Fantastyczny demiurg

Recenzja książki Król Bólu
„Król bólu” – osiem opowiadań/ krótkich powieści reprezentujących piętnaście lat twórczości jednego z najważniejszych polskich fantastów, kogoś, kto wybił się z gatunkowego getta i został dostrzeżony poza nim. Połowa tekstów z tego zbioru była już publikowana, a kolejne cztery: „Linia oporu”, „Oko potwora”, „Król Bólu i pasikonik” oraz „Piołunnik” to premiery. I z tą właśnie książką zmierzyłem się ostatnio. Dlaczego aż „zmierzyłem”? Ano, Dukaj oferuje fantastykę nielekkostrawną, trudną w czytaniu, pełną neologizmów, wymagającą od czytelnika spokoju i skupienia. Najlepiej zarezerwować sobie sporo czasu, bo czytanie na raty, małymi fragmentami nie zdaje egzaminu. Dukajowa proza jest więc dokładną odwrotnością literatury wakacyjno-wagonowej.

Na pierwszy ogień pisarz rzucił „Linię oporu”. Nic tu nie jest podane czytelnikowi na talerzu, chociaż w porównaniu z „Perfekcyjną niedoskonałością” ta krótka powieść wydaje się znacznie bardziej przystępna. Jak mogłoby wyglądać przechodzenie homo sapiens do stanu, w którym bylibyśmy już innymi istotami? W jaki sposób przekraczalibyśmy granice człowieczeństwa? Kim teoretycznie mamy szanse być w przyszłości? Co stanie się w sytuacji, kiedy praca nie będzie już koniecznością, a przecież COŚ trzeba w życiu robić? Dukaja interesuje człowiek u progu nowej ery, wykraczający poza siebie, zgejdżowany (z „przegrzebanym w mózgiem”), ale jednocześnie uciekający od rzeczywistości (gnoju), przeszłości i korzeni w rozmaite wizualizacje oraz gry, nazywane odpowiednio szlajami i plajami. Rodzina, stare wartości odchodzą do lamusa, stają się przeżytkami, a dom na wsi pachnie skansenem; prędzej czy później wszystko to pogrąży się w niepamięci. Początki zmian leżą gdzieś w grach rpg, blogach, czatach i w ogóle w całym Internecie. Nawet jeśli transhumanizm nas nie przekonuje i traktujemy go jedynie jako teoretyczną futurologię, nawet jeśli podczas czytania czujemy, że coś nam umyka, to i tak zachwyca potęga wyobraźni autora oraz sposób, w jaki przelewa wytwory swojego umysłu na papier.

„Oko potwora” otwierają dwa cytaty z utworów Stanisława Lema, w tym ze świetnego opowiadania „Terminus”. Właśnie w duchu „Opowieści o pilocie Pirxie” utrzymana jest ta druga w zbiorze opowieść, której narratorem Dukaj uczynił pokładowego doktora. W pamięci na dłużej pozostały mi obrazy astronautów przeszukujących kosmiczne śmietnisko i wraki statków, oraz rodzące się w przestrzeni kosmicznej obłędy. A paranoi, obsesji, szaleństw w kosmosie nie brakuje – zjawisko traktowania sprzętu i robotów jak istoty żywe, szczególnie podczas przydługich lotów, zalicza się do tych mniej groźnych. W „Oku” postacie rozmawiają ze sobą o kulturze i sztuce, zadają pytania o granice postępu, szczyt rozwoju cywilizacji – czyżby wszechświat, złożony ze skończonej liczby cząstek, zawierał w sobie ograniczoną ilość możliwości? Człowiek dąży do planowania wszelkich działań, do systematyzowania i porządkowania rzeczy, lecz gdzieś w przestrzeni kosmicznej dochodzi do chaotycznego procesu tworzenia i odtwarzania, już bez ludzkiego udziału, a za sprawą tajemniczego Astromancera.

