Time Riders

Recenzja książki Time Riders. Jeźdźcy w czasie
„Nie igraj z czasem, bo świat, który znasz, przestanie istnieć”.

Alex Scarrow zaczynał jako grafik, po czym zdecydował, że zostanie projektantem gier komputerowych. W końcu dojrzał i został pisarzem. Napisał wiele popularnych thrillerów orz kilka scenariuszy, ale to pisanie dla młodzieży pozwala mu do woli cieszyć się pomysłami i koncepcjami, którymi bawił się podczas tworzenia gier. Mieszka w Norwich z synem Jakubem, żoną Frances i dwoma bardzo grubymi szczurami.

Liam powinien utonąć na Titanicu w 1912 r. Maddy powinna zginąć w katastrofie lotniczej w 2010 r. Sal powinna spłonąć w pożarze w 2026 r. Jednak chwilę przed ich nieuchronną śmiercią, pojawił się przed nimi starszy mężczyzna, który zaproponował im dalsze życie - nie takie, jakie do tej pory wiedli, będą musieli się wyrzec wielu rzeczy, ale mimo wszystko przeżyją. Wystarczyło, że chwycą go za rękę, a zapewnią sobie dalsze życie.

Trójka młodych ludzi postanawia, że chce przeżyć i przenosi się razem z tajemniczym mężczyzną do 2001 r. Tam okazuje się, że będą należeć do Agencji, która szkoli Jeźdźców w Czasie, czyli strażników historii, którzy muszą zatroszczyć się o to, żeby wszystkie wydarzenia z przeszłości zostały nienaruszone - bo wystarczy, że zmieni się jedno, pozornie nic nieważne, wydarzenie, a świat, który znaliśmy może przestać istnieć. Foster, mężczyzna, który uratował trójkę agentów, wtajemnicza ich w nowe życie, które będą wiedli. Niestety nie udaje mu się nauczyć ich zbyt wiele, gdyż nasi agenci zostają od razu rzuceni na głęboką wodę - następuje przesunięcie w czasie, a to oznacza tylko jedno: ktoś zmienił historię i to bardzo drastycznie.

„Jeśli weźmiesz mnie za rękę, przeżyjesz”.

Time Riders to kolejna książka, po którą sięgnęłam „w ciemno”. Okładka i tytuł pozwoliły mi myśleć, że będzie to lektura o podróżach w czasie, a przecież właśnie takie książki lubię najbardziej, więc chyba nic dziwnego, że nawet nie wahałam się po sięgnąć po tę serię. Nawet nie wiem czego się po niej spodziewałam. Chyba miałam nadzieję, że mile spędzę przy niej czas i że będzie to kolejna książka z wątkiem podróży w czasie, którą bardzo polubię. Niestety ani trochę nie przygotowałam się na to, co zastało mnie w tej pozycji.

Zazwyczaj staram się w książkach widzieć zarówno te negatywne aspekty, jak i te pozytywne. Jednak czasami zdarzają się takie książki, o których nie mam nic miłego do powiedzenia. Tak właśnie jest w przypadku Time Riders. Te dwa punkty w ocenie dałam tylko i wyłącznie z tych powodów: Pomysł na fabułę jest według mnie świetny. Różni się od wszystkich innych, które występowały w książkach z wątkiem podróży w czasie i ta historia byłaby naprawdę bardzo dobra, gdyby... No gdyby autor chociaż trochę przyłożył się do fajnego przedstawienia tego pomysłu. Ostatnim dobrym aspektem tej książki jest fakt, że dzięki niej można łatwo nauczyć się o niedawnych czasach (w tym wypadku o czasach II wojny światowej). Ja po przeczytaniu tych ponad 400 stron dowiedziałam się kilku interesujących rzeczy o polityce Hitlera oraz o tym, jak wyglądał świat za czasów II wojny światowej. I na tym kończą się dobre strony tej pozycji. Potem jest już tylko gorzej.

Najpierw ponarzekam na bohaterów. Już dawno nie spotkałam się z tak płytkimi i bezpłciowymi postaciami jak w Time Riders. Autor napisał ponad czterystu stronicową książkę, a ja po jej przeczytaniu momentalnie zapomniałam imiona i nazwiska głównych bohaterów. Wszystkie postacie, z którymi się tam spotykamy są tak jednolite i zwyczajne, że nawet nie chce nam się słuchać tego co mówią. Mi ani jeden bohater nie przypadł do gustu, gdyż niestety Alex Scarrow nie potrafił wykreować sympatycznych postaci, które ujmą nas swoimi ludzkimi cechami charakteru. Liam, Maddy i Sal nie wyróżniali się niczym szczególnym i ani trochę nie zapadli mi w pamięci. Byli przeźroczyści, niemal biali, a ja nie potrafiłam dopatrzyć się w nich ani krzty cech ludzkich. Oczywiście autor starał się, żeby byli jak najbardziej prawdziwi, ale niestety ani trochę mu to nie wyszło. A to chyba oczywiste, że nie można mile czytać książki, gdy główni bohaterowie na każdym kroku cię irytują i są tak bezpłciowi.

