Ciężka lekcja życia

Recenzja książki Merlin: Siedem pieśni
Thomas Archibald Barron od małego marzył o karierze pisarskiej zwłaszcza, że wychowywał się w przepięknej scenerii Gór Skalistych, których krajobraz był doskonałym tłem dla fantastycznych historii. Niestety na początku miał niemałe problemy ze znalezieniem wydawcy dla swoich utworów. Dlatego poświęcił się nauce. Studiował na Uniwersytecie Princton na wydziale historii. Ukończył także Harvard na wydziale ekonomii i prawa. Całkowicie pisarstwu poświęcił się w 1990 roku kiedy to wrócił do Colorado. Od tamtego czasu napisał naprawdę wiele powieści. Niektóre z nich przeznaczone są dla dzieci, dla młodzieży lub są to po prostu książki przyrodnicze. Merlin. Siedem pieśni jest drugim tomem z serii Merlin.

Merlin przywrócił spokój i nadzieję na Fincayrze. Jednak zło nie śpi i tylko czeka aby ponownie zaatakować. Dlatego jej mieszkańcy starają się jak najlepiej przygotować do obrony, dlatego rozpoczynają od przywrócenia życia w spustoszonych krainach. Zadanie to przypada w udziale Merlinowi, który jako jedyny potrafi poruszyć magię zaklętą w Harfie Kwitnienia – jednego ze skarbów Fincyray; ponieważ posiada serce czarodzieja. Jednak Merlin szybko porzuca powierzone mu zadania i to z powodu swoich poniekąd samolubnych pragnień. Chce bowiem sprowadzić na magiczną wyspę swoją matkę, za którą bardzo tęskni. Nie spodziewa się jednak, że tym sposobem sprowadzi na nią straszny los, bowiem kobieta zatruje się kwiatem, który został przeznaczony do zgładzenia jej syna. Teraz chłopak musi wyruszyć w niebezpieczną podróż aby odnaleźć i zrozumieć duszę siedmiu magicznych pieśni. Dzięki temu będzie mógł się udać do Zaświatów aby zdobyć eliksir dla swojej matki. Razem z nim w drogę wyrusza jego wierna przyjaciółka Rhia, a także przygnębiający Bambulo, który za wszelką cenę chce stać się błaznem. Jakie przygody na nich czekają? Czy uda mu się uratować matkę?

Po książkę sięgnęłam przede wszystkim ze względu na postać Merlina. Jest to chyba jedna z najbardziej znanych postaci żyjących w legendach różnych krajów. Może właśnie też z tego powodu oczekiwała po książce czegoś znacznie lepszego niż otrzymałam.

Sam pomysł na fabułę, która miałaby przedstawić młodość i to jak szkolił się na największego z pośród czarodziei jest naprawdę świetny. Szkoda tylko, że jego wykonanie już nie. Zawiodłam się zwłaszcza gdy autor przeszedł do opisywania jak Merlin zdobył i zrozumiał wszystkie Siedem Pieśni. Prawdę mówiąc liczyłam na to, że będą to wątki dużo bardziej spektakularne, a co za tym idzie także i rozbudowane. Natomiast T. A. Barron poszedł po najmniejszej linii oporu i zawarł to wszystko w finale poszczególnych rozdziałów, które noszą nazwy zdobywanych umiejętności. Wydaje się to tym bardziej nienaturalne, że za każdym razem naszemu młodemu bohaterowi, ktoś po prostu podsuwał podpowiedzi. Rozumiem, że jest to książka której grupą docelową jeżeli chodzi o czytelników jest młodzież, ale przecież każdy rozpozna odpowiedź podsuniętą na tacy, skoro napisane jest to w dość nieudolny sposób.

Również tempo akcji nie nastraja zbyt optymistycznie do powieści. Od samego początku jest bardzo spokojne i stonowane. Przez co wytworzył się bardzo melancholijny klimat, który utrzymuje się przez cały czas trwania fabuły. Co prawda autor parę razy chciał nadać jej trochę dynamiki lecz, jak dla mnie, skończyło się jedynie na chęciach. Wszystko to spowodowane właśnie powyżej wspomnianym klimatem, który wręcz wylewa się z kart powieści.

Jednak najbardziej zawiodły mnie postacie i sposób w jaki zostały one wykreowane. Wszystkie są raczej płaskie i potrafiące wyrażać tylko smutek. Każde inne uczucie czy stan ducha w ich wykonaniu wygląda po prostu nijako. Tak jakby autor zapomniał tchnąć w nich życie i chociaż trochę charakteru. Na szczęście Merlin, gdzieś tak od połowy książki, zaczyna lepiej rokować. Możemy bowiem oglądać jego duchową przemianę (jeżeli odrzucimy oczywiście wszystkie mankamenty fabuły). Chłopak dorasta na naszych oczach i zaczynają wytwarzać się w nim nie tylko magiczne moce, ale także zalążki charakteru, który mam nadzieje, że będzie ewoluował w dalszych tomach.

Podsumowując. Merlin. Siedem pieśni to raczej dość kiepska książka, ale nie potrafię jej definitywnie skreślić i powiedzieć: Nie polecam! Nie czytajcie! Zresztą to się tyczy całej tej serii. Ja po prostu uwielbiam postać Merlina (tak samo jak Króla Artura) i choćby tylko z tego powodu sięgnę po następne części, które mam cichą nadzieję, iż okażą się lepsze. Natomiast to czy sięgnąć po tę książkę i cykl, zostawiam już do waszego osobistego uznania.

http://ogrodpelenksiazek.blogspot.com/2012/08/merlin-siedem-...
0 0
Dodał:
Dodano: 24 VIII 2012 (ponad 12 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 171
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Natalia
Wiek: 38 lat
Z nami od: 02 XII 2011

Recenzowana książka

Merlin: Siedem pieśni



Opis Merlin przywrócił nadzieję mieszkańcom Fincayry, magicznej wyspy między ziemią a niebem. Ale krainie nadal grozi wielkie niebezpieczeństwo – a jego pierwszą ofiarą jest matka Merlina. Żeby ją uratować, chłopiec musi poznać tajniki Siedmiu Pieśni Mądrości. Jednak zanim tego dokona, czeka go starcie z ogrem, którego jedno spojrzenie może być zabójcze. PREMIERA 30.05.12 Cykl: 1. Merlin: Niezn...

Ocena czytelników: 4.75 (głosów: 4)
Autor recenzji ocenił książkę na: 3.5