„Szkoła”, która powstała w 1995 roku, różni się językowo od poprzednich tekstów. Poznajemy tu losy dzieciaka ze slumsów Ameryki Południowej, pełnych przemocy, prostytucji i narkotyków. Puno zna tylko prawo siły, a wiedzę o świecie buduje na podstawie oglądanych filmów. W rządowym ośrodku-szkole on i jemu podobni wyrzutkowie poddani zostają dziwnym eksperymentom. Chłopcy przechodzą złożone operacje, czego wynikiem są daleko idące transformacje ciała i umysłu. Tytułowa szkoła nie ogranicza się więc tylko do dokonywania jak najgłębszych zmian w głowach uczniów, ale posuwa się znacznie dalej. W tym opowiadaniu nieźle przedstawione zostało brutalne życie w dzielnicach nędzy – czuje się klimat brazylijskich faweli, pojawiają się nawet szwadrony śmierci.

„Król Bólu i pasikonik” to znowu popis imaginacji, przebogaty świat i oryginalna forma. Bohaterem jest plastuś, czyli ktoś obdarzony wyjątkowo elastycznym umysłem, ale też odczuwający niezwykle intensywnie każdy bodziec zewnętrzny. Nawet zwykłe „sygnały” ze świata wywołują silny ból – komputerowy login „KING OF PAIN” staje się w końcu jego drugim imieniem. Król Bólu w dzieciństwie musiał uczyć się ludzi, podpatrywał ich zachowania, tęsknił za normalnością, fascynowały go bariery intymności w relacjach międzyludzkich. Jako dorosły wchodzi w ciała innych ludzi, tak zwanych proxyków, odwiedza Amerykę Południową, gdzie rozmowy między anarchistycznymi społecznościami zawsze kończą się fiaskiem, a w wyniku wszechobecnego bioterroryzmu fauna i flora dżungli (właściwie dżunkli) przybiera przedziwne postacie. Nadal są bogaci oraz biedni, których nie stać na zmiany genetyczne i programowanie siebie. W alterterroryzmie młodzi idealiści widzą jedyny sposób walki o lepszy świat w myśl zasady, że cel uświęca środki. Ach, czegóż do „Króla Bólu” autor nie nawrzucał – tego się nie da opisać. Świetny tekst, do którego trzeba wracać, żeby odkrywać nowe smaczki. Dukaj objawia się tu jako mag słowa, fantastyczny demiurg.

W „Cruxie” częściami polskiej rzeczywistości są w równej mierze nowoczesne technologie i wspaniałe apartamentowce, staropolska, szlachecka fantazja oraz plebs stłoczony w blokowiskach. Szef firmy brokerskiej ubiera się w kontusz, nosi szablę i mówi językiem polskiego wielmoży, a w środowisku elit obraza czyjejś godności kończy się pojedynkiem. Dla odmiany ludzie z nizin –socjerzy porozumiewają się językiem znacznie uproszczonym, wręcz prymitywnym. Nie muszą już pracować (więc to już nie proletariat) i tylko wyjątkowe jednostki mają ambicje osiągnięcia czegoś w życiu. Za bohatera i niemalże mesjasza socjerzy uważają kalekiego hackera „Cruxa” Kruczyńskiego. Pisarz z rozmyłem wyolbrzymił znane w naszym kraju zjawiska społeczno-polityczne i postawy w rodzaju „mi się należy”, a pewien typ polityka nazwany został po… nazwisku. Pomysł skrzyżowania wyżej wymienionych elementów (szlacheckości, wysokiej technologii i świata ludzi ulicy) sprawdził się w praktyce znakomicie, choć po „Cruxie” oczekiwałem innego rozwinięcia i zakończenia.

