Girls just want to have fun!

Recenzja książki Jak znaleźć faceta w wielkim mieście
www.recenzent.com.pl

Okładka nie dość, że jest w kolorze słodkim jak beza, to tytuł ma wypisany intensywną fuksją. Zestaw przedmiotów okalający litery, jak: szminka, lakier do paznokci, kredka do oczu, biały zegarek czy kocie okulary – definitywnie nie pasują do dwumetrowego, postawnego faceta. Do tego nazwisko autorki w jasnym różu i wypisane powywijaną czcionką. Wygląd sugeruje nie tyle lekką, co infantylną lekturę; w dodatku schematyczną. Oczami wyobraźni widziałam roztrzepaną trzydziestkę, uganiającą się za niedostępnym księciem (i ślub na końcu). Jednak już sam opis rozwiał moje oczekiwania.
Niespełna trzydziestoletnia Lauren wyjeżdża z Ameryki do Londynu, by wieść życie – bynajmniej nie cnotliwej – singielki. Od początku stawia sprawę jasno – nie chce się wiązać, poszukuje partnera do seksu. Ci jednak bardzo szybko się zmywają. Kobieta dochodzi do wniosku, że robi coś, co każe im wierzyć, że prędzej czy później będzie starała się zastawić na nich sidła. Gdy najlepszy z kandydatów, Adrian, ucieka, po tym jak przygotowuje mu śniadanie, Lauren postanawia się podszkolić. Zmienia życie w eksperyment – każdego miesiąca zamierza stosować się do jednego ze starych, miłosnych poradników. Czy uda jej znaleźć się złoty środek i wreszcie znaleźć partnera do romansu? I czy Londyn pozwoli jej zapomnieć o pozostawionym w Ameryce, Dylanie?
Powieść przypadła mi do gustu już od pierwszych stron. Humor, dowcip i językowa lekkość niemal natychmiast wrzuciły mnie w świat dusznych, londyńskich pubów; porannego kaca; wypalanych na balkonie papierosów oraz roztrzepanych po łóżkowych figlach włosów. Fabuła okazała się świeża i pomysłowa, a główna bohaterka naturalna i sympatyczna, pomimo swojego szaleństwa. Co ciekawsze, przeszłość Lauren i powody jej nagłego wyjazdu z Ameryki owiane są tajemnicą niemal do ostatniej strony, co nadaje całości sznyt prawie kryminalnej zagadki. Walczyłam ze sobą, żeby nie przeczytać finału przed ukończeniem całości (przegrałam, ale musicie mi to wybaczyć).
Opowieści o seksie zwykły być przesadnie wulgarne, ale nie w tym przypadku. „Jak znaleźć faceta w wielkim mieście” to historia przede wszystkim doskonałej zabawy. Melissa Pimentel nie próbuje szokować nikogo opisami wydzielin, narządów czy akrobatycznych pozycji łóżkowych. Raczej śmieje się z ludzkich zachowań – a konkretnie z tego, że wszyscy umawiają się na randki, rozmawiają ze sobą przez wiele godzin, tylko po to, by przekonać się, czy chcą zobaczyć kogoś nago. Po co te podchody? Trzeba pozwolić sobie zaszaleć! Chociaż podobny sposób myślenia jest mi daleki, to przyznaję, że nieco zazdrościłam autorce i bohaterce (według dwóch ostatnich stron, są one ze sobą po części styczne) lekkości podejścia do życia i odwagi.
Jednak „Jak znaleźć faceta w wielkim mieście” to historia nie tylko łóżkowych podbojów. Główna bohaterka próbuje odnaleźć siebie i stworzyć własne definicje miłości oraz pożądania. Popełnia błędy i stara się je naprawić. Ucieka i wraca. To historia „dojrzałej niedojrzałości”, z której wielu wyciągnąć może ciekawe wnioski. Chociaż w nietypowy sposób, to uczy się czegoś o sobie, o świecie i wadze relacji międzyludzkich.
Postać Lauren obala stereotypy związane z seksualną rozwiązłością i inteligencją. To nie kolejna Mary Sue o boskim ciele i umyśle noblisty, ale prawdziwie niezależna kobieta, która nie widzi problemu z pogodzeniem rozwoju duchowego, cielesnego, umysłowego oraz… dobrej zabawy. Nie sposób jej nie polubić, chociaż równie nietrudno nabawić się przy niej kompleksów.
Całość zaserwowana jest w opakowaniu z lekkiego, przyjemnego języka autorki, w którym przebija się umiejętność do kreowania niewymuszenie komicznej atmosfery. Nie raz i nie dwa parskałam śmiechem. Na podobnym poziomie znajdują się również dialogi. To wielka sztuka, by wymiany zdań bohaterów brzmiały naturalnie i zabawnie. Jeżeli Melissa Pimentel napisze kiedyś poradnik dla pisarzy, rozdział o rozmowach postaci pochłonę bez mrugnięcia okiem.
Nie dajcie się zwieść landrynkowej okładce, to nie banalna historyjka o poszukiwaniu księcia na białym koniu, ale naprawdę zabawna fabuła z wyrazistą bohaterką i ciekawym spojrzeniem na sprawy miłości oraz seksu. Lato dobiega już końca (zresztą akcja rozgrywająca się w wilgotnym Londynie jest mało „letnia”), więc trudno mi ją polecać na plażę. Zresztą sądzę, że „Jak znaleźć faceta w wielkim mieście” przypadnie do gustu każdej kobiecie bez względu na wiek oraz miejsce pobytu, czy porę roku. Ja zaryzykowałam, a Ty? Odważysz się?
0 0
Dodał:
Dodano: 28 VIII 2015 (ponad 9 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 142
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Alicja
Wiek: 32 lat
Z nami od: 21 I 2011

Recenzowana książka

Jak znaleźć faceta w wielkim mieście



Dwudziestoośmioletnia Lauren ucieka z konserwatywnej Ameryki do Londynu, żeby wieźć beztroskie życie singielki. Szuka niezobowiązującego romansu z kimś, z kim przyjemnie byłoby też porozmawiać. Jednak mężczyźni nie wierzą w jej zapewniania, podejrzewając pułapkę, która ma ich przekonać do monogamii i małżeństwa. Kiedy pewnego ranka przystojny Adrian ucieka w popłochu, widząc że dziewczyna usmaż...

Ocena czytelników: 4.5 (głosów: 1)
Autor recenzji ocenił książkę na: 4.5