START Fragmenty naszych opowiadań

Sanai | Utworzono: 04 I 2010, 17:23:44 (ponad 14 lat temu)
Tu możecie wklejać fragmenty waszych opowiadań
Odp: 28, Odsłon: 12888, Ostatni post: ponad 10 lat temu przez Anastazja16

Odpowiedzi do tematu

< 1 2  | Wszystkich odpowiedzi: 28

Anette1 | 16 I 2011, 18:51:04 (ponad 13 lat temu) +4 -0 | 16#
To, tak zupełnie z innej beczki:

Prolog

wrzesień 1993

Noc. Ciemność. Zapach róż i lilii. Skrawek księżyca, chowający się za ciemnymi chmurami. Wszystko co czułam i widziałam, wydawało się straszne. Jednak nie dla mnie. Stałam nad brzegiem jeziora i wpatrywałam się w jego środek, gdzie księżyc odbijał się w wodnej toni. Słyszałam wszystko co wokół mnie się działo. Trzepot ptaków, piski głodnych piskląt, szum wodospadu odległego ode mnie kilka kilometrów, a także szum liści poruszanych wiatrem. Nagle wszystko jakby na jakiś niesłyszalny rozkaz, umilkło. Na skraju lasu pojawiły się cienie, które z czasem gdy się przybliżały, układały się w ludzkie sylwetki.Podniosłam głowę, nie patrząc za siebie. Nadszedł czas, a ja nie wiedziałam, czy jestem gotowa. Nie zobaczyłam stającej za mną sylwetki. Usłyszałam ją, choć poruszała się bezszelestnie, tak samo jak reszta. Odwróciłam się. Stanęłam twarzą z wysoką kobietą o lśniących piaskowych włosach, lśniących jak złoto w promieniach księżyca. Jej piwne oczy błyszczały, choć wyraz twarzy miała poważny.
- Już czas, Saro. - rzekła melodyjnym sopranem. Poczułam się trochę lepiej. Zresztą jak za każdym razem gdy słyszałam głos matriarchini. Nabrałam powietrza w płuca, a potem wypuściłam ze świstem. Nadszedł czas. Decyzja, którą teraz miałam podjąć, miała zmienić los mój... i mojej nienarodzonego dziecka. Położyłam dłonie na dużym brzuchu. Wewnątrz coś się poruszyło. Na moje wargi wypłynął uśmiech. Pogłaskałam go, a potem spojrzałam w oczy własnej matce. Urodziła mnie, gdy była bardzo młoda. To chyba u nas rodzinne, pomyślałam z ironią.
- Saro. - ponaglający głos matriarchini wyrwał mnie z miłych myśli. Spojrzałam hardo w oczy matki, a potem niepewnie skinęłam głową.
- Dobrze. - zgodziłam się, choć w gardle miałam wielką gulę. Musiałam tak wybrać, dla dobra dziecka. Gdy spojrzałam w twarz matki, wydawało mi się, iż widziałam cień zrozumienia, który jednak zniknął tak szybko jak się pojawił. Honey znowu stała się wymagającą matką.
- Dobrze wybrałaś. - powiedziała tylko i wystawiła do mnie rękę.
Położyłam na niej swą dłoń i mocno zacisnęłam palce. Honey uścisnęła mocno moją rękę, dzięki czemu czułam się nieco pewniej. Weszłam w krąg, który utworzyli członkowie klanu. Położyłam się na trawie i zamknęłam oczy, kładąc dłonie na swoim brzuchu, gdzie dziecko niespokojnie się poruszało. Usłyszałam jeszcze jak matka szepcze do mnie „wszystko będzie dobrze”, a potem zasnęłam.
ArienneMD | 17 I 2011, 08:36:42 (ponad 13 lat temu) +0 -0 | 17#
@Anette1 hej, zarąbiste . Jak na mój gust zdania są trochę przykrótkie, ale to chyba tylko takie moje widzimisię . i tak rządzisz
Sanai | 17 I 2011, 11:46:25 (ponad 13 lat temu) +1 -0 | 18#
Może to i jest ciekawe, ale gdyby to miało trafić do jakiegoś wydawnictwa, to tamtejsi wydawcy na pewno wyłapali by w tym wieeele błędów.
Ale dziś nie patrzę na to okiem surowego weryfikatora - podoba mi się, i tyle.
Anette1 | 17 I 2011, 19:09:44 (ponad 13 lat temu) +1 -0 | 19#
@ArienneMD W prologu o to mi chodziło. Później, zdania są dłuższe.

