Wikingowo-star warsowy mashup z mitologią w tle

Recenzja książki Red Rising. Gwiazda zaranna
Recenzja pochodzi z mojego bloga: https://inkoholiczka.wordpress.com/


To już trzecie tom trylogii Red Rising, której tytułu wolę na polski nie tłumaczyć, bo grozi to nerwacją a palpitacją. I jak zwykle los dla Darrowa nie jest najłaskawszy. Kobitka porzuciła go drzwiami od doku trzasnąwszy tak mocno, że aż tynk opadł. Rebelia, której przez dwa tomy zażarcie przewodził z wielkim hukiem upadła zmiażdżona przez Elity Władczyni jak karaluch pod butem. Wydaje się również niechlubna tajemnica proweniencji naszego bohatera – nielegalna przemiana Czerwonego górnika w Złotego arystokratę nie najlepiej robi na PR. W calutkim Układzie Słonecznym efektem domino rozpoczyna się gigantycznaa wojna na statki, wahadłowce, krążowniki, okręty i co kto ma. Przyjaciele i rodzina trafili do niewoli i w ogóle to nie wiadomo, czy jeszcze żyją. Najlepszy kumpel wypiął się na niego w dniu triumfu i wydał na pastwę nieprzyjemnego psychopaty o silnych skłonnościach sadystyczno-narcystycznych, w którego lochu Darrow w momencie rozpoczęcia fabuły przebywa. Po torturach się chłop kuruje w przyjemnym, sanatoryjnym wręcz betonowych pudełeczku, w którym to ani kucnąć ani się położyć. Nadzieja umiera ostatnia, właśnie wyje w agonii w kącie, porzucając wszelkie pozory dumy i błagając o dobicie. A to wszystko stało się jednego dnia.

To nie był najlepszy dzień dla Kosiarza. Oj, nie był.

Z ogromną przyjemnością wzięłam do ręki cieplutki jeszcze, pachnący egzemplarz trzeciej części RR. Czekałam na ową premierę przytupując ze zniecierpliwienia nóżkami, niemalże tak mocno, jak na majowy „Pomnik Cesarzowej Achai” (jeszcze tylko 26 dni! ).
Wzięłam „Gwiazdę zaranną” do ręki, otworzyłam na chwilkę, na chwileczkę, żeby tak tylko rozdzialik, no, może dwa… I wsiąkłam zupełnie – już zapomniałam, jakie zdolności ma Pan Brown. Książka ma prawie 600 stron, jest najgrubsza z całej trylogii, ale połyka się ja w mig, mogę zaręczyć.

Inna sprawa, że po nagłym zwrocie akcji na dosłownie ostatnich stronach "Złotego syna" i zostawieniu Czytelników z wytrzeszczem przerażenia Pierce Brosnan mocno pojechał. Zaowocowało to narodzeniem się w głowie czytacza "Gwiazdy zarannej" stałej czujności. Stałego wietrzenia podstępu, czekającego za winklem przebiegłego tornada, które odwróci akcję o 180 stopni. I rzeczywiście, "Gwiazda..." jest ich pełna, ale to po prostu specyfika autorskiego stylu konstruowania akcji i tyle. Z jednej strony to nawet nieźle, bo historia nie jest naiwnie niewinna, bez polotu, z cyklu "wszyscy co ważniejsi przeżyli, a akcja kłusowała prosto do happy-endu". Tutaj i czarne i kolorowe charaktery zostały stworzone wielowymiarowo. Barrrrdzo mi to podeszło, nie powiem – każdy z bohaterów jest skomplikowany, ma własne rozterki, które pomimo pierwszoosobowej narracji z porspektywy Darrowa dają się zauważyć. Z drugiej strony te ciągłe, gwałtowne zwroty akcji paradoksalnie po jakimś czasie stają się aż denerwujące, bo Czytelnik nie ma ani chwili wytchnienia. Brown na pierwszych stronach ładuje nas do miękkich, wygodnych krzesełek, troskliwie opatula nas kocykiem, przypina pasami, po czym kolejeczka powoli rusza, a on macha nam z oddali białą chusteczką. Uśmiecha się przy tym pod nosem przebiegle, bo on już wie, co czeka nas za tą górą, pod którą właśnie powoluśku podjeżdżamy. No i po pierwszym rozdziale się zaczyna:

Pierwszą część - "Złotą krew" cenię za świetny pomysł na kreację świata, bo sama fabuła bardzo mocno kojarzyła mi się mimowolnie i nawracająco z "Igrzyskami śmierci". "Złoty syn" z kolei mam wrażenie leciał siłą rozpędu po pierwszym tomie, siłą którą posiada każdy niezamknięty wcześniej wątek, każda postać domagająca się uwagi. Takie po prostu przedłużenie. A "Gwiazda zaranna"? A "Gwiazda zaranna" to, zaryzykuję stwierdzenie, najlepsza ze wszystkich trzech redrisingowych książek. Napisana z bezczelnym powerem, bogata w zupełnie nowe, zaskakujące wątki i świetne, zupełnie świeże pomysły. Odmienna od poprzednich. Jakby powiedział Siara, majom rozmach...

Łezka mi się w oku kręci, że to już koniec tej serii, bo chętnie jeszcze raz przeniosłabym się do tego świata. Świata jarzącego się milionem gwiazd, pędzącego ponaddźwiękowo krążownikami w pasie asteroid, świata rewolucji, miłości Darrowa i Mustang, pełnego wycia Sevra, pachnącego ostro helium-3, świata, który ogromnym szacunkiem darzy antyk, Rzymian i łacinę, a naszych wieżowców i marnych prób zdobycia kosmosu w ogóle nie pamięta...
0 0
Dodał:
Dodano: 04 V 2016 (ponad 8 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 137
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: nie podano
Wiek: 32 lat
Z nami od: 20 VII 2015

Recenzowana książka

Red Rising. Gwiazda zaranna



Nadzieja umiera ostatnia… Darrow au Andromedus nie ma już nadziei. Stracił wszystko, o co walczył. Przyjaciel zdradził go w dniu Triumfu. Towarzysze broni, Synowie Aresa, zostali zabici. Rodzina trafiła do niewoli okrutnego Szakala. Ukochana zniknęła bez słowa. Tajemnica jego przemiany z Czerwonego górnika w Złotego arystokratę wyszła na jaw. Jego misja, by siać chaos wśród Złotej Elity, straciła...

Ocena czytelników: 5.25 (głosów: 2)