Pozytywne zaskoczenie

Recenzja książki Szeptem: Crescendo
Po przygodzie z „Szeptem” ochotę na drugą odsłonę serii autorstwa Becca’i Fitzpatrick miałam średnią. Zastanawiałam się, gdzie ta magia, która przyciągnęła rzesze czytelniczek z całego świata; gdzie ów barwny, porywający romans; gdzie intrygujące zwroty akcji; gdzie emocje, od których nogi miękną w kolanach? Nie znalazłam ich w „Szeptem” i obawiałam się, że nie znajdę ich w „Crescendo”. Nie chciałam więc poświęcać kilku godzin na lekturę, która najpewniej miała mnie zawieść. Jednak po recenzji pierwszego tomu, czytelniczki bloga i serii obiecały mi, że dalej jest tylko lepiej. Czy miały rację?
Okładka „Crescendo” nie jest już tak doskonała jak „Szeptem”. Owszem, kolorystycznie wciąż trafia w moje gusta, bardzo cieszy mnie także jej dynamiczny charakter, jednak brakuje tego, co poprzednio uwodziło – cielesności, plastyczności, owego punktu zapalnego, który powodował drżenie niepewności i nieprzemożoną chęć rozpoczęcia lektury. Niezmiennie jednak jest to jedna z lepszych okładek pośród paranormalnych romansów.
Nora i Patch są parą. Chłopak jako anioł stróż czuwa nad jej bezpieczeństwem, chociaż niełatwo jest mu dostosować się do nowych zasad życiowych. Zwłaszcza, że wisi nad nim widmo niezadowolonych z jego przemiany Archaniołów, którzy tylko czekają na jego potknięcie i możliwość ostatecznego strącenia do piekła. Sprawy komplikuje dodatkowo jedno małe słówko Nory, po którym Patch zaczyna się do niej oddalać. Na domiar złego w uczuciowe kłopoty pary wtrąca się odwieczny wróg dziewczyny – Marcie Millar – oraz bolesna zagadka z przeszłości Nory. Czy uczucie człowieka i anioła może przetrwać wszystkie problemy? A może przeznaczenie to jedna wielka bujda?
Początek drugiego tomu jest tragiczny i to nie w dramatycznym tego słowa znaczeniu, a potocznym. Kłótnie Patcha i Nory są tak absurdalne, tak błahe i nielogiczne, że nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać. Wytykałam w myślach dziewczynę palcami i mówiłam: a czego się spodziewałaś, głupia gąsko, że będzie łatwo, sielsko i anielsko? Że wszystkie problemy nagle wyparują? Bardzo szybko stało się jasne, że Nora nie jest postacią dojrzałą, a skrajnie nieodpowiedzialną, wybuchową i absolutnie pozbawioną empatii. Jej świat kręci się wyłącznie wokół niej samej. Tak było na początku.
Potem jednak okazało się, że absurdalna kłótnia była potrzebna autorce do wykreowania dalszych losów bohaterów, a fakt ich niemożliwości pogodzenia i przyznania się do błędów, tylko podkręcał postępujący rozwój fabuły. Zbiegi okoliczności, wszystkie niejasności i niedopowiedzenia rozpalał – początkowo jedynie tlący się, a później już buchający na kilka metrów – płomień wzajemnej złości, podsycanej dodatkowo zazdrością i zranionymi uczuciami. To bardzo płytkie z mojej strony, ale bawiłam się przednio. Skłamałabym też wierutnie, nie dodając, że były chwile, kiedy chciałam jedynie pobieżnie przebiec tekst, byle dowiedzieć się, co będzie dalej.
Fabuła toczy się w zawrotnym tempie, niemal jak w brazylijskiej telenoweli, chociaż „Crescendo” reprezentuje znacznie wyższy poziom, niż brazylijskie tasiemce. Kolejne fakty szokują, przerażają albo denerwują. Tym samym bohaterom na przemian się kibicuje lub miesza ich z błotem. Fakt, zdarzają się logiczne dziury. Nora piekli się na coś, by później zapomnieć o tym na trzy czwarte powieści (tak, jakby autorka zapomniała o wykreowanym przez siebie wątku), ale w obliczu pędzącej na łeb na szyję akcji, zdaje się to być naprawdę nieistotne.
Bohaterowie ewoluowali, a ich dialogi straciły nieco na swojej głupkowatości (niestety nie zostało to całkowicie usunięte, ale widać ruch we właściwym kierunku). Vee stała się kimś więcej, niż snującą za główną bohaterką postacią. Patch zyskał charakteru, rezygnując z nieustannej ironii i sarkazmu na rzecz bardziej realnych zaczątków rysu psychologicznego oraz intrygującej tajemniczości (a nie banałów w stylu: wiem, ale nie powiem). Nora wciąż pozostaje najsłabszym punktem historii autorstwa Fitzpatrick ze względu na swoją płytkość i samolubność. Coraz bardziej wątpię w to, że mogłabym ją polubić. Już bliżej mi to akceptacji Marcie. Zwłaszcza, że powód jej agresywnego zachowania wydaje mi się logicznym.
Ogromną zmianę widać także w kwestii językowej. Język wciąż jest prosty, powieść czyta się płynnie i bez żadnych gramatycznych zgrzytów, ale widać także, że Fitzpatrick poczyniła postępy od swojego paranormalnego debiutu. Niektóre metafory pochwalić się mogą znamionami oryginalności, opisy bywają plastyczne, a kilka razy nawet zatrzymałam się, by w myślach pogratulować autorce językowej trafności.
Wbrew moim oczekiwaniom „Crescendo” znacząco podniosło moją ocenę nie tylko serii „Szeptem”, ale również umiejętności jej autorki. Nie ma, co się oszukiwać, historia Nory pozostaje prostą przedstawicielką literatury popularnej, biedniejszą siostrą wielu utworów fantasy, ale umiejętnie poprowadzona akcja – jakkolwiek nosząca znamiona schematyczności i powtarzalności – zachęca do kontynuowania lektury. Cieszę się, że dałam się skusić i mam nadzieję, że kolejne dwa tomy, jeżeli nie podnoszą jeszcze poprzeczki, to chociaż utrzymują ją na poziomie „Crescendo”.

Po tę i inne recenzje, zapraszam na: http://rec-en-zent.blogspot.com/2015/03/recenzja-ksiazki-cre...
0 0
Dodał:
Dodano: 13 III 2015 (ponad 9 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 314
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Alicja
Wiek: 32 lat
Z nami od: 21 I 2011

Recenzowana książka

Szeptem: Crescendo



Opis Kiedy nie wiesz, komu wierzyć, ufaj tylko sobie. Patch to wielka miłość Nory. To także jej Anioł Stróż. On uratował jej życie, ona wyrwała go z otchłani potępionych. Są sobie przeznaczeni. Jednak Patch wydaje się zamieszany w niewyjaśnioną śmierć ojca Nory. Dziewczynie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Tajemnice budzą niepokój, niepewność przeradza się w strach. „Crescendo” to kontynuacja...

Ocena czytelników: 5.27 (głosów: 313)
Autor recenzji ocenił książkę na: 3.5