BARMAN2005 | Utworzono: 25 II 2012, 13:25:40 (ponad 13 lat temu) | |
Wydawca Replika jest sponsorem nagrody: "Córka Łowcy Demonów" - Jana Oliver. Więcej informacji o książce: http://www.webook.pl/b-36705,Corka_lowcy_demonow.html Zasady konkursu: - Do wygrania są 3 egzemplarze książki: "Córka Łowcy Demonów" - Jana Oliver. - Temat konkursu: Iluzoryczność, abstrakcja, irracjonalizm. Opisz swój ostatni sen-koszmar, który mocno Cię przeraził. - Konkurs trwa od 25.02.2012 do 17.03.2012 włącznie. - W konkursie mogą brać udział tylko osoby mieszkające na terenie Polski. - Po wyłonieniu laureatów otrzymają oni email o wygranej. Jeśli w ciągu 5 dni laureat nie potwierdzi chęci odebrania nagrody przepada ona na rzecz innej osoby. |
madzia87k | 03 III 2012, 19:19:13 (ponad 13 lat temu) | +7 -4 | 16# | |
Jestem na jakiejś wycieczce z ludźmi, których nie kojarzę w ogóle z „prawdziwego” życia, ale są moimi znajomymi z liceum w danej „rzeczywistości”. Pokój w którym jestem jest duży, słabo oświetlony, łóżka są podwójne. Są tam dziewczyny, a jedna leży obok mnie. Kładę się obok i naciągam na siebie kołdrę. Nagle dziewczyna obok mnie zaczyna się wykręcać dziwnie na wszystkie strony, krztusić i wiercić. Ogarnia mnie strach i widzę jak na moich oczach dziewczyna umiera. Jej całe ciało usycha, deformuje się, skóra się marszczy, otwiera usta i wydaje z siebie bezgłośny krzyk. Po chwili następuje cisza, dziewczyna pada na poduszkę martwa. Nie wiem co robić i obserwuje ją nadal z innymi koleżankami, które znajdują się w pokoju, ale nikt się nie rusza. Nagle martwą dziewczyną wstrząsają torsje i wymiotuje czymś podobnym do bigosu… Uciekam z mocno bijącym sercem z pokoju ze łzami w oczach, staram się szukać pomocy. Nie wiem jak, ale znajduję się w swoim domu. Widzę ,że w pokoju na katafalku jest tapczan, w którym leży ciało jakiegoś chłopaka. Wiem, że jest to chłopak tej zmarłej niedawno w moim łóżku dziewczyny. Zjawia się mój tata, więc się go pytam, czemu ten chłopak leży w tapczanie a nie w trumnie? Mój tata spokojnie odpowiada, że nie stać go było na kupno dwóch trumien, więc dla zmarłej dziewczyny kupił zwykłą trumnę, a chłopaka dał do starego tapczanu, który był od lat na naszym strychu . Rozpłakałam się, w głowie mi się nie chciało zmieścić, że mój tata tak postąpił, a mówił jakby składanie ciała do tapczanu było czymś „normalnym”. Tak strasznie płakałam, aż się obudziłam zlana zimnym potem i z prawdziwymi łzami w oczach. |
||
Kamilka | 03 III 2012, 22:16:26 (ponad 13 lat temu) | +2 -6 | 17# | |
Stałam na ślubnym kobiercu, wszyscy się na mnie gapili. Czekałam, czekałam, ale mój zażyczony się nie zjawiał. Stałam już 10 minut. Stałam i stałam. Nic się nie działo, jego nie było. Jeszcze dzień wcześniej mówił ni że mnie kocha, a teraz?? Nawet nie dotarł na nasz ślub. Zaczęłam płakać. Wyszłam z kościoła, nie ma, co dłużej czekać. Postanowiłam, że pojadę do jego mieszkania i zrobię mu burzę. Nie wiedziałam czy to pomoże, ale chciałam spróbować. Poszłam do swojego domu, zdjęłam suknię i przebrałam się w normalne ciuchy. Pojechałam, mój narzeczony mieszkał 10 km dalej w małym miasteczku. To, co w nim zastałam mnie przeraziło… Wszędzie na ulicach były palące się lub doszczętnie zniszczone samochody. W kamienicach szyby na parterach o piętrach były powybijane. Wszędzie było pełno krwi, jeden budynek był zawalony. Nie wyglądało to na robotę ludzi, tylko zwierząt. Zrobiłam krok i prawie się o coś przewróciłam. To była… noga, jeszcze ociekająca krwią. Reszta ciała tej osoby była rozrzucona w promieniu 5 metrów ode mnie, jakby ktoś to rozszarpał. Nie było widać żadnej żywej osoby, po prostu, nikogo. Bałam się o swojego ukochanego, on też mógł już nie żyć. Przecież byłam w tym mieście wczoraj i nic takiego się nie zapowiadało. Nagle zobaczyłam jakiś ruch na końcu ulicy. Miałam słaby wzrok i nie umiałam stwierdzić, kto lub co to jest. Wiedziałam tylko, że się rusza. Miałam nadzieję, że to nie ten zwierz, który narobił tego spustoszenia. Zastanawiałam się, co to lub kto to jest, gdy owo „coś” zaczęło do nie podchodzić, najpierw powoli, a później z nadnaturalną szybkością. Bałam się… Już miałam to zobaczyć, gdy skręciło w boczną uliczkę. Usłyszałam kroki za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam… ________________________________________________________________________ W tym momencie mój sen zawsze się urywa. „Zawsze”, bo ten sen powtarza mi się od dłuższego czasu. I nigdy nie mogę zobaczyć kto za mną stoi. |
||
Tele | 04 III 2012, 16:14:47 (ponad 13 lat temu) | +3 -6 | 18# | |
hmmm...Jest taki jeden sen a raczej najgorszy koszmar w moim życiu, którego chyba do końca życia nie zapomnę. Był ciepły letni dzień, szłam spokojnie zieloną uliczką jedząc ulubionego gofra z bita śmietaną, z daleka zauważam przystojnego bruneta, który znacząco mi się przygląda zbliżając się pewnym krokiem w moja stronę, a wiec jak to dziewczyna uśmiecham się szeroko i jak jakaś ostatnia gapa upuszczam gofra na bluzkę. Chłopak zaczyna się ze mnie śmiać, ale jednak oferuje mi pomoc i ciągnie za rękę w stronę jeziora. Kiedy dochodzimy na miejsce nagle wszystko się zmienia, znika przystojny chłopak piękne jezioro i lasek zamiast tego pojawiają się bagna a nie o po dal znajduje się stary i wielki zamek. Nie wiem czemu, ale idę w stronę tego zamku mijając bagna i stare połamane drzewa, które wyglądały jakby błagały o pomoc.Zatrzymuje się przed wielkimi starymi drzwiami i próbuję je otworzyć, ale nie mogę są zamknięte, a więc okrążam zamek w poszukiwaniu jakiegoś