Wojny światów

Recenzja książki Insygnia wojny światów
"Twój kraj cię potrzebuje. Pozostaje tylko pytanie, czy masz dość ikry, żeby wygrać dla nas tę wojnę?"

S.J. Kincaid urodziła się w Alabamie, dorastała w Kalifornii, uczęszczała do szkoły w New Hampshire, ale dopiero mieszkając w mrocznej części Szkocji, uświadomiła sobie, że chce być pisarką. Insygnia. Wojny światów to jej debiut literacki. W przygotowaniu druga część cyklu.

Tom Rains nie ma łatwego życia. Nie ma na tyle pewnej pozycji, żeby wiedzieć czy danego dnia będzie miał dach na głową. Czy jego ojciec znowu przegra wszystkie pieniądze i będą musieli spędzić noc na ławce w parku albo na dworcu? Od dawna jego jedynymi przystankami i powiernikami były kasyna z grami wideo. Ojciec był hazardzistą, więc trwonił niemal cały majątek na liczne gry, natomiast w takich sytuacjach Tom uciekał do świata wirtualnej rzeczywistości i ogrywał swoich przeciwników, żeby zdobyć pieniądze chociaż na jakiekolwiek jedzenie.

Zawsze chciał być kimś wyjątkowym, a nie tylko pryszczatym chłopakiem, grającym w gry, który biegał od kasyna do kasyna ze swoim ojcem. Pewnego dnia jego dotychczasowy świat ulega absolutnej zmianie. Ktoś dostrzega jego osiągnięcia w wirtualnych grach i otrzymuje propozycję, którą wielu młodych chłopaków chciałoby dostać. Może zostać kadetem Sił Układu Słonecznego w Wieży Pentagonu. Dostanie się do elitarnej szkoły wojskowej i będzie mógł się szkolić, żeby znaleźć się w Kompanii Camelotu. Który nastolatek by tego nie pragnął? Wreszcie pozna cudownych przyjaciół i będzie mógł pomagać Indo-Ameryce w pokonaniu Ruso-Chińczyków w III wojnie światowej.

"Teraz jednak zaczął rozumieć, od czego są przyjaciele: przypominają, że w gruncie rzeczy nie jest aż tak źle. Że trzeba umieć śmiać się z samego siebie".

Z ręką na sercu przyznam, że kompletnie nie wiedziałam czego mam się spodziewać po tej książce. Po tytule i okładce wnioskowałam, że może to być książka z pogranicza space opery lub science-fiction. Właściwie się nie pomyliłam. Mimo wszystko obawiałam się, czy ta historia wciągnie mnie tak mocno jak inne książki. Z science-fiction do tej pory nie miałam zbytnio dobrego kontaktu, jednak ta historia otworzyła mi nieco oczy i poszerzyła moje horyzonty na książki z tego gatunku. Czy warto było sięgnąć po taką niewiadomą, jaką były dla mnie Insygnia? Z czystym sumieniem mogę przyznać, że tak.

S.J. Kincaid wprowadziła na rynek powiew świeżości. Ostatnimi czasy namnożyło się książek o tematyce fantastycznej, które traktują sam ten gatunek raczej ogólnikowo, natomiast od dawna nie było takiej historii, która przedstawiałaby nam naprawdę dobre science-fiction. W Insygniach jest pełno nowych zaskakujących urządzeń, a sam świat został przedstawiony w bardzo ciekawy sposób. Wojny nie są już prowadzone na Ziemi, ale zostały przeniesione do kosmosu, żeby nie niszczyć naturalnego środowiska człowieka. Państwa nie walczą bezmyślnie między sobą, ale zawarły sojusze, tak że teraz możemy mówić o Indo-Ameryce i Ruso-Chinach, jako o dwóch połączonych jednostkach, a nie osobnych państwach. Chyba wielu autorów książek roztrząsa temat III wojny światowej i każdy ma jakąś własną wizję na temat tego wydarzenia. S.J. Kincaid wyszła nam naprzeciw ze swoim pomysłem, który tchnie w nas chociaż odrobinę nadziei. Raczej chcielibyśmy takiej rzeczywistości, w której III wojna światowa nie byłaby prowadzona na Ziemi, ale poza jej obszarem, tak żeby nie skrzywdzić żadnego człowieka. Może wizja autorki jest nieco podkoloryzowana, ale nie można jej zarzucić tego, że nie do spełnienia.

Bardzo szanuję sobie pisarzy, którzy dogłębnie przedstawiają nam problematykę zawartą w swojej powieści. S.J. Kincaid zbudowała świat książki od samych podstaw, stworzyła nową historię i wyczerpująco przedstawiła temat wojen galaktycznych. Wielu autorom można zarzucić, że mieli dobry pomysł, ale nie wiedzieli co z nim dalej zrobić, natomiast widać, że Insygnia zostały przemyślane od początku aż do samego końca. Nie pozostało miejsca na żadne niedomówienia, bo autorka starała się nam przedstawić nawet najtrudniejsze aspekty swojej wizji przyszłego świata, w jak najbardziej czytelny i prosty sposób. Widać, że ma naprawdę dużą wiedzę na temat programowania komputerów oraz szkolenia wojskowego, bo według mnie te tematy zostały bezbłędnie przedstawione i opisane.

