Zieleń szmaragdu

Recenzja książki Zieleń szmaragdu
Gwendolyn jest przekonana, że miłość Gideona był tylko na pokaz i tak naprawdę nic do niej nie czuł. Po takim odkryciu wiele osób by się załamało, jednak ona nie ma na to czasu. Musi skupić się na tym, co dzieje się wokół, bo inaczej może się to źle skończyć. Wkrótce przekonała się, co takiego pozostawił dla niej dziadek i postanowiła to wykorzystać. Przez konieczność poddawania się elapsji nie może unikać spotkań z Gideonem, który zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Chciałby też powiedzieć jej coś ważnego, ale Gwen nie ma zamiaru go słuchać. Czy dobrze robi? Przecież to nie może trwać w nieskończoność, mają do wykonania misję, czeka ich też bal. Co wtedy?

"Zostańmy przyjaciółmi - ten tekst to już doprawdy był szczyt. Na pewno za każdym razem gdy ktoś wypowiada te słowa, gdzieś na świecie umiera jedna nimfa."



Gwendolyn, jak zawsze, może liczyć na Leslie, Xemeriusa oraz kilku członków swojej rodziny (nie tylko tych żyjących). Wspierają ją jak tylko mogą, co wychodzi im całkiem nieźle. Wkrótce na wiele spraw pada nowe światło, powoli na jaw wychodzi prawda, która bardzo zaskakuje bohaterów. Wszystko wydaje się skomplikowane i najwyraźniej właśnie takie jest. Teraz pozostaje im jedynie zapobiec temu, co może się stać, bo cena jest zbyt wysoka...

Przed czytelnikiem wciąż rozciąga się cała masa tajemnic, które stopniowo są przed nim odkrywane. Nie wszystkie były dla mnie zaskoczeniem, niektórych od dawna się domyślałam, co nie zmieniło faktu, że znów nie mogłam się oderwać od lektury. Podobało mi się to, że autorka dała możliwość snucia własnych wniosków, zamiast podawać wszystkie informacje jak na tacy. Co do zakończenia, choć nie spodziewałam się tego, co się stało, pozostał mi mały niedosyt. Wszystko skończyło się tak nagle, ale może to tylko taki mój wymysł, bo nie chcę się jeszcze rozstawać z bohaterami? Trudno powiedzieć...

"Obaj wyczekiwani z utęsknieniem książęta z bajki tego ranka pozostawili swe konie w stajni i przyjechali metrem - zadeklarował uroczystym tonem Xemerius."



Uwielbiam to specyficzne poczucie humoru Xemeriusa! Choć niektórym może się wydawać irytujący, uważam, że jego postać wiele wniosła do książki, a w niektórych momentach pomogła uniknąć zmiany w romansidło (kto czytał, ten powinien mnie zrozumieć). Poza tym książka skusiła mnie do spróbowania herbaty, o której często się w niej słyszy (miętowa z cytryną i cukrem) i nie dziwię się, czemu Gwendolyn tak się nią zachwycała. Z Trylogią Czasu bardzo miło spędziłam dobrych kilka godzin, aż trudno uwierzyć, że to już koniec. Pozostaje mi jedynie powspominać ją od czasu do czasu, poza tym planuję sięgnąć po jakąś inną książkę pani Gier.

Recenzja z mojego bloga:
krople-szczescia.blogspot.com/2013/04/k-gier-zielen-szmaragdu.html
0 0
Dodał:
Dodano: 13 IV 2013 (ponad 11 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 457
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Zuza
Wiek: 27 lat
Z nami od: 04 VII 2012

Recenzowana książka

Zieleń szmaragdu



Info: tytuł w oryginale: Smaragdgrün data wyd.: 2012 stron: 456 Opis: Zieleń Szmaragdu to trzeci tom trylogii czasu. Co robi dziewczyna, której właśnie złamano serce? To proste: gada przez telefon z przyjaciółką, pochłania czekoladę i całymi dniami rozpamiętuje swoje nieszczęście. Ale Gwen – podróżniczka w czasie mimo woli – musi wziąć się w garść, chociażby po to, żeby przeżyć. Nici intrygi...

Ocena czytelników: 5.51 (głosów: 135)
Autor recenzji ocenił książkę na: 6.0