wejścia..nagle słyszę jak coś za mną przebiega, odwracam się,ale nic nie widzę. Uważam, że mój mózg płata mi figle i dalej szukam wejścia. Po krótkim czasie znajduje wejście i po cichu wchodzę do środka. Kiedy wchodzę do środka, przestraszona rozglądam się, ale nic niepokojącego nie zauważam, więc idę dalej. Nagle słyszę jakiś hałas w jednym z oddalonych pokoi, więc idę w tamtą stronę, nie wiem czemu, ale coś mi mówi, że mam tam iść. Kiedy wchodzę do niego zauważam moja najlepszą przyjaciółkę zastanawiam się skąd ona się tu wzięła. Podbiegam do niej i mocno przytulam, jednak kiedy chcę to zrobić ona znika, rozpłynęła się jak para, lub ptasie mleczko w buzi. Nagle drzwi się zamykają a z łazienki wyłania się dziwna zakapturzona postać, podbiegam do drzwi i próbuje je otworzyć, ale nie mogę. Przerażona patrze jak postać jest coraz bliżej mnie, i nagle zauważam uchylone okno, więc wychodzę przez nie i spadam na ziemie, nie wiem czemu, ale nic mi się nie stało więc biegnę, uciekam jak najdalej od tego czegoś, ale kiedy dobiegam do bramy wpadam w bagna. Próbuję się wydostać, ale coś wciąga mnie na dno. Zamykam oczy i gdy po czasie je otwieram znów jestem w zamku...I znów widzę ta dziwna postać, nie wiem co się dzieje, nie mogę się ruszyć ani krzyczeć. Czuje z tyłu jej oddech na moich plecach, ale nie mogę nic zrobić, płacze, ale to nic nie daje, kiedy już czuje jak mnie dotyka... Budzę się w domu, bezpieczna, zlana potem. Okazuje się, że krzyczałam przez sen i brat próbował mnie dobudzić. To był najgorszy sen w moim życiu i zdarzył się na prawdę. Po tym śnie nie mogłam zasnąć już do rana i zastanawiałam się czy to mogło coś znaczyć czy po prostu po jakimś horrorze moja wyobraźnia stworzyła coś tak dziwnego. To było okropne... ! |
||
Nati007 | 04 III 2012, 19:53:55 (ponad 13 lat temu) | +1 -7 | 19# | |
Zarejestrowałam się specjalnie na tę okazję Piękna łąka, opleciona barwnymi kwiatami, których zapach był słodki niczym czekolada. Na środku drzewo wielkie rozłożyste, odsypane zielonymi liści ami i pączkami kwiatów. Obok stolik pokryty białym obrusem na którym widniały najróżniejsze pyszności ciastka, cukierki i mini fontanna z czekolady. Na jednej z gałęzi huśtała się dziewczynka niemal identyczna jak lalka z mojego dzieciństwa, która leżała zapomniana na szafie w moim pokoju. Wokół niej krążyły inne postacie o wyglądzie zabawek z mojej przeszłości. Powoli szłam w ich stronę a oni wołali mnie radośnie machając pluszowymi rączkami. Kiedy byłam już tuż obok jeden z nich zapytał się -Chcesz się z nami pobawić jak kiedyś, zanim nas porzuciłaś? Nie myśląc o tym co mówię odpowiedziałam ze śmiechem -Nie no co wy? Jestem już na to za duża. Nie mogę się bawić pluszakami, co by pomyśleli moi znajomi, jak by to zobaczyli? -Już nas nie kochasz?- zapytała lalka schodząc z huśtawki na co kiwnęłam przecząco głową-Nie chcesz zostać z nami na zawsze?- znów kiwnęłam głową Nagle krajobraz się zmienił łąka była szara a drzewo opustoszałe. Słońce zastąpiły ciemne chmury a zabawki nie wyglądały jak dawniej. Były całe poszarpane jedna bez nogi druga bez ręki. Na stole nie było już ciastek tylko robaki i inne zwierzęta zamiast czekolady w fontannie płynęła czerwona ciecz przypominająca krew. Zaczęły się do mnie zbliżać, krzyczały, szarpały . Z moich oczu płynęły łzy a one nie przestawały. Dopiero gdy lalka podeszła i powiedziała żeby przestali wszyscy ustali w katowaniu mnie i odeszli kilka kroków w tył. -Chcesz się pobawić prawda? Musisz chcieć.-mówiła odrzucając kosmyk moich włosów do tyłu- Jeszcze tu wrócisz ,na pewno. Będziemy się bawić i jeść słodycze , jak kiedyś, jak wtedy kiedy nas kochałaś.Wrócisz pamiętaj od nas nie można uciec będziemy przychodzić co noc się bawić, dobrze?- Powiedziała ściskając mój policzek, kiwnęłam głową na zgodę, a ta uśmiechnęła się i odsunęła -Będziemy czekać- powiedziała a ja obudziłam się zalana potem. Ku mojemu przerażeniu lalka, która wcześniej znajdowała się na szafie teraz siedziała na łóżku obok mojej głowy. Szybko wzięłam ją na ręce i zaniosłam do pieca wrzuciłam do środka i patrzyłam jak plonie. Powiedziałam -Żegnaj i odeszłam. następnego dnia oddałam resztę zabawek dla potrzebujących dzieci. Myślałam ,że to koniec , ale one wracają w snach co miesiąc przychodzą jak one to mówią tak po prostu ,, pobawić ,,. Mam nadzieje że się spodoba kocham pisać opowiadania i czytać oczywiście |
||
plisia | 05 III 2012, 12:36:12 (ponad 13 lat temu) | +3 -5 | 20# | |
Moja „przygoda” z koszmarami zaczęła się po zaangażowaniu się w conocne próby wychodzenia z ciała, tak zwane out of body experience. Brak psychicznego przygotowania bardzo szybko dał mi się we znaki. Od tamtej pory regularnie przechodziłam traumę związaną z zasypianiem. Desynchronizacja ciała i umysłu spowodowały, że każdej nocy moja świadomość pozostawała czujna nieco dłużej niż mój organizm, odczuwałam odrętwienie ciała, a w zakamarkach ciemnego pokoju czaiły się ulotne postacie – wmówiłam sobie, że to zjawy. Nie do zniesienia stały się wrzaski, które dochodziły z wewnątrz mej głowy. Już ten „senny prolog” był dla mnie istnym koszmarem. Ale przechodząc do części właściwej… oczywiście mrożących krew w żyłach sennych historii znalazłoby się nieco ponad normę, dotyczyły one dosłownie wszystkiego – globalnych klęsk żywiołowych, końca świata, śmierci bliskich i przyjaciół, mrocznych przygód w towarzystwie wytworów wyobraźni. Spośród wszystkich koszmarów jeden zapadł mi w pamięć szczególnie, może dlatego, że nie przypominam sobie, aby mi się powielał (bardzo często