" - (...) Miałem kiedyś fantastyczną bliznę nad okiem, która po operacji także zniknęła. Szkoda. Dzięki niej wyglądałem bardziej męsko.
- Nie wierzę.
- Naprawdę miałem bliznę. - Vik wskazał na swoją brew.
- Tak, w to wierzę. Po prostu nie mogę sobie wyobrazić, żebyś kiedykolwiek wyglądał męsko".

Bohaterom również nie mam niczego do zarzucenia. Postać Toma była według mnie naprawdę dobrze wykreowana - niedoceniany młody strateg, który otrzymuje swoje "pięć minut" od losu. Nie denerwował mnie swoimi decyzjami ani żadnymi innymi czynami i niemal zawsze zgadzałam się z jego postępowaniem. Jednak nie tylko postać Toma zasługuje na głośne oklaski, bo wszyscy bohaterowie w tej książce są barwni i sympatyczni. Można bardzo szybko się z nimi zaprzyjaźnić i są tak ciekawymi osobistościami, że zapadają w głowie na bardzo długo. Dodatkowym atutem jest fakt, że główny bohater jest chłopakiem. Ostatnio w wielu książkach pokazują się dziewczyny i już od dawna nie czytałam historii, w której to poznawalibyśmy świat z punktu widzenia mężczyzny. Ja sama jestem bardzo ciekawa, jak pisało się autorce tę książkę - jednak była kobietą, więc musiała zbadać zakątki umysłu przeciwnej płci, żeby móc myśleć w podobny sposób. Mimo tego, że S.J. Kincaid jest kobietą to nie doszło tutaj do "skobiecenia" głównej postaci. Tom był mężczyzną z krwi i kości. W żadnym stopniu nie posiadał leciutkich i subtelnych cech dziewczęcych (co się często zdarza w książkach z chłopakiem w roli głównej, które napisała kobieta), ale odznaczał się typowo męskim charakterem.

W tej historii można zatracić się już od pierwszych stron. Akcja niemal od razu nabiera szybkiego tempa i razem z Tomem możemy poznawać nowe otoczenie i ten nowy świat, w którym przyszło mu żyć. Przyznam szczerze, że ja na początku byłam nieco skonsternowana, bo jednak musiałam przystosować się do tych wszystkich rewelacji, które wymyśliła dla nas autorka. Tutaj wojny galaktyczne, tam procesory neutronowe - to wszystko było dla mnie nowe. Jednak jest jeszcze jedna cecha, którą odznacza się tak historia. Książka jest naprawdę bardzo zabawna i podchodzi z humorem do wielu sytuacji z codziennego życia. Mimo tego, że ta młodzież musiała iść od razu do wojska, to zachowała całą swoją beztroskę i poczucie humoru. Bohaterzy nie byli zrobieni na pokaz, ale przedstawiali cechy typowe dla młodych ludzi.

Cóż mogę powiedzieć? Mój umysł radował się przy czytaniu tej książki i bardzo prosi o jeszcze więcej. Nie mogę się już doczekać kolejnej części przygód Toma i jego przyjaciół, a jeszcze bardziej wyczekuję na ekranizację, którą podobno ma się zająć 20th Century Fox. Insygnia to książka, z którą jeszcze nigdy wcześniej się nie spotkaliście, a ja gwarantuję Wam, że będzie z tej znajomości naprawdę bardzo szczęśliwi. Ze swojej strony mogę ją z całego serca polecić wszystkim osobom, nie tylko tym zakochanym we wszelkiego rodzaju fantastyce. Książka z pewnością podbije serca wszystkich czytelników!

" - Nie ma już Doktora Śmierci?
- Nie, jest Doktor Śmierci, ten z Fantastycznej Czwórki. My będziemy w liczbie mnogiej, ze śmiercią w dopełniaczu. (...)
- Dobra, niech będzie. Mamy tytuły doktorskie w dziedzinie śmierć.
- Nie, nie. Jesteśmy doktorami medycyny. Widzisz, jako naukowcy musielibyśmy mieć też zajęcia na uczelni. Jako lekarze zajmowalibyśmy się medycyną.
- Dlaczego Doktorzy Śmierci mieliby zajmować się medycyną?
- Uprawialibyśmy diaboliczną medycynę. (...)
- Ale prowadząc zajęcia, moglibyśmy wychowywać sobie sługi. Diabelskich żołnierzy, stary".
0 0
Dodał:
Dodano: 22 IV 2013 (ponad 11 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 167
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Anka
Wiek: 27 lat
Z nami od: 15 V 2012

Recenzowana książka

Insygnia wojny światów



Tom Raines chciałby być kimś wyjątkowym. Niestety jego życie jest wyjątkowo… nudne – to nieustająca wędrówka od kasyna do kasyna z ojcem, pechowym hazardzistą. Tom zarabia na nich obu, wyzywając innych na pojedynki w grach komputerowych. Pewnego dnia wszystko się zmienia. Ktoś dostrzega jego osiągnięcia w świecie wirtualnych potyczek. Tom dostaje propozycję – może zostać kadetem w Wieży Pentagonu,...

Ocena czytelników: 5.2 (głosów: 10)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.0