W dżungli strach jest dobry

Recenzja książki Rio Anaconda
Wojciech Cejrowski jest postacią rozpoznawalną w Polsce, nikomu więc przedstawiać go nie trzeba. Znany ze swych zdecydowanych katolicko-prawicowych poglądów i kontrowersyjnych wypowiedzi pierwszy kowboj RP ma też drugą twarz. Po raz pierwszy zetknąłem się z nią, podobnie jak wielu innych ludzi, za sprawą programu „Boso przez świat”. Chodzi mi o Cejrowskigo-obieżyświata, człowieka z fascynującą pasją życiową, który dodatkowo posiada wybitny dar opowiadania. Wspomniany talent, nietuzinkowy charakter i spora dawka humoru uczyniły z telewizyjnego cyklu coś, co w kategorii programów podróżniczo-przyrodniczych moim skromnym zdaniem pobiło na głowę konkurencję i wprowadziło zupełnie nową jakość. Tego faceta słucha się z uwagą i trudno oderwać się od jego opowieści o odległych (czasami nawet bardzo) kulturach i krajach. Niewielu tak umie!

Cóż, nie będę pierwszym i nie ostatnim, który napisze, że z poglądami pana W.C. na ogół nie zgadzam się dokumentnie. Bardzo często mnie irytują, często skłaniają do zastanowienia się, czy Cejrowski wypowiada je na pokaz, na złość przeciwnikom i pod (swoją) publiczkę, bo w sumie - jakby nie patrzeć - jest też dziennikarzem i „zwierzęciem medialnym”. Światopogląd światopoglądem, ale kiedy miałem okazję nabycia książki „Rio Anaconda” po nieco obniżonej cenie, nie zastanawiałem się długo. Byłem po prostu ciekawy, czy spodoba mi tak samo, jak „Boso przez świat” i czy autor potrafi umiejętnie przelać na papier swoje historie…

A papier w książce jest pierwszej jakości. Po jej otwarciu widzimy pięknie wyrysowaną mapkę pogranicza brazylijko-wenezuelsko-kolumbijskiego, a w środku sporo kolorowych zdjęć z wyprawy. Krótkie podrozdziały poprzedzielane są informacjami o wężach w dżungli, koce i kokainie, śmierci i duchach w kulturze Indian Ameryki Południowej, indiańskim jedzeniu, tamtejszych kobietach czy starcach. Jest też wiele innych ciekawostek.
Wydawca na okładce zapewnia, że czytelnik śmiać się będzie na głos i rzeczywiście nie są to czcze obietnice. Czasami trudno powstrzymać się od śmiechu, choć w niektórych z opisywanych sytuacji sam relacjonujący bynajmniej nie czuł się radośnie.

Wraz z autorem podróżujemy przez Kolumbię – kraj skorumpowany i niebezpieczny, gdzie miejscami rządowi żołnierze jeśli są w stanie kogoś bronić, to jedynie samych siebie (i swoje strażnice), gdzie głównym interesem jest produkcja i sprzedaż kokainy. Guerrilla nie oznacza walki o prawa najbiedniejszych, tylko zorganizowane grupy bandziorów, finansowane dzięki narkotykom i gotowe w najokrutniejszy sposób rozprawić się z przeciwnikami i zdrajcami. Właściwie w Kolumbii trwa stan permanentnej wojny domowej i łatwo się domyśleć, kto jest zawsze najbardziej poszkodowany.

Cejrowski zmierza jednak do lasu amazońskiego, bo on i poznanie wewnętrznych plemion Indian Carapana stanowią prawdziwy cel podróży. Jacy okazują się Dzicy?
Nie znają skarpetek, majtek ani proszku do prania. Wspomniane rzeczy nie są im jednak w najmniejszym stopniu do czegokolwiek potrzebne. Tak jak biały człowiek. Wiodą proste życie i przez to wydają się bardziej autentyczni od nas. Seks (czyli pinga-pinga) jest dla nich czymś naturalnym i niewstydliwym. Ludzi starszych otacza szacunek, gdyż przez całe życie zgromadzili Moc, czas i doświadczenie; nikt nie umiera w samotności. Indianie nie są obarczeni lękami i rzadko dotykają ich choroby psychiczne, jeśli do tego dojdzie podobno szamani są w stanie ich wyleczyć. Oczywiście, odczuwają strach, ale ten jest uzasadniony i potrzebny, bo w dżungli czyha cała masa zagrożeń w postaci jadowitych węży i pająków, piranii, jaguarów, owadów potrafiących składać jaja w ciele człowieka i wielu innych stworzeń, za spotkanie z którymi każdy serdecznie by podziękował. Strach jest dobry – jak mawia poznany przez Cejrowskiego szaman z wewnętrznego szczepu i trudno w tym przypadku się z nim nie zgodzić. Przeciętny mieszkaniec zachodniej Europy wrzucony nagle w taki świat nawet przy największym szczęściu nie przeżyłby kilku dni. Bez wiedzy, jaką posiadają Dzicy na niewiele zdałyby się zdobycze cywilizacyjne.
Schorzenia wynikające ze zwykłego przeżarcia i ogólnie niezdrowego trybu życia typu otyłość, miażdżyca czy nadciśnienie – a cóż to takiego? Carapana jedzą, by wypełnić brzuch, byleby mieć energię do funkcjonowania i nie przejmują się brakiem przypraw czy jakością pożywienia – proste jak kij od szczotki.
Z czasem wspomniany szaman staje się przyjacielem autora i opowiada panu W.C. o rzeczach, które są poza naszym pojmowaniem i wykraczają poza poznany świat fizyczny.
I tu czytający może zadać sobie pytanie: na ile Cejrowski koloryzuje? No bo jeżeli czynił tak sam Ryszard Kapuściński, dlaczego pan Wojciech nie miałby puszczać wodzy wyobraźni? Istotne jest również do jakiego stopnia wolno opowiadającemu upiększać i podbarwiać? Nie wiem, ale jeśli większość, a przynajmniej „trzon” relacji z podróży jest prawdą, w takim razie chylę czoła.

„Rio Anaconda” jest lekturą nietuzinkową, świetnym sposobem na konstruktywne spędzenie wolnego czasu. Oferuje wędrówkę w tajemniczy, groźny i odległy świat, czyli prosto do serca amazońskiej dżungli. Tam, gdzie ludzie nie naruszyli jeszcze naturalnego porządku, ku zagładzie wielu gatunków flory i fauny
… a gdzie prędzej czy później trafią buldożery i drwale, by wszystko zniszczyć.
Dodał:
Dodano: 11 XII 2010 (ponad 13 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 448
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Jarek
Wiek: 46 lat
Z nami od: 14 VII 2010

Recenzowana książka

Rio Anaconda



Rok pierwszego wydania: 2006 Ilość stron: 440 W książce autor opisuje kolejną ze swoich wypraw w głąb amazońskiej dżungli, którą podjął w poszukiwaniu jednego z izolowanych od współczesnej cywilizacji plemion indiańskich. Wojciech Cejrowski, ekscentryk z fantazją i niezwykłym poczuciu humoru, podróżnik, fotograf, dziennikarz radiowy i telewizyjny (WC Kwadrans, Z kamerą wśród ludzi). Od 20 lat or...

Ocena czytelników: 5.31 (głosów: 92)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.0