śnię te same historie, lub też ich ciąg dalszy). Standardowo, jak co noc, przechodziłam okropny rytuał zasypiania. Lecz ten jeden jedyny raz, okazał się dodatkowo naprawdę wyjątkowy. „Uwolniłam” się ze swojego ciała, unosiłam się nad sufitem, spoglądając na łóżko dostrzegłam na nim siebie, spałam, byłam spokojna. Poczułam się wolna, wypełniało mnie poczucie bezpieczeństwa – jakże złudne… unosiłam się jeszcze tak przez chwilę, zbliżyłam się do ściany w moim pokoju, dotknęłam jej, przeszłam przez nią na drugą stronę, rozejrzałam się dookoła, wszędzie panował mrok. Nagle zawładnęło mną uczucie niepokoju, jednak pomimo rozległych ciemności, czułam, że wszystko pozostaje w zasięgu mojego wzroku. Tyle, że dookoła panowała zupełna próżnia. Poczułam, jak upadam na ziemię. Szybko się ocknęłam, nie byłam w stanie ponownie unieść się nad podłogą. Zbliżyłam się do ściany, zrozumiałam, że nie jestem w stanie powrócić na drugą stronę, do swojego pokoju. Nie miałam wtedy świadomości, że śnię, byłam przekonana, że zostałam zamknięta w czterech ścianach wypełnionych czernią. Dostałam ataku histerii, zaczęłam krzyczeć i uderzać pięściami w ściany, które nie raczyły nawet drgnąć. Wszystko działo się tak szybko, gdy nagle zorientowałam się, że zaczyna brakować mi powietrza. Odruchowo złapałam się za szyję i zaczęłam kaszleć, ponownie upadłam na podłogę. Podczas, gdy pozostawałam nieprzytomna, rejestrowałam, jak coś zbliża się do mojego ciała i zaczyna się owijać wokół mnie, następnie czułam, jak obce ciało wtapia się we mnie. Ponownie się ocknęłam, przerażona, usiłując uwolnić się od napastnika(jego kształtów nie jestem w stanie odtworzyć). Wiedziałam, że materia, która usiłowała scalić się z moim ciałem, poszukiwała mojego serca. Czułam jak zbliża się w okolice klatki piersiowej, najwolniej jak to tylko możliwe, krzyczałam ze wszystkich sił, pomimo tego, nie wydawałam żadnych dźwięków. Pobladłam, właściwie to byłam biała jak ściana, poczułam jak coś odrywa moje serce z klatki piersiowej, wydobyłam z siebie słyszalny wrzask i w tym samym momencie zerwałam się z łóżka. Byłam zupełnie przerażona i spocona. Wiedziałam, że nie zmrużę już oczu. Nie miałam w sobie tyle odwagi, by wmówić sobie, że to tylko zły sen i położyć się spać. Zapaliłam światło, sięgnęłam po lekturę, wzięłam pierwszą lepszą książkę z półki, należącą do mojego partnera. Czytam… „Theodore leży w grobie. Te słowa nie docierają do mnie, jak wcześniej widok jego trumny opuszczanej do piaszczystego dołu na cmentarzu nieopodal Sagamore Hill, miejsca które kochał najbardziej na świecie”. Caleb Carr „Alienista”. Do dzisiaj nie przeczytałam tej książki. |
||
LolaInTheBlack | 05 III 2012, 16:06:33 (ponad 13 lat temu) | +2 -6 | 21# | |
Cześć Często miewam pokręcone sny, moi znajomi lubią o nich słuchać, tyle, że zazwyczaj śmieją się z moich najgorszych koszmarów, ponieważ są absurdalne. Taki chyba ulubiony z nich: Akcja zaczęła się późną nocą na ulicy nieznanego mi miasta, trochę przypominającego Kraków. Wołałam do jakichś ludzi, których w śnie dobrze znałam, że musimy się pospieszyć. W tym momencie na końcu ulicy pojawił się zły, nieśmiertelny Batman, który miał laser w oczach. Okazało się wtedy, że jest dwóch Batmanów - ten zły i nasz, który jest słaby i w dodatku co chwilę mdleje z nieznanych przyczyn. Oczywiście nieśmiertelny już nie jest. Zły Batman strzelił laserem i trafił latarnię koło nas, nasz Batman zemdlał i poza grozą, którą czułam od początku snu, poczułam straszny wstyd za niego, jakby to była moja wina. Znajomi wsiedli do jakiejś czarnej limuzyny, ja wsiadłam z tyłu i wciągnęłam naszego Batmana za te uszy od czapki do środka. Zaczęliśmy uciekać, cudem unikając jego lasera, a ja cały czas tylko powtarzałam: "Jaki wstyd! Jaki wstyd!". Uderzyliśmy w coś i dachowaliśmy, nikomu nic się nie stało, znajomi zabrali naszego Batmana i kazali mi porozumieć się z Albertem, moim kolegą ze studiów. Pobiegliśmy w przeciwne strony, po krótkiej chwili zauważyłam, że Albert już na mnie czeka przy betonowych schodach do jakiegoś budynku. Powiedział, że George nam pomoże (nawet we śnie nie miałam pojęcia co za George). Zaczęliśmy iść spacerem wzdłuż schodów raz wyższym stopniem, raz niższym (nie wiem dlaczego przestaliśmy się spieszyć). Przez chwilę przestałam czuć grozę i przerażenie, ale ciągle coś mnie niepokoiło. Obok nas na deskorolkach jeździły jakieś chińskie dzieci, nie przeszkadzały nam w przejściu, ale Albert zaczął na nie krzyczeć i im ubliżać, a moje próby uspokojenia go nic nie dały. Po dłuższym czasie dopiero dałam radę odciągnąć go za rękaw od, dosyć mocno już zdenerwowanych, dzieci. Wołały, że jeszcze je popamiętamy. Nie wiedziałam, co one mogą zrobić, ale powiedziałam do Alberta, że świetnie, już po nas. W tym momencie idąc, miałam wizję co dzieje się z resztą - jeden ze znajomych wołał, że tylko Indianin mógł nam pomóc, ale kontakt z nim się urwał. Stali w ślepym zaułku i zły Batman zbliżał się do nich. Zaczęliśmy biec z Albertem. Nagle zauważyłam, że biegnę sama, Alberta nie ma, a za mną jedzie czarny van, ludzie ze środka zaczęli do mnie strzelać. Chciałam uciekać, ale nie mogłam biec, tylko powoli otoczenie się przesuwało i zmieniało, a van zbliżał się. Znalazłam się w jakimś ciemnym magazynie, gdzie tylko jedna słaba żarówka paliła się na środku, nad ustawionymi w szereg stołami. Leżało na nich coś co wyglądało jak wołowina - krowy obdarte ze skóry, widać było różowe mięso i kości. Okazało się, że w kącie wisi za ręce powieszony Albert, cały we krwi, a obok na podłodze leży jeden ze znajomych. Jeszcze się ruszał, powiedział, że to na stole to byli ludzie, tylko chińska mafia ich dopadła. Ścigają jeszcze mnie, żeby się zemścić za obrażanie ich dzieci. Wtedy do magazynu wbiegło kilkunastu chińczyków, wszyscy mieli noże, a ja walczyłam z nimi tylko gołymi rękami. W czasie walki znalazłam się na stole, jeden z Chińczyków próbował wbić mi nóż w brzuch, zdałam sobie sprawę z tego, że zaraz mnie zabije, a ja nie tyle nie mam siły, co nie mam ochoty już walczyć o życie. Obudziłam się w chwili, kiedy już wbijał mi ostrze. Śniło mi się to ponad dwa lata temu, ale dotąd czasem mam dreszcze kiedy pomyślę o tym śnie. |
||
Lirit | 05 III 2012, 18:04:33 (ponad 13 lat temu) | +3 -6 | 22# | |
Ocknęłam się, otępiała jak po lekach nasennych, w miejscu, w którym instynkt podpowiadał mi, że nie powinno mnie być, żeby było zabawniej, ubrana bardziej na standardy klubu nocnego i to tylko pod warunkiem, że zostałam dziewczyną motocyklisty; skórzany top i obcisłe spodnie, a efekt dopełniały natapirowane, rude włosy. Bywa – myślę. Rozglądam się dookoła, czujna jak kot i nagle dociera do mnie, że znajduję się, można by rzec, w Piwnicy Piekła. Ludzie z reguły boją się piwnic i w tej kwestii nie pozostawałam wyjątkiem. Są zimne, ciemne i pachną stęchlizną. Światło istnieje tam tylko z założenia – w praktyce żarówka rzadko bywa nieprzepalona. Nic dziwnego, że śmiertelnie bałam się przebywać w tej piwnicy. Niespokojnie poruszałam się pośród niskich, betonowych ścian. Obawiałam się, że gdzieś w załomie korytarza śpi niebezpieczny degenerat społeczny… albo stwór z koszmaru. Szczęśliwym, choć nie całkiem, zrządzeniem losu wydostałam się z Piwnicy i trafiłam do Przedsionka Piekła, który, widziany moimi oczami, miał podłogę z gęstego dymu i ściany z płomieni. Ponad kłęby burych oparów wystają tu i ówdzie grudy siarki, niczym iście szatańska parodia porozrzucanych butów, jakie można spotkać w ziemskich przedsionkach i korytarzach. Gdzieś w oddali majacz inny ogień – czarny, jakby płomienie były ze smoły. Przyjrzałam się dokładnie i zrozumiałam, że stoję w paszczy potwora. Siarka wygląda jak żółte, ostre zęby, dym przypomina język, a ciemny ogień na końcu –gardziel. W rzeczy samej, Przedsionek Piekła, jest paszczą połykającą potępionych. Koniec. Wypadłam w nieprzeniknioną czerń Nocnego Lasu, który oferował mi widoki na… czubek własnego nosa, a i to pod ścisłym nadzorem. Czułam przemożną chęć ucieczki, aczkolwiek jak w koszmarach bywa, nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Gnana wiatrem odbijałam się od mocarnych konarów drzew niczym wątły, maleńki listek. Zatrzymuję się, ponieważ ktoś chwyta mnie za ramię. Nie widziałam napastnika, ale instynkt samozachowawczy podpowiadał mi, że to bestia z dna czeluści Piekła; kusi fizyczną atrakcyjnością, a pod perfekcyjną maską czai się rychła Śmierć. A ja umierać nie chciałam, wyrwałam się z krzykiem i popędziłam przed siebie. Daleko nie uciekłam. Upadłam na kolana, potem przysiadłam na piętach, czując przeraźliwy ból, który zlokalizowałam w okolicach serca. Drapałam paznokciami po czarnej skórze, aż poczułam krew na rękach i zobaczyłam wykwitającą na piersi, karmazynową plamę. Dławiłam się własną krwią, która znikąd zebrała się w moich ustach. Ciemność. Budzę się, znowu oszołomiona jak po narkotyku. Nie czuję już właściwie nic, poza spokojem i dziką satysfakcją, z nie wiadomo czego. Stępiłam instynkt samozachowawczy, nie wiem, czy chcę być tu, gdzie jestem – w niewielkiej sali, której ściany stanowią krzywe lustra. Próbuję dostrzec w nich swoje odbicie, ale widzę tylko zmasakrowaną twarz, jak po tragicznym wypadku. Dostrzegam jedno ciało. I kolejne. Następne. Wszystkie z rozerwanymi gardłami i twarzami zastygłymi w niemym krzyku. Ignoruję trupy i spoglądam przed siebie, w zwyczajne lustro. Widzę swoje, teraz już jadowicie zielone oczy ze zwężoną, kocią źrenicą. Posyłam sobie wredny uśmieszek, kiedy z kącików moich ust płynie stróżka krwi. Uśmiechem się szerzej, oblizując zęby w parodii uwodzicielskiego gestu. Wychodzę. Jestem w Nocnym Lesie, z ‘napastnikiem’, który okazał się, zgodnie z moimi przypuszczeniami, diabłem pod fasadą przystojnego chłopaka. Mijam go i znikam w nieprzeniknionej czerni. Nagle, znikąd, słychać krzyki, które niosą się echem po lesie. Widzę siebie – pochylam się nad ciałem, cała we krwi, a kiedy podnoszę głowę, uśmiecham się jak Strzyga z najgorszego koszmaru. Jestem Strzygą. Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo przeraziłam się wizją samej siebie w... takim wcieleniu. |
||
777hipcio | 06 III 2012, 20:33:57 (ponad 13 lat temu) | +1 -5 | 23# | |
Było to ostatniego wieczora. Po otworzeniu oczu w świecie Morfeusza spodziewałam się zobaczyć piękny krajobraz łąki usłanej kwiatami wszelkiego rodzaju od stokrotek do tulipanów nie zależnie od pory roku, bóg snu zawsze mnie zaskakiwał, jednakże tym razem zamiast radości poczułam strach. Nie sądziłam, że tak właśnie zacznie się sen, którego nigdy w życiu nie zapomnę. Niebo osłonięte było czarnymi chmurami, które samą barwą sprawiały iż miałam uczucie, że mam gęsią skórkę. Stałam na błocie, które zajmowało cały obszar w zasięgu mojego wzroku. Nigdzie nie było widać żywej duszy, a nawet kawałka jakiejkolwiek radości w postaci jakiejś roślinki lub promienia słońca. Zaczęłam niepewnie iść. Nie wiem ile dokładnie szłam, jednak wiedziałam, że muszę jeśli tam zostanę stanie się coś złego. W pewnym momencie usłyszałam krzyk. Kiedy się obejrzałam w moją stronę zmierzała jakaś czarna postać. Była ogromna na trzy metry. Z wyglądu przypominała żniwiarza jednak brakowało mu jego zabójczej broni. Stałam jak wryta i patrzyłam jak postać zbliża się do mnie nie mogłam się poruszyć do czasu ,aż zjawa wydała z siebie straszliwy krzyk, najgorszy z możliwych jakby ktoś wbijał swoje pazury w szkło a jednocześnie starał się wydobyć z gardła głos nie osiągalny w ludzkim rejestrze. Gdy tylko dźwięk ten dotarł do moich uszu zaczęłam biec. Nie wiedziałam gdzie, ale wiedziałam , że muszę uciec od tej zjawy bo inaczej zginę. Z nikąd znalazłam się w ogromnym lesie. Przebiegałam przez zarośla. Biegnąć rozglądałam się dookoła czy nigdzie nie czai się „demon” nagle potknęłam się i upadłam. Gdy podniosłam się zamarłam. Moim oczom ukazało się ciało kobiety. Była martwa. Kompletnie blada, nieruchoma. Nie mogłam oddychać, ogarnęła mnie panika. Coś dotknęło mojej ręki, podskoczyłam z krzykiem oparta o wielkie drzewo. „Rękę” wyciągał do mnie mężczyzna cały zakrwawiony. Widać było, że umiera nie mógł się sam poruszać sam zapewne się do mnie przyczołgał. Mimo wolnie zaczęłam płakać wiedziałam że nie chce mnie skrzywdzić jednak nie chciałam żeby się do mnie zbliżył. Przerażał mnie. Najwyraźniej to zauważył opuścił rękę i obrócił się na plecy. Zaczął głośno oddychać i wyszeptał : - On pragnie twojej krwi, nie daj jej mu bo skończysz jak my. Musisz być silniejsza . Musisz… Umarł. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej niż wcześniej opadłam na kolana i płakałam do czasu aż ten przeraźliwy krzyk znowu mnie dosiągł . Stanęłam na równe nogi i biegłam dalej. Jedyną drogą ucieczki wydawała się mi jaskinia do której wbiegłam. Niestety to był ślepy zaułek nie mogłam tam wrócić więc schowałam się za jednym z głazów znajdujących się w jaskini. Siedziałam jak najciszej tylko potrafiłam błagając w myślach a żeby „ To” mnie tutaj nie znalazło. Po dość długim czasie postanowiłam wyjść z ukrycia i sprawdzić w jakiej sytuacji się znajduje. Jednak gdy tylko się ruszyłam, poczułam ogromne zimno przeszywające moje całe ciało. Upadłam na plecy ciężko oddychając, a moim oczom ukazała się czarna twarz zbliżająca się do mojej twarzy. Postać wyciągnęła swoją rękę z okropnymi czarnymi pazurami i poderżnęła mi gardło. W tamtej właśnie chwili obudziłam się na swoim łóżku w pozycji siedzącej, równocześnie trzymając się za gardło i ciężko oddychając. Oklapłam na poduszkę i mimowolnie starałam się nie zasnąć do samego poranka. |
||
Kacorek89 | 07 III 2012, 11:37:38 (ponad 13 lat temu) | +6 -6 | 24# | |
Ostatni mój sen, który wrył się w moją psychikę był dość nadzwyczajny. Ponad rok temu pochowałam mojego brata. Nigdy zmarli mi się nie śnią. Pewnej nocy przyśnił mi się mój brat siedzący obok mnie na fotelu i oglądający ze mną telewizję. Niby nic takiego, rozmawiamy ze sobą o normalnych codziennych sprawach. W pewnym momencie mój fotel zaczyna zjeżdżać w dól. Po środku salonu powstaje ogromna dziura. Czuję się jak na kolejce górskiej. Zaczynam głośno krzyczeć, ale z mojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk. Słyszę tylko za moimi plecami donośny śmiech mojego brata. Nagle fotel zatrzymuje się i wyrzuca mnie na środek ulicy. Dookoła wszędzie ciemno, nie ma żadnego światła. Czuję na swoim ramieniu czyjąś dłoń, chciałam uciec jak najdalej, ale usłyszałam : - Spokojnie to tylko ja - idziemy z bratem w głąb tej całej ciemności, która nas otacza. Wzrok zaczyna się przyzwyczajać do ciemności i dostrzegam kształty. Jakieś zabudowania, ławeczki stojące nieopodal. Schodzimy z bratem tak jakby z chodnika na jezdnię. Pokazuje mi palcem pasy na drodze. - Uważaj na siebie - mówi do mnie. Ja na to, że zawsze uważam na siebie. On tylko pokręcił głową lekko się uśmiechając i powtórzył. - Uważaj na siebie - i zniknął. Ja znów wpadam w jakiś dół tylko, ze teraz wygląda to tak jakbym zjeżdżała na dużej i długiej zjeżdżalni. I obudziłam się nagle na podłodze w moim pokoju. _______________________ Najdziwniejsze jest to, że trzy dni później po tym śnie, przechodząc przez pasy na drugą stronę jezdni zginęłabym pod kołami samochodu, gdyby nie to, że pewien mężczyzna złapał mnie i przytrzymał. Do dziś jak to wspominam i ten sen mam ciarki na plecach. |
||
edycia735 | 07 III 2012, 14:12:42 (ponad 13 lat temu) | +1 -6 | 25# | |
Jest tu wielki problem, ponieważ nie przerażają mnie nawet najgorsze koszmary. Jeden z nich jednak przez dłuższy czas pozostał w mojej pamięci... Bolała mnie głowa, obraz powoli zamazywał mi się przed oczami i dziwne uczucie w moim brzuchu, powoli uświadamiało mi, że zaraz zemdleję. Skupiłam się jednak, odpychając nieprzyjemne uczucia na bok, by zorientować się, gdzie jestem. Rozejrzałam się dookoła. Byłam wśród tłumu, którego wcześniej nie zauważyłam. Wszyscy przekrzykiwali się, rozmawiając ze swoimi znajomymi. Stałam we wnętrzu jakiegoś starego budynku z czerwonej cegły z moją mamą i dwiema siostrami, Patrzyły na zewnątrz. Wszystkie były podniecone. Spojrzałam przez dziurę w budynku, w której powinno być okno. Tam również było pełno ludzi, jak i na wyższych piętrach zrujnowanego budynku. Na dole po środku niewielkiego placu było podwyższenie - scena. Chciałam spytać się matki, dlaczego tu jesteśmy, ale zarejestrowałam dźwięk, którego nikt ze zwykłych śmiertelników, którzy stali obok mnie nie słyszał. Przerażona przeleciałam wzrokiem po ścianach budynku. Ściany trzeszczały, a z sufitu zaczął po trochu spadać czerwony pył. Nikt nawet nie zwrócił na niego uwagę. Szybko nawet nie wiem, jakim sposobem byłam złotym smokiem, stojącym na scenie. Spojrzałam na budynek, który powoli zaczął się bujać. Ludzie zaczęli krzyczeć, nie wiem czy z mojego powody, czy zauważyli niestabilność bloku. Zaczęli uciekać z jeszcze większym krzykiem, wpadając na innych, przez co jedna ze ścian bloku odpadła, uderzając w ziemię z hukiem i wznosząc gromadę nieprzejrzystego kurzu w powietrze. Złapałam swoją rodzinę smoczą dłonią i dużymi krokami przeszłam obok tłumu, wymijając budynek i przechodząc na drugą stronę ulicy. Ludzie nadal wrzeszczeli. Postawiłam siostry i mamę na chodniku. Wróciłam do ludzkiej postaci, stając obok nich. Nie były zdziwione, że byłam smokiem. Przeniosły wzrok ze mnie na drugą stronę ulicy. Ludzie wybiegali spod budynku w różne strony. - Biegnijcie! - krzyknęłam do nich. Pobiegliśmy w kierunku domu. Przy skrzyżowaniu usłyszeliśmy, jak runął cały budynek. Nagle, tak jak wcześniej, przestałam słyszeć ludzi, a głos w moich myślach szeptał mi, że mogłam ich wszystkich uratować. Po policzkach spłynęły mi łzy żalu, a głos w mojej głowie wysyczał jak wąż tylko jedno słowo: "Potwór". Przez większość czasu zastanawiałam się, dlaczego nie pomogłam tym wszystkim ludziom. Sen nie był tak przerażający jak fakt, że postąpiłam jak potwór. |
||
liath | 07 III 2012, 15:58:58 (ponad 13 lat temu) | +1 -5 | 26# | |
Przyśniło mi się to kilka miesięcy temu, po pogrzebie mojej prababci. Budzę się w dużym fotelu na końcu długiego, ciemnego korytarza. Zaciekawiona wstaję i zaczynam iść. Po chwili orientuje się, że po obydwu stronach korytarza znajdują się duże, stare i zakurzone lustra. W pierwszym z nich widzę swoje normalne odbicie - mam na sobie trampki, jasne dżinsy i czerwoną bluzkę, a włosy mam związane w koka. W następnym włosy mam rozpuszczone, chociaż ich nie dotykałam, i są tak jakby ciemniejsze. W kolejnych nie widzę zmian. jednak po kilku następnych mój wygląd się zmienia. Mam na sobie wysokie szpilki, krótką, czarną sukienkę, a włosy miałam zaczesane do tyłu. Idąc dalej szukam w swoim odbiciu jeszcze innych zmian. Nie udaje mi się nic dostrzec. Mając nadzieję, że już wszystko w porządku, idę dalej. W pewnym momencie słysze za sobą jakiś dźwięk. Od razu poszłam w kierunku skąd dobiegał. Okazało się, że idąc przeoczyłam drzwi. Prowadziły one do małego pokoju. Znajdował się tam tylko fotel ( taki sam w jakim się obudziłam) i włączony telewizor z którego dochodził owy dźwięk. Nie zastanawiając się, co robię, usiadłam w fotelu i zaczełam oglądać to, co zaczeło się wyświetlać. Na początku nie mogłam zrozumieć o co chodzi w tym filmie. Po chwili zorientowałam się, że są to zdjęcia. Na pierwszym z nich była moja babcia. Była uśmiechnięta robiąc szalik na drutach. Drugie zaś przedstawiało policyjne zdjęcie ukazujące moją babcię. Miała wbite w brzuch druty z poprzedniego zdjęcia. Nie żyła. Rozpłakałam się. Chciałam uciec z tego miejsca jak najdalej, ale nie mogłam się ruszyć. Musiałam dalej oglądać film. Pokazywały się tam naprzemiennie zdjęcia bliskich mi osób, rodziców, brata, przyjaciół, rodziny, którzy byli zadowoleni z życia, i zdjęcia ukazujące ich śmierć. Byłam przerażona. Gdy film dobiegł końca, zapłakana wybiegłam na korytarz i nie zatrzymałam się dopóki nie wyszłam na zewnątrz. Na dworze zobaczyłam swoich bliskich. Odetchnęłam z ulgą. Wtedy uzmysłowiłam sobie, że jestem na cmentarzu, a oni stoją wokół trumny. Podchodząc bliżej zobaczyłam w niej siebie. Wyglądałam tak samo jak ostatnim razem przeglądałam się w korytarzu, w lustrze. Wtedy się obudziłam. Od tamtego czasu nie chodzę na pogrzeby i więcej czasu poświęcam bliskim. |
||
gutek3112 | 07 III 2012, 20:05:10 (ponad 13 lat temu) | +5 -5 | 27# | |
Pół roku temu miałam iść z klasą posprzątać opuszczone groby na cmentarzu, ale trzy dni przed wyjściem miałam sen... Byłam z klasą na cmentarzu, była ładna pogoda, a my dzieliliśmy pomiędzy siebie zadania. Obok grobów, które mieliśmy sprzątać stał sympatycznie wyglądający pan w średnim wieku, który tak jak my sprzątał. W pewnym momencie, gdy gdy już kończyliśmy zgłosiłam się z koleżanką na ochotnika by wynieść reklamówki z zużytymi zniczami i opłukać ścierki. Nie było nas z 5 minut. Kiedy wróciłyśmy nikogo nie było, oprócz tego mężczyzny. Nagle niebo zaczęło się chmurzyć, zrobiło się dziwnie ciemno i cicho. Zerwał się silny wiatr, który przenikał mnie aż do kości. Odwróciłam się do tego człowieka i zapytałam: -Czy nie widział Pan moich kolegów? Przecież nie było nas tylko chwilę, a ich już nie ma. - Niestety, byłem zajęty własnymi sprawami. Naszą rozmowę przerwał przeraźliwy, zduszony krzyk mojej koleżanki. Jak do niej podeszłam, cała roztrzęsiona wskazała mi palcem pewien nagrobek. Wystawały zza niego nogi, kiedy zrobiłam jeszcze pare kroków w jego stronę zobaczyłam mojego kolegę. Leżał na ziemi miał roztrzaskaną głowę, z której wystawała siekiera. W koło było pełno krwi. Najgorsze były te jego oczy- pełne żywego strachu i bólu. Rozejrzałam się w około. Zrobiło mi się niedobrze. Przy każdym grobie który sprzątaliśmy leżało ciało któregoś z moich kolegów. Ciała były porąbane na kawałki. Wszędzie było pełno krwi. Nagle tą straszną ciszę przerwał jeszcze straszniejszy śmiech. Śmiał się ten meżczyzna. Jego oczy z niebieskich zrobiły się rubinowo czerwone. W pewnym momencie przestał, spojrzał mi się glęboko w oczy i powiedział "Czas zacząć zabawę". W jego ręku z nikąd pojawiła się siekiera i ruszył w naszą stronę... Zaczęłyśmy biec, jak najszybciej mogłyśmy. Powietrze zrobiło się ciężkie, a wszystko w koło zpowiła czerwona mgła. Słyszałam go, wiedziałam że jest blisko nas. Natalia (moja koleżanka) potknęła się o wystający korzeń. Upadła. Krzyczała do mnie żebym jej pomogła, ale ja staam jak wryta. Patrzałam jak leży na ziemi, a ten psychopata uderza w nią na oślep siekierą. Wyglądał jakby sprawiało mu to nieziemską przyjemność. Jak skończył spojrzał się na mnie. Od razu wiedziała, że teraz moje kolej. Znowu zaczęłam biec, łzy zamazywały mi widok. Biegłam i biegłam. Chciałam się gdzieś ukryć, schować tak żeby mnie nie znalazł. Stanęłam za dużym, sękatym dzrewem. Wtuliłam się w nie jak tylko mogłam. Nasłuchiwałam. Myślałam, że go zgubiłam, że jestem bezpieczna. Usłyszałam szelest, spojrzałam się przed siebie i zobaczyłam jego czerwone oczy. Uśmiechnął się i zamachnął siekierą prosto w moją głowę... Obudziłam się z przeraźliwym krzykiem, zalana zimnym potem. Nie poszłam na cmentarz z klasą i przez dwa miesiące omijałam go szerooookim łukiem. |
||
mika23 | 11 III 2012, 14:50:24 (ponad 13 lat temu) | +1 -9 | 28# | |
też chciałabym dodać odpowiedź do tematu mój sen zaczyna się w mrocznej krainie,gdzie panuje zło. W miasteczku panuje wiedźma,która zabija ludzi.Ludzie się bali i chowali,gzie tylko się dało.Niewielu z nich przeżyło.Nastał wieczór. Przez chwilę zapanowała cisza taka,że ciarki biorą.Potem rozpadało się.Po śliskiej nawierzchni biegła dziewczyna a tuż za nią chłopak.Na plecach dziewczyny wisiał mały chłopczyk,który spał.Ledwie przebyli połowę drogi a nadleciała wiedźma.Dziewczyna skryła się pod krzakami a chłopak za drzewem. Straszyło wypatrzyło ją.Chłopak wyszedł z ukrycia i odwrócił jej uwagę.Dziewczyna uciekła.Biegła i wylewała łzy.Później na pagórku porozglądała się bacznie.Zeszła i tam mnie zastała.Nakazała mi biec za sobą.Wpadliśmy do czarnej dziury i znalazłam się razem z nią w pięknej krainie. |
||
Runaurufu | 12 III 2012, 14:05:56 (ponad 13 lat temu) | +1 -4 | 29# | |
Siedziałem, ale nie wiedziałem gdzie... przed mymi oczami pojawił się monitor, nie.. laptop. Próbuję coś napisać na klawiaturze lecz zamiast tego zdejmuję ją jak kartkę papieru i widzę pustkę, wielką przestrzeń. Zamykam oczy. Kartka z klawiaturą staje się blokiem kart. Można by je przekładać w nieskończoność, a za każdym przełożeniem są one jaśniejsze i jaśniejsze. Czysta biel tak jaskrawa, że razi oczy. Zasłaniam je ręką i nagle czuje trawę... ten zapach co na wiosnę czuć na łące - nie koszonej, lecz świeżej. Rozglądam się - jestem na polanie, a słońce prawie w zenicie oświetla mą twarz. Z daleka słyszę szum strumyka, więc zmierzam tam. Wkoło motyle, ćwierkające ptaki... i dziwne niebo z każdym krokiem robiące się coraz ciemniejsze. Czym bliżej strumyka tym kolor nad mą głową przybiera odcień czerni. Nagle czuję niewytłumaczony przypływ adrenaliny - staję, rozglądam się. Stoję nad bezdenną przepaścią. Przepaść mnie ogarnia, widzę ją w dole, widzę ją w górze... jest wszędzie wokół... Tylko tam gdzie była łąka jest jeszcze coś innego niż czerń. Ach i to słońce, które parzy mą skórę. Patrzę w nie znów i widzę.. nie... czuję otaczające mnie gwiazdy. Nie jestem już nad przepaścią, jestem gdzieś.. ale gdzie? Nie wiem. Czuje że lecę przed siebie prosto w słońce. Jednak nie boję się, mimo iż skóra ma zaczyna płonąć, nie czuje bólu. Wchodzę w słoneczną koronę, czuję plazmę "przelewającą się" między mymi palcami.. a raczej między czymś co zastąpiło tą cielesną powłokę. Wchodzę głębiej w naszą gwiazdę i czuję ciepło, czuję... czuję, że wchłaniam gwiazdę, te tryliony cząsteczek przechodzą przez mą skórę. Czuję, że ciepło wydobywa się ze mnie. Jasność, wszędzie jasność, nic już nie widzę, tylko blask przyćmiewający cały świat. Otwieram oczy. Przestrzeń po klawiaturze zapełnia się. Wielka kula emanująca blado-błękitnym światłem przemierza pustkę i pochłania inne, mniejsze sfery. Zakładam klawiaturę na jej miejsce, słyszę jedynie syk. Tak jakby ta pustka zassała przykrywkę. Siedzę i wpatruję się w nią myśląc o wielkiej blado-błękitnej kuli przemierzającej otchłań, która rośnie i pożera wszystko na swej drodze.. i wiem, że pewnego dnia będzie tak duża, że i tą "klapkę" pożre... że wydostanie się i zacznie konsumować mój świat. Ale nie boję się.. nie wiem czemu, ale wiem, że nie ma to sensu, że ta kula ma więcej wspólnego ze mną niż myślę... że... może to ja jestem tą kulą.. gdzieś w innym świecie... | ||
martynag1990 | 12 III 2012, 19:12:59 (ponad 13 lat temu) | +5 -4 | 30# | |
Jestem na imprezie u kolegi, na której bawią się moi znajomi oraz osoby, których nie znam. Tańczę, szaleję, po prostu dobrze się bawię. Gdy mija północ robi się ciemno, muzyka robi się coraz głośniejsza, ludzie śpiewają. Mi zaczyna kręcić się w głowie. Zamykam oczy. Gdy je otwieram ktoś ciągnie mnie za rękę. Idziemy między ludźmi. Przepychamy się. Nadal jest ciemno. Wchodzimy po schodach. Na górze palą się świeczki. Widzę, że to jakiś chłopak mnie ciągnie. Nie mam siły uwolnić się z jego uścisku. Widzę jak ludzie dookoła mnie się ściskają i całują. Słyszę śmiechy. Wchodzimy do pokoju. Cisza. Ciemność. Ktoś pyta się: "Czy to już wszystkie". Inny głos odpowiada, że tak. Zapala się przyciemnione światło. Widzę 4 dziewczyny, które siedzą na fotelach. Przy oknie stoi odwrócony do nas plecami chłopak. Jeszcze 4 chłopaków stoi obok niego, ale oni patrzą się nie nas. Ich oczy świecą sie dziwnym blaskiem. Chłopak, który mnie przyprowadził wskazuje mi fotel. Siadam. Jeszcze przez chwile w pokoju panuje cisza. Gapię się na chłopaka, który stoi przy oknie. Odwraca się bardzo powoli. Światło pada na jego twarz. Wydaje mi się znajomy, ale nie mam pojęcia kim on jest (nawet teraz pamiętam jego twarz i bez trudu mogę sobie ją przypomnieć, ale i tak nie wiem kim on jest). Uśmiecha się do nas. Mimowolnie sama się uśmiecham. Jest piękny. Kiwa głową na chłopaków, którzy od razu stają za naszymi fotelami. Chłopak się odzywa. Przedstawia się, ale ja nigdy nie mogę tego zapamiętać. Mówi, że znalazłyśmy się w tym pokoju dlatego, że zostałyśmy wybrane spośród dziesiątek dziewczyn, które znalazły się na tej imprezie. Jestem zauroczona jego głosem. Widzę, że i reszta dziewczyn słucha go, jakby były zaczarowane. Pytam się do czego zostałyśmy wybrane, na co chłopak odpowiada, że zostałyśmy wybrane do gry. Nie pytam się o nic, jakby nie było w tym nic dziwnego. Chłopak mówi dalej. Opowiada, że jest to gra, w której główną wygraną jest on. Uśmiecham się. A gra polega na tym, że musimy pokonać labirynt. Ale jest jeszcze jedna sprawa. Każda z pięciu dróg prowadzi do środka labiryntu, w którym znajduje się stos pełen drewna polanego benzyną. I ta która pierwsza zapali stos wygrywa. Chłopak kiwa głową na chłopaków stojącym za naszymi fotelami. Odwracam sie do chłopaka, który mnie przyprowadził. Wyjmuje z kieszeni różowe pudełeczko zawiązane złotą kokardką. Podaje mi je. Chcę je otworzyć, ale chłopak mówi, że otworzyć je możemy dopiero, gdy znajdziemy się przy stosie. Mówi, że w pudełkach znajdują się zapałki. Pyta się czy mamy jakieś pytania. Nie mamy. Podchodzi do każdej z nas i całuje w usta. Każdą z nas. Gdy podchodzi do mnie robi mi się gorąco. Całuje mnie i życzy powodzenia. Robi mi się ciemno przed oczami. Gdy je otwieram znajduję się przy metalowych drzwiach. Stoi przy mnie chłopak, który przyprowadził mnie do tego dziwnego pokoju. Trzyma mnie za rękę. I uśmiecha się do mnie. Drzwi powoli się otwierają. Za nimi jest ciemność. Chłopak całuje mnie w dłoń. I puszcza. Wchodzę do środka. Idę przed siebie. Słyszę jak drzwi za mną się zamykają. Nie odwracam się. Idę. Jest tak ciemno, że nic kompletnie nie widzę. Potykam się o coś. Aby nie upaść podpieram się ściany. Dotykam czegoś dziwnie miękkiego. Idę do przodu trzymając sie blisko ściany. Słyszę chrobotanie. Miękkość na ścianę zamienia się w dziwna maź. Coś cichutki jęczy niedaleko mnie. Krzyk zamiera mi w gardle. Robi mi się zimno. Instynkt mówi mi, żebym uciekała stamtąd jak najszybciej. Chciałabym, ale jest ciemno. Chcę się stamtąd wydostać więc nie pozwalam sobie na przerwę. Idę dalej. Po kilku metrach skręcam w lewo. Coś skrobie gdzieś obok. Ranię sobie dłonie o ścianę. Coś skoczyło mi na głowę. Krzyczę, gdy rękoma zrzucam to z siebie. Biegnę. Potykam się. Upadam. W coś mokrego. Rękoma podpieram się przed upadkiem. Ale ranię sobie kolana. Ból przeszywa mi ciało. Chcę się położyć i już nie wstawać, ale to w czym leżę pachnie dosyć nieprzyjemnie. Łzy kapią mi z oczu. Wstaję i idę dalej. Łapię ścianę, która jest przejmująco zimna. Po kilkunastu metrach skręcam w prawo. Zauważam ledwo widzialny blask. Zaczynam biec w jego kierunku. Za kolejnym zakrętem w lewo widzę zakończenie tunelu. Podchodzę. To żarówka świeci przy wyjściu z labiryntu. Ledwo, bo ledwo, ale dzięki niej widzę cokolwiek.Płaczę ze szczęścia, bo kilka metrów dalej widzę lekki zarys stosu. Podchodzę. I uzmysławiam sobie, że nie mam w dłoniach pudełka. Serce mi zamiera. Ale po chwili wyczuwam w kiszeni pudełeczko. Wyciągam je. Rozwiązuje. Ręce mi się trzęsą. Otwieram pudełko. A w nim znajduje się kolejne pudełko. Tym razem po zapałkach. Palcami wyciągam zapałkę. Chwytam ją i próbuję zapalić, ale nie mogę. Dotykam główki i wyczuwam, że jest już zużyta. W tej chwili gaśnie światło za moimi plecami. Znowu zapada ciemność. Odwracam sie plecami do stosu i nasłuchuję. Cisza. Kompletna cisza. Nogi trzęsą mi się niewyobrażalnie mocno. Wyrzucam pudełko. Ale stoję w miejscu. Mam nadzieję, że zaraz przyjdzie inna dziewczyna, ale mijają minuty i nic się nie dzieje. Słyszę tylko bicie mojego serca. Jestem coraz bardziej przerażona. Chwilę później słyszę krzyk. Przeraźliwy krzyk, który kilka sekund później zamiera. Znowu cisza. Ktoś biegnie i znowu krzyk. Cisza. Przez kilka minut. Ktoś gdzieś płacze. Po chwili błaga o życie. Słyszę tylko głośne: nie. Znowu cisza. Mam odruchy wymiotne, ale nie mam czym wymiotować. Nie mogę złapać oddechu. Gdy słyszę ostatni krzyk, najgłośniejszy ze wszystkich, pełen przerażenia i strachu, czuję jak gorąco płynie mi po nogach. Stoję nie mal na baczność. Gapię się przed siebie. Już nawet się nie trzęsę. Mija najdłuższa minuta mojego życia, po której słyszę jak ktoś idzie. Słyszę kroki coraz głośniej. Zbliżają się. Ale jest ciemno więc nic nie widzę. Ten ktoś jest coraz bliżej. Mam wrażenie, że ktoś jest już prawie przy mnie. Nagle kroki cichną. Jakby ktoś przystanął. Robię krok do tyłu, ale uderzam nogami o stos, który się rozwala i robi dużo hałasu. Rozglądam się dookoła, ale nic nie widzę. Znowu staję przodem tak, jak przed chwilą. Cisza. Słyszę jedno małe szurnięcie. Coś jest blisko. Mam wrażenie, że się na mnie gapi. Znowu krok zaraz przede mną. Wbijam paznokcie w lewe ramię, ale z przerażenia nie czuję żadnego bólu. Gapię się przed siebie. Próbuję coś zobaczyć, ale nie jestem w stanie. Łzy lecą mi po policzkach. Chwilę później czuję oddech na mojej twarzy. Czyjś oddech. Chcę się ruszyć, ale nie jestem w stanie. Czuję kolejny oddech. Coś łapie mnie w talii i przyciąga do siebie. Ostatnie co widzę do blask w czarnych oczach. I się budzę. A ten koszmar śni mi się co jakiś czas od 2 lat. Nie wiem czy coś oznacza. Nawet nie chcę wiedzieć co. |
||