W imię miłości wszystko jest możliwe

Recenzja książki W imię miłości
Pamiętacie historię o małej rudowłosej sierocie, która przez pomyłkę trafiła do (jak się okazało) swojego wymarzonego domu? Tak? To w sumie nic dziwnego, ponieważ historia Ani Shirley z Zielonego Wzgórza podbiła serca milionów czytelników na całym świecie. Pewnie zastanawiacie się dlaczego piszę o tej książce, ano dlatego, że także i w Polsce ostatnimi czasy ukazała się historia pewnej małej Ani, ale tym razem trafiła ona na Jabłoniowe Wzgórze i wcale nie była sierotą. Zresztą zaraz się sami o wszystkim przekonacie. A z całą pewnością Ci, którzy nie słyszeli do tej pory o W imieniu miłości autorstwa Katarzyny Michalak. Powieść wchodzi w skład tak zwanej Serii Owocowej.

Ania ma zaledwie dziesięć lat, a już przeżyła dużo więcej niż niejeden dorosły. Teraz jednak czeka ją najtrudniejsze zadanie… Właśnie dotarła do małej wioski zwanej Koniecdrogą, aby w posiadłości Jabłoniowe Wzgórze odnaleźć swojego dziadka, który jeszcze parę lat temu nie chciał znać ani jej, ani jej mamy. Dziewczynka nie ma jednak wyboru musi prosić zgorzkniałego kawalera o opiekę nad sobą, aby nie trafić do domu dziecka. Mama dziewczynki jest bowiem umierająca i mimo miłości do córeczki, już dawno się poddała. Czy mała zdobędzie serce Edwarda? Co jeszcze wydarzy się w życiu mieszkańców Jabłoniowego Wzgórza?

To już… hmmm… w sumie to ciężko mi zliczyć ile książek Kasi mam na swoim koncie „przeczytane”. Wiem tylko, że tak samo jak wszystkie pozostałe, także i ta podbiła moje serce całkowicie i niezaprzeczalnie. Do tego stopnia, że emocje jakie wywołała we mnie jej lektura musiały dobrze opaść abym mogła w sklecić w miarę sensowną recenzje na jej temat, chociaż i tak pewnie w końcowym rozrachunku okaże się ona totalnym chaosem.

Już od pierwszej strony Kejt Em roztacza swój „swojski” czar nad czytelnikami, który po prostu zakuwa nas w kajdany emocji, oplata sznurem uplecionym ze słów, które mocno trzymają nas przy książce, dopóki nie dobrniemy do ostatniego zdania. Nie myślcie jednak, że wtedy to już koniec. O nie! Jeszcze długo po lekturze w głowie kłębią się różne myśli i pytania dotyczące niektórych fragmentów powieści. Jednak to co najbardziej uderza w tej historii to jej realność. Chociaż do tego zdania pewnie przyczepi się kilka osób, z twierdzeniami, że są w W imię miłości sytuacje balansujące na cienkiej granicy pomiędzy fikcją, baśniowością… (jak kto woli), a rzeczywistością. Fakt, są! Ale co z tego? Przecież to jest powieść, która narodziła się w wyobraźni pisarza, tudzież pisarki, a niektóre zdarzenia z realnego świata mogły być po prostu bazą na jakiej wyklarował się pomysł. Przecież gdybyśmy nawet w książkach czytali o naszej szarej i przykrej rzeczywistości, to w naszym życiu nie byłoby nawet iskierki radości rodzącej się z najbardziej błahych sytuacji. Nie można byłoby wierzyć w cuda, ani mieć na nie nadziei, a co za tym idzie, przestalibyśmy walczyć o szczęście. Bo przecież cuda jednak się zdarzają. Po prostu trzeba w nie wierzyć i walczyć o nie wszelkimi siłami (tak jak robiła to Ania z Jabłoniowego Wzgórza). I o to właśnie chodzi w takich „baśniowych” sytuacjach opisywanych przez Kasię Michalak. Ich treść to tylko z pozoru jest błaha, liczy się to co możemy wyczytać pomiędzy wierszami.

Pani Kasiu, chociaż minęło już naprawdę sporo czasu od kiedy zaczęłam i skończyłam czytać W imię miłości, to nadal zastanawiam się co Pani ze mną zrobiła tą książką. Już nie raz śmiałam się, płakałam i przeżywałam wszystko na równi z bohaterami jakich powołała Pani do życia. Jednak nigdy nie było to tak intensywne jak w przypadku tej powieści. Tym razem łzy mieszały się z uśmiechem i na odwrót, ale najbardziej co zapadło mi w pamięci to po prostu postać małej Ani, może dlatego, że sama jestem mamą (chociaż córa ma dopiero trzy latka). Może dlatego, że rezolutność i hart ducha tej małej bohaterki tak bardzo przypominają mi moją chrześnicę. Może… może… może… Dużo mogłoby być tych „może”. Jednak najważniejsze jest to, iż Ania z Jabłoniowego Wzgórza jest podobna, a jednocześnie inna niż Ania z Zielonego Wzgórza (której historię kocham równie mocno).

Podsumowując. Kasia Michalak po raz kolejny serwuje nam historię realną aż do bólu okraszoną także „gorzką” baśniowością, ale zawierającą kolejny głęboki przekaz dotyczący ludzkiego życia. Polecam ją naprawdę każdemu. Zastrzegam jednak, że sięgając i rozpoczynając lekturę W imię miłości, robicie to na własną odpowiedzialność.

http://ogrodpelenksiazek.blogspot.com/2013/09/w-imie-miosci-...
0 0
Dodał:
Dodano: 12 IX 2013 (ponad 11 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 222
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Natalia
Wiek: 38 lat
Z nami od: 02 XII 2011

Recenzowana książka

W imię miłości



Od czasu Ani z Zielonego Wzgórza nie opowiedziano tak wzruszającej historii Zaskakujące zwroty akcji, tajemnice i skrywane emocje oraz skomplikowane relacje rodzinne, to w skrócie najnowsza książka Katarzyny Michalak! Edward, właściciel pięknego starego domu na Jabłoniowym Wzgórzu, nie przeczuwa rewolucji, która nagle nastąpi w jego życiu. Rewolucja ma na imię Ania, ma dziesięć lat i właśnie st...

Ocena czytelników: 5.15 (głosów: 10)
Autor recenzji ocenił książkę na: 6.0