@Sanai Jestem tego świadoma i nie twierdzę, że jestem Mickiewiczem. Na pewno muszę się poprawić, bo nawet teraz, jak patrzę na teksty, które pisałam, pół roku - rok temu, zauważam masę błędów. Z tym nie będzie inaczej. Minie trochę czasu, przeczytam znów i będę się śmiała, że robiłam takie banalne błędy. U mnie jest tak zawsze.
ArienneMD | 17 I 2011, 19:27:12 (ponad 13 lat temu) +0 -0 | 20#
@Anette1 nie martw się. Ja mam to samo
Sanai | 24 I 2011, 14:49:23 (ponad 13 lat temu) +1 -0 | 21#
@Anette1 I ja też mam tak samo - do dziś leję z pierwowzoru mojego "klasyka" o wampirach, haha

A teraz mój króciutki tekścik, który napisałam dosłownie przed chwilą:


Słodka trucizna

Tyle chaotycznych myśli w mojej głowie... Tyle niewypowiedzianych słów... Tyle emocji uwięzionych w duszy, niczym zlękniony ptak zamknięty w złotej klatce...
Tak bardzo chciałabym być dla ciebie wszystkim. Twoją muzą, która napełniałaby cię natchnieniem co noc. Drugą połówką twojego jabłka czy, jak wolisz, wisienką na twoim torcie. Czarą, z której będziesz pił słodkie wino, czerwone jak krew. Częścią ciebie.
Całym twoim światem.
Jednak ta niepewność wciąż dręczy moje serce, nieustannie, każdego dnia i każdej nocy. Zabija mnie od wewnątrz w każdej chwili, niczym słodka trucizna, którą wciąż pragnę się poić… i od której umieram powolną, piękną, cudowną śmiercią w każdej sekundzie.
A ból… Nie boję się go. Wcale. Nie boję się bólu i wiecznej ciemności, która potem nastanie.
Bo wiem, że przy mnie będziesz. Zawsze. I nigdy mnie nie opuścisz.
I razem zapadniemy się w nieskończony mrok.
Kochankowie z piekielnych czeluści.
Jumino | 07 II 2011, 01:51:18 (ponad 13 lat temu) +1 -0 | 22#
Nie przeraźcie się głupotą bohaterów.

W mieście Princy Palków, na wzgórzu czerwonej róży zaistniał nawiedzony dom. Nawiedza go skretyniały wampir o imieniu Houran. Ludzie mówią, że jego rodzina zginęła w tragicznym wypadku, lecz on odpowiada na to - "Nie, oni nie zginęli w tragicznym wypadku, tylko pojechali do Ameryki sprzedawać pamiątki. Podobno brat się zbuntował i pracuje w McDonaldzie. Zapomnieli, że nie znają angielskiego i zapomnieli także kupić bilety w obie strony. Mówili też, że ktoś ukradł ich paszporty, tak więc -utknęli tam."
A teraz na wzgórzu czerwonej róży.
-A niechże brat w kalendarz kopnie! -mówi do siebie Houran. -Jak mogli ukarać mnie współlokatorem...I kuzynem!? Współlokatora to jeszcze, bo mogę użyć swojego uroku osobistego by go stąd wypłoszyć. Ale kuzyn?! I to jeszcze ten! Oni (rodzice) mnie nienawidzą. Dobra, do jutra mam czas. Dam sobie radę. Nic mi nie będzie. -chodząc niespokojnie po salonie - Lokatora wypłoszę, a kuzyna e.... zakopię w ogródku. Tak, genialny plan! Oh, co ze mnie za geniusz! Co bym zrobił bez niego?
Następny dzień.
O szesnastej słychać dźwięk dzwonka. Houran otwiera drzwi i widzi tam niską, blondynkę w różowej bluzce i białej spódniczce z koronką. Jest przestraszona. W końcu się odzywa.
-Tak, no cóż, dzień dobry. Ja, no, w sprawie pokoju, ale mama przed sekundą dzwoniła, że przyjmie mnie z powrotem. Jak widać, mój tata znalazł prace. Tak więc, do widzenia! -Wybiegła i ślad po niej nie pozostał.
-Hm, łatwo poszło. Teraz aby zakopać kuzyna w ogródku.
Zamyka drzwi i zastanawia się, kiedy on przyjdzie. Może właśnie jest w drodze. Może stoi właśnie przed drzwiami. Może zapomniał, a może zmienił zdanie? Ale po co marzyć? Przecież to jest zawodne.
Jak przyjdzie, to kiedy mam go zakopać? I w jaki sposób? -gryzł się Houran -O, już wiem! Wykopię dół, wrzucę go tam, zakopię i będzie po sprawie! Ale... co jeśli będzie chciał trumnę? Skąd ja wytrzasnę klawą trumienkę? Swojej na pewno mu nie oddam!
Dzwonek.
Houran idzie otworzyć drzwi. Jest cały ogarnięty nerwami.
Zaraz wybuchnie.
Ręka na klamce.
Pociąga za nią.
Drzwi się otwierają.
-Cześć Hori! Masz, trzymaj moje bagaże. Dość przytulnie tu masz. Co na obiad? A deser? Aha i zabierz te bagaże do mojego pokoju. Chcę mieć widok na morze i nie zapomnij - blisko łazienