Każdy zasługuje na miłość!

Recenzja książki Efemera: Sebastian
Inkub to demon, który nawiedza śpiące kobiety i kusi je współżyciem seksualnym. Najczęściej przybiera formę młodego i niebywale atrakcyjnego mężczyzny. W pewnych kręgach twierdzono, że inkub potrafi zapłodnić kobietę, a dziecko (syn) które się wtedy narodzi będzie kambionem (najpopularniejszym był Merlin).

Sebastian jest półkrwi inkubem mieszkającym w Gnieździe rozkoszy, którego zaczyna nużyć ciągłe życie demona seksualnego. Mężczyzna marzy o prawdziwej miłości, ale wie też iż w jego przypadku jest to raczej mało realne. Wszystko się zmienia gdy szukając kolejnej kobiety, którą mógłby skusić niebywałą ekstazą i tym samym pożywić się jej energią seksualną, trafia do snów Lynnei, której jedynym pragnieniem jest znalezienie miejsca w jakim będzie mogła czuć się bezpiecznie. Kobieta tak samo jak Sebastian, pragnie miłości. Ich losy łączą się ze sobą w dość nieprzewidywalny sposób.

W tym samym czasie, w jednym z ogrodów szkoły krajobrazczyń, który został zapieczętowany kilkaset lat temu, ponownie budzi się zło. Za sprawą jednej z dziewcząt pobierających tam nauki, a mającej wysokie mniemanie o własnej osobie i swoim talencie, ponownie wydostaje się na wolność aby siać zgrozę i spustoszenie w całej Efemerze. Co gorsze, Zjadacz Światów, jako pierwszy cel, obrał sobie Gniazdo Rozpusty.

Sebastian to pierwszy tom trylogii Efemera, która wyszła spod pióra jednej z moich ulubionych pisarek – Anne Bishop. Po wspaniałych Czarnych Kamieniach i niezrównanymi tomie otwierającym najnowszą serię Inni, miałam lekkie obawy czy nie popsuję sobie zdania na temat twórczości autorki. Zwłaszcza, że pierwsza część Efemery zbierała dosyć różne opinie, jednak najczęściej padało stwierdzenie, że jest dużo słabszy niż pierwsza seria tejże autorki (jaka ukazała się w Polsce). Na szczęście obawy po raz kolejny okazały się bezpodstawne. Chociaż, nie powiem, musiało trochę potrwać nim całkowicie ustąpiły pola lekkiemu zachwytowi.

Chyba pierwszy raz odkąd miałam okazję zapoznać się z twórczością autorki, zupełnie nie mogłam „wczytać” się w przedstawianą historię. Nic mnie do niej nie ciągnęło. Nie chodzi tu wcale o to, że początek jest nudny, bo nie jest. Po prostu autorka trochę zbyt długo, jak na mój gust, zwlekała z przejściem do sedna całej fabuły. Odnosiłam wrażenie, że wątki łączące początek z rozwinięciem, były pisane na siłę, zupełnie tak jakby Bishop nie do końca miała na nie pomysł.

Na szczęście w końcu wszystko się poukładało, tempo akcji wskoczyło na wyższe obroty, a pisarka po raz kolejny zaczęła czarować słowem. Swoją drogą, to naprawdę niebywałe jak doskonale Anne Bishop, nawet w nudnych momentach, potrafi przykuć uwagę czytelnika i zasiać w jego umyśle chociaż ziarno zainteresowania. Wyobraźnia i talent twórczy pisarki po prostu nie mają sobie równych, czy to w zakresie tworzenia całych historii, czy też miejsc akcji w jakich się one rozgrywają.

Fabuła, gdy już autorka odkrywa przed nami główne wątki całej trylogii, idące w parze z tymi dotyczącymi samego Sebastiana, jest naprawdę wciągająca oraz wzbudzająca niebywałe zainteresowanie. Szczególnie, że tajemnica goni tajemnice. Ma ona w sobie lekki posmak antyutopii, szczególnie jeżeli przyjrzymy się lepiej hierarchii krajobrazczyń, czy też czarnoksiężników.

Bishop doskonale wie jak rozbudować napięcie do granic możliwości, zarówno w sferze zmysłów jak i emocji. Zresztą powinnam się do tego już przyzwyczaić, skoro każda powieść autorki potrafi wzbudzić we mnie masę uczuć kotłujących się dopóki nie dotrę do końca historii, czasem nawet to nie pomaga. Tempo akcji jest dosyć dynamiczne, ale nie pędzi do przodu. Określiłabym je raczej jako umiarkowane. Dopiero kilka ostatnich rozdziałów znacznie przyspiesza.

To, co mi najbardziej nie pasowało w tej powieści (oprócz samego początku), to sposób w jaki autorka wykreowała postać Sebastiana. W zestawieniu z głównymi postaciami męskimi z innych serii. Mowa tu zwłaszcza o Daemonie Sadim, Simonie Wilcza Straż, czy też nawet Lucivarze Yaslanie. Cała wymieniona trójka odznaczała się naprawdę mocno zarysowanymi charakterami, nigdy się nie poddawali oraz byli skorzy nawet do brutalności jeżeli wymagała tego sytuacja w jakiej się znaleźli. Na ich tle, Sebastian ze swoim niezdecydowaniem i słabnącą wolą walki wypada blado i nijako.

Całe szczęście, ten niedostatek nadrabia postać Belladonny, która jest twardą oraz niebezpieczną kobietą z którą każdy powinien się liczyć, bo inaczej może się to dla niego skończyć dość niewesoło. Innymi słowy mówiąc, jest to bohaterka do jakich przyzwyczaiła nas autorka, szczególnie serią Czarne Kamienie.

Podsumowując, Sebastian to ciekawa i w ogólnym rozrachunku, wciągająca książka, której niestety trochę brakuje do pozostałych książek napisanych przez Anne Bishop. Mimo to daje nadzieje, że wraz z kolejnymi tomami, trylogia Efemera nie okaże się taka zła. Dlatego polecam każdemu, zarówno fanom autorki, jak i osobom, które nie miały jeszcze z nią styczności.

http://ogrodpelenksiazek.blogspot.com/2014/02/sebastian-anne...
0 0
Dodał:
Dodano: 25 III 2014 (ponad 10 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 166
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Natalia
Wiek: 38 lat
Z nami od: 02 XII 2011

Recenzowana książka

Efemera: Sebastian



„Niech twoje serce podróżuje bez bagażu, ponieważ to, co ze sobą przyniesiesz, stanie się częścią krajobrazu”. Dawno, dawno temu Efemera, zagrożona przez Zjadacza Świata, została rozbita na wiele tajemniczych i magicznych krain. Nazwano je krajobrazami. Między nimi rozciągają się mosty, które przenoszą podróżnych w miejsca, do których przynależą, zamiast tam, gdzie sami chcą się udać. Zjadacz Świ...

Ocena czytelników: 5.21 (głosów: 14)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.0