VanillaEssa | Utworzono: 07 IV 2011, 22:20:14 (ponad 14 lat temu) | |
Czym jest doskonałość? Perfekcja, ideał. "Doskonałość osiąga się nie wtedy, kiedy nie można już nic dodać, ale kiedy nie można nic ująć." Antoine de Saint-Exupéry Całe życie powinno się do tego dążyć do doskonałości. Filozofia buddyzmu jest na tym skupiona. Jednak tam z kolei przejawia się ona w formie idealnego spokoju. Osiąga się ją dopiero po śmieci, i dopiero w entym wcieleniu. Bardziej bliższa mi jest teoria Nietzschego. Postawił on ją w hierarchii wartości na najwyższym miejscu. Lubię się nad tym zastanawiać, gdyż obserwując ludzi dochodzi się do takiego właśnie wniosku jak Nietzsche. Że ludzie ze względu na postawę życiowa dzielą się na dwie grupy: na tych którzy wiedzą czego chcą i to oni będą odgrywać znaczącą rolę w historii, i na tych, którzy modlą się tylko by przeżyć następny dzień - nieważne jak. Czy ci drudzy są więc tłem dla rozwoju tych pierwszych? |
edziulka | 07 IV 2011, 23:00:06 (ponad 14 lat temu) | +0 -0 | 1# | |
Każdy może być w tej pierwszej grupie ludzi, w końcu każdy może zmienić podejście. Choć i każdy z nas miewał chyba i takie dni kiedy się modlił żeby po prostu go przetrwać Właściwie każde wyznanie i każdy światopogląd polega mniej więcej na tym samym. Na dążeniu do dokonałości, inaczej można to chyba nazwać dążeniem do szczęścia. Nie trzeba do tego nikogo za bardzo przekonywać, w końcu chcemy być szczęśliwi, choć każdy przez to rozumie coś trochę innego. Jeśli szczęście określić jako stan kiedy osiągniemy coś czego nam do niego brakuje, to jesteśmy jak igła kopmasu, orientujemy na szczęście bo taka jest nasza natura | ||
VanillaEssa | 08 IV 2011, 07:23:10 (ponad 14 lat temu) | +1 -0 | 2# | |
Szczęście jest doskonałością, gdy osiągamy życiową harmonię, stabilizację. Tak się dzieje gdy wiemy że w życiu chcemy związać się z jednym człowiekiem, założyć z nim rodzinę i mieć dobrą pracę. Jednak co gdy się już to osiągnie? W człowieku zawsze budzą się wątpliwości, które mogą zniszczyć wszystko to, co do tej pory osiągnął. Jest jeszcze druga kwestia. Co z ludźmi, dla których powiedzmy szczęście rodzinne nie istnieje, albo jest tylko złudzeniem? Nie odnajdują się oni w żadnym społeczeństwie, bo ciągle szukają, najczęściej swojej doskonałości, nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Szukają całe życie, ciągle się rozwijając, kształtują swój światopogląd, jednak przez te właśnie ciągłe poszukiwania nie zaznają szczęścia. To samo społeczeństwo ich wyklucza, bo manifestują oni poglądy odmienne od ogólnie przyjętych. To jest ich bariera zatrzymująca szczęście, ale nie zatrzymująca doskonałości, gdyż mogą oni czuć się nieszczęśliwi, ale nie zaprzestaną szukać ideału. |
||
edziulka | 08 IV 2011, 10:51:09 (ponad 14 lat temu) | +1 -0 | 3# | |
No dobra, ale mamy rodzinę, dzieci i mało kto wtedy mówi że już osiągnął wszystko co chciał, pojawia się nowy cel – własny dom poza miastem chociażby, czy rozwijanie nowych pasji na emeryturze podróże kiedy będzie na to czas. Nie ma tak że sobie siadamy, spisujemy swoje cele, odhaczamy zdobyte, a jak zdobędziemy wszystkie siadamy i czekamy na śmierć. Mamy w głowie listę marzeń, ale ona ciągle ewoluuje, jedne są w danym momencie ważniejsze od innych, niektóre zanikają, przestają być potrzebne, inne się pojawiają dużo później A jasne że są też ludzie którzy mają inne priorytety niż „zwykłe szczęście”. Szukają więc tego prawdziwego, wielkiego celu w swoim życiu, poświęcają temu wiele energii i czasu, no ale cóż, jeśli tego naprawdę chcą to chyba nic w tym złego Ale jeśli człowiek lubi to co robi, to ma z tego jakieś poczucie szczęśliwości, satysfakcji choćby chwilowe, że dąży do tego swojego celu. Jeśli czegoś takiego nie ma, to znaczy chyba że ten człowiek nie bardzo wie czego konkretnie oczekuje od życia, szuka po omacku. A życie nie ma innego celu od tego jaki sobie wyznaczymy, moim zdaniem |
||
VanillaEssa | 08 IV 2011, 11:14:41 (ponad 14 lat temu) | +1 -0 | 4# | |