„Serce Mroku” bazuje na opowiadaniu „Jądro ciemności”, tyle że z akcją osadzoną w kosmosie kolonizowanym przez światowe mocarstwa, wśród których są sowiecka Rosja oraz niemiecka Rzesza. Kapitan Erde przybywa na planetę Mrok na pokładzie statku „Goring”, by na rozkaz dowódcy bazy wyruszyć do jej serca, do niziny nazywanej Piekłem – istnej dziczy, skąd nie wrócił jeszcze nikt. Jedynie niejaki Leszczyński, tytułujący się hrabią, przeżył i wysyła w eter swoje manifesty. Leszczyński – Untermensch, Teufel we własnej osobie. Opowiadanie rzeczywiście jest mroczne jak nazwa planety, bo mówi o szaleństwie rodzącym się w głowie, otchłaniach ludzkiej duszy, władzy na poziomie pierwotnym i zabawie w boga.

Kolejna pozycja to „Aguerre w świcie”. W tej minipowieści niektórzy ludzie, za sprawą pewnej substancji, zostali przemienieni w xenotyków – niemal półbogów z kontrolowanymi emocjami. Xenotyków zrzesza Zakon, którego przywódca staje przed zagadką morderstwa, spiskiem i schizmą. Wszystko to podane w sposób niekiedy ciężki do przyswojenia i wizualizacji. Fragmenty całkowicie zrozumiałe przeplatają się z takimi, przy których czytelnik może poczuć się przytłoczony neologizmami i językiem posthuman, a to na dłuższą metę zaczyna irytować. Nie wiem dlaczego, ale w „Aguerre” najtrudniej było mi się wgryźć.

Na końcu czeka krótszy tekst – „Piołunnik”. I tu zmiana: czyta się go szybko i lekko, bez najmniejszych zgrzytów, bo napisany został zupełnie innym, „normalnym” językiem. W „Piołunniku” awaria elektrowni atomowej w Czarnobylu tak naprawdę stanowi jedynie przykrywkę dla innego wydarzenia; jego konsekwencje wykraczają daleko poza skażenie radioaktywne, o czym przekonuje się pewien funkcjonariusz SB. Pisarz udanie serwuje trochę PRL-owskich klimatów i mix z historii Polski, tylko nie wiadomo do końca jakie miało być przesłanie.

„Król bólu” to opasłe tomiszcze, prawdziwe wyzwanie dla wyobraźni i intelektu czytelnika. Właśnie rozmiary oraz zróżnicowanie formy – ta jest dla autora niczym plastelina – i treści czyni ten zbiór trudnym do oceny. Nikt tak jak Dukaj nie potrafi pisać, mało kto byłby w stanie z takim powodzeniem stylizować tekst na Lemowski – to jedna strona medalu. Druga: gdzieś przy tym transhumanistycznym stylu zdarza mi się pogubić i czasami odpłynąć poza lekturę, a to już niemała wada. Wychodzę bowiem z założenia, że jednym z najważniejszych elementów świetnej książki jest maksymalne wciągnięcie czytelnika. Co zrobić? Chyba należałoby się radykalnie zgejdżować, i/lub przeniknąć jakoś do mózgu fantasty (wykorzystać prostą osmozę?). Póki co żadne technologie – niestety! – nie są w stanie mi tego umożliwić.
Dodał:
Dodano: 31 VII 2011 (ponad 13 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 510
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Jarek
Wiek: 46 lat
Z nami od: 14 VII 2010

Recenzowana książka

Król Bólu



Jak bardzo jesteś w stanie zbliżyć się do drugiego człowieka? Wejdziesz mu do głowy? Poznasz myśli? Poznasz uczucia? Nigdy. Ciało to detal; to czy tamto, bez znaczenia. Ale wstyd ciała, ale bariera nagości, fizycznej i psychicznej, bariera zażenowania, lęku przed odsłonięciem, przed opuszczeniem maski – ona oddziela sytuacje konwencjonalne od sytuacji intymności. Ten ból, który czasami nazywamy ws...

Ocena czytelników: 4.37 (głosów: 4)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.0