Kolejny minus to długość rozdziałów. Prawie każdy rozdział wynosił po jedną lub dwie kartki i zanim coś się na dobre zaczęło to autor już kończył dany wątek i przeskakiwał do kolejnego. Rozumiem go, bo wiem, że chciał pokazać te wydarzenia z perspektywy wszystkich postaci, jednak ta ciągła zmiana narracji i czasów, w których dani bohaterowie żyli, tak bardzo mnie irytowała, że nie mogłam zmusić się do tego, żeby przeczytać chociaż jeden rozdział - a to już chyba o czymś świadczy: jeśli nie chciało mi się przeczytać jednej czy dwóch stron, to naprawdę nie wiem jak dotarłam do końca.

Naprawdę muszę powiedzieć, że już dawno nie męczyłam się tak z żadną książką. Według mnie to praktycznie nic się tam nie działo. Może faktycznie bohaterowie wyruszali w przeszłość, ale to wszystko było takie chaotyczne i niespójne, że aż miałam ochotę jak najszybciej odłożyć tę lekturę. Nie lubię tego, gdy autor pisze dla czytelników, ale nie stara się ich wciągnąć emocjonalnie w rozgrywające się wydarzenia. Właśnie to pojawiło się w Time Riders - bohaterowie przeżywali przygody, jednak po nas spływało to jak woda po kaczce: „Przenieśli się do czasów II wojny światowej? Nieźle. Nie mogą wrócić do domu? W sumie też całkiem fajnie. Możliwe, że utkną tam na zawsze? A niech sobie zostaną”. Ja ani trochę nie mogłam wczuć się w tę historię i nie czułam takiej potrzeby, żeby pochłonąć tę książkę w jeden dzień - rozwlekałam to czytanie i rozwlekałam, aż wreszcie skończyłam i byłam najszczęśliwsza na świecie, że wreszcie mogę zabrać się za coś innego.

Co jeszcze mnie denerwowało? To, że autor wszystko strasznie rozciągał w czasie. Ja na początku byłam bardzo zainteresowana tą historią, jednak w miarę upływu stron robiło się coraz bardziej nudno i cały czas tylko zadawałam sobie pytanie: „Kiedy wreszcie zacznie się coś dziać?”. Myślałam też, że to ponad 400 stron nie będzie dla mnie żadnym wyzwaniem, kilka godzin i po sprawie, jednak historia mnie tak bardzo nużyła, że tylko liczyłam ile stron zostało mi do końca. Chyba jeszcze nigdy nie miałam takiej sytuacji, w której chciałam odstawić lekturę w połowie i posadzić w najdalszym kącie biblioteczki. Niestety te 400 stron było męczarnią, a ja nie mam zamiaru jej nigdy więcej powtarzać.

Z tego co wiem to seria Time Riders ma mieć siedem części... Ja wymiękłam na pierwszej i nawet nie mam zamiaru sięgać po kolejne sześć, bo czuję, że będzie tylko gorzej. Już po przeczytaniu opisu drugiego tomu wiem, że zasłużyłby u mnie na najniższą ocenę, więc po prostu oszczędzę trochę czasu i zapomnę o tej serii raz na zawsze. Jeśli macie do wyboru: przeczytanie Time Riders lub pływanie w akwarium pełnym rekinów ludojadów, które właśnie czekają na obiad w porze karmienia - to polecam tę drugą opcję: jestem przekonana, że lepiej na tym wyjdziecie. W porównaniu z innymi książkami, w którym występuje wątek podróży w czasie to ta historia wypada naprawdę blado. Jeśli szukacie dobrej książki o właśnie takim wątku, to trafiliście pod zły adres, jeśli myślicie o Time Riders. Tę pozycję od nieuchronnej zguby uratował tylko dobry pomysł (fatalnie wykonany, ale już mniejsza z tym) oraz możliwość szybkiej nauki paru faktów o II wojnie światowej. Ja ze swojej strony bardzo nie polecam, a wręcz odradzam.

„Otworzyć czasoprzestrzeń to jak otworzyć drzwi do samego piekła. (...) Zastanów się, Paul... jeżeli człowiek może postawić nogę w piekle, to cokolwiek tam istnieje, może z równą łatwością przejść przez te same drzwi i wejść do naszego świata”.
0 0
Dodał:
Dodano: 14 V 2013 (ponad 11 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 519
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Anka
Wiek: 27 lat
Z nami od: 15 V 2012

Recenzowana książka

Time Riders. Jeźdźcy w czasie



Liam O’Connor powinien zginąć na morzu w 1912 roku. Maddy Carter powinna umrzeć w katastrofie lotniczej w 2010 roku. Sal Vikram powinien zginąć w pożarze w 2029 roku. Jednak na chwilę przed wydaniem ostatniego tchnienia pojawił się przed nimi ten sam tajemniczy mężczyzna, który wypowiadał zawsze te same słowa: „Złap mnie za rękę…” Jednak Liam, Maddy i Sal nie zostali ocaleni. Zostali zwerbowani...

Ocena czytelników: 3.93 (głosów: 8)
Autor recenzji ocenił książkę na: 1.0