ale czy ciągłe dodawanie nowych celów po realizacji poprzednich nie jest tak jakby odwlekaniem nieuniknionego? Zgodnie z zasadą fatalizmu każdy człowiek trafia na ziemię z jakąś konkretną 'misją'. Tylko ważniejsze jest, ilu tak naprawdę zostało fatalistów? Takich, którzy wierzą, że wszystko zostało zapisane. Przeważnie mówi się, że człowiek kowalem własnego losu, ale gdy coś mu się nie udaje on zrzuca to na pech lub inne czynniki zewnętrzne, czyli dla wygody i spokoju sumienia staje się nieświadomym fatalistą. Oczywiście człowiek zmienia swoje poglądy w trakcie życia, co wiąże się ściśle z jego doświadczeniami i wyborami, których dokonał. Ale gdy wszystko jest zapisane, powiedzmy - w gwiazdach, to i tak wszystko doprowadzi go tam, gdzie powinien być. Czy życie to teatr, a my jesteśmy tylko marionetkami? Jeśli tak, nasze dążenie do doskonałości jest sztuczne, albo z góry skazane na upadek, jak w przypadku Raskolnikowa choćby. Martwi mnie jedno, że w ogólnie w społeczeństwie mówi się o 'respektowaniu' poglądów chyba że naruszają czyjąś godność osobistą. W rzeczywistości tak nie jest. Wszyscy przecież mamy pragnąć rodziny, ciepła, posiadania własnych dzieci - bo to jest dobre i bezpieczne. (uczepiłam się tej rodziny ) Na każdego, kto chce realizować się w życiu zawodowym, kto chce poświęcić się przyjemnościom tego świata mówi się materialista, 'człowiek niezdolny do wyższych uczuć'. Czy ta obłuda bierze się ze strachu przed złamaniem stereotypu, obyczajów przekroczenia granic? |
||
edziulka | 08 IV 2011, 13:56:48 (ponad 14 lat temu) | +0 -0 | 5# | |
Nie słyszałam takiej opinii. Rodzinę podałam jako przykład. Przecież można się realizować zawodowo nie skazując się przy tym na celibat, wieczne singielstwo, brak życia towarzyskiego czy co tam. Chyba że komuś to pasuje. I wtedy też nie jest z gruntu złe Na początek drogi do doskonałości trzeba chyba zrozumieć że w życiu nic nie musimy, a możemy praktycznie wszystko. Żeby się tylko w tym dobrze czuć samemu ze sobą. Ten wspomniany Raskolnikow przekroczył tą granicę - zrobił coś co mu nie dawało spokoju - długo mu też zajęło zrozumienie tego, ale w końcu wrócił na właściwą drogę do doskonałości. Czy gdyby był biedny zabiłby lichwiarkę? Pewnie nie bo by jej nie znał. Czy gdyby jej nie zabił żałowałby? W dłuższej perspektywie na pewno nie, ale nie w tym rzecz. Podjął w pewnym momencie taką a nie inną decyzję, która zaburzyła jego dążenia do doskonałosci, potknął się, ale powrócił do pionu. Może w tym jego błąd że chciał zbawiać świat, a zapomniał że trzeba zacząć od siebie |
||
VanillaEssa | 08 IV 2011, 14:11:09 (ponad 14 lat temu) | +0 -0 | 6# | |
do Rodiona mam takie samo odczucie, był zbyt słaby, by poświęcić się swojej doskonałości, zawiódł się na własnej psychice. Nic nie musimy, ale tak naprawdę nigdy nie będziemy wolni, bo determinuje nas już sama wolność. Poza tym - wg mnie przynajmniej - powinno się obrać jeden cel i dokładnie go realizować, krok po kroku, cała reszta w żaden sposób nie powinna na to wpływać. Dzięki temu mamy prawdziwą szansę na realizację siebie. Gdy natomiast będziemy zajmować się wszystkim po trochę, wszystko będzie miało podobną wagę, to do niczego tak naprawdę nie dojdziemy. |
||
edziulka | 08 IV 2011, 18:59:26 (ponad 14 lat temu) | +0 -0 | 7# | |
Z drugiej strony w chwilach zwątpienia może się wydawać że nie mamy na świecie nic. No i ten jeden cel musi być naprawdę realny, żeby się po latach nie okazało że to były lata stracone. A jak uważasz, są cele mniejsze i większe? Można kogoś ocenić że wybrał łatwiejszą drogę? Jeśli tak to dlaczego? |
||
VanillaEssa | 08 IV 2011, 20:04:52 (ponad 14 lat temu) | +0 -0 | 8# | |
Są cele mniejsze i większe, ale to od nas zależy, jaką im właśnie nadamy wagę. Idealne proporcje nie istnieją, dlatego prędzej czy później zacznamy mieć wątpliwości, tak zwane poczucie kosztu alternatywnego. 'Co by było gdybym wybrał inną drogę?' 'Czy to, co robię teraz, to naprawdę to, co powinienem robić?' Wtedy pojawia się ktoś, kto tylko nas utwierdza w naszych wątpliwościach, aż w końcu tracimy wszystko, zarówno to o co tyle czasu walczyliśmy i to czego nigdy nie zdobędziemy. Temat ten zgłębiłam obserwując mojego psa Który cieszy się swoim patykiem dopóki nie pokażę mu innego. Szybko zostawia tego, którego ma w ząbkach i skupia się tylko na tym, który trzymam w ręce. Tym samym ja zyskuję oba jego patyki, a jemu zostaje spojrzenie kota ze Shreka. Co to trudności przy obieraniu dróg, moja wspaniała nauczycielka ekonomii nauczyła mnie, że to co stałe w dłuższej perspektywie staje się zmienne, a to co zmienne stałe. Podobnie jest z wyborami. Nikt nie ma prawa twierdzić, że łatwiejsza droga jest gorsza od tej trudniejszej. Łatwiejsza droga uczy nas sprytu, szybkości reakcji i odporności na wszelkie zmienne losu. Z drugiej strony mamy drogę trudniejszą. Ona nas uszlachetnia, zdobywamy życiowe blizny, a i po realizacji celu satysfakcja zdaje się być większa. Z własnego doświadczenia wiem, że należy wybrać drogę trudniejszą, lecz czasem posiłkować się skrótami drogi łatwiejszej, choćby dla samego przełamania monotonii. |
||