

Jak powszechnie wiadomo Inkoholiczka (w literaturze baśniowej rozkochana, Grimami bez cenzury rozczarowana, źródeł Disneya wiecznie poszukująca) ma na punkcie kreacji świata zupełnego fioła. I oto oczom jej ukazuje się zupełnie nowoczesny, żeby nie rzec nawet science-fictionowy mash-up baśni znanych wszystkim od dzieciństwa wczesnego. Mamy olbrzyma z Tomcia Palucha, na którego ciele zbudowano miasto, mamy wilka i Czerwonego Kapturka, mamy multimilionerów Jasia i Małgosię... Dodatkowo Panautor nowy świat osadził go w zupełnie niezwykłej religii – religii literatury. W Grimm City ludzie wierzą w Bajarza, dzielą swoje życie na rozdziały, zamykają wątki, klną papierowo-klawiaturowo... To chyba rzecz, która w książce najbardziej mi się spodobała - pomysł zupełnie nowatorski i tak naturalny dla grimmowego uniwersum, że ani przez chwile nie czujemy się, jakby ktoś tu nas robił w trąbę. Wszystko jest na miejscu. A jak to wszystko powyższe okrasić jeszcze stylem Ćwieka - bezczelnym, rąbiącym po oczach twardą bezpośredniością, pachnącym ostro benzyną i smarem, chrupkim od przekleństw i cierpkim od dymu papierosowego... Wychodzi mieszanka prawdziwie wybuchowa.

Sam kryminalny wątek... Ciężko mi się na jego temat wypowiadać. Wątek jak wątek. Nothing special. A zakończenie... Jeśli będzie kontynuacja, to koniec jest wystrzałowy. Jeśli kontynuacji nie będzie to po przeczytaniu człeczyna czuje się skonfundowany totalnie, oszukany, ograbiony i zostawiony w same gumce od majtek

Nie będzie to moja ulubiona książka Ćwieka. Kłamca nie został zdetronizowany i nadal siedzi rozparty nonszalancko na szczycie podium. Historia jak historia – nią Autor bardziej zaostrza apetyt niż go syci... Ale za misterne utkanie na kanwie grimmowego świata z takim rozmachem - dzięki temu jest z pewnością warta uwagi. Uwiellllbiam takie okołobaśniowe wariacje – jeśli przyjdzie Wam jakaś literatura w tym stylu do główek to koniecznie dajcie znać
0 0
Dodał:
Dodano: 19 V 2016 (ponad 8 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 109
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: nie podano
Wiek: 32 lat
Z nami od: 20 VII 2015

Recenzowana książka

Grimm City. Wilk!



Miasto Grimm - ponura, spowita obłokami tłustej czerni metropolia to miejsce, gdzie o sprawiedliwość równie trudno, co o bezchmurne niebo. Zbudowane na ciele olbrzyma, napędzane jego smolistą krwią i odłamkami węglowego serca trwało w dawno ustalonym porządku. Do teraz. Na przestępczą scenę wkracza właśnie bezkompromisowo Nowy Gracz, a oficer policji Wolf zostaje brutalnie zamordowany we własnym d...

Ocena czytelników: 5 (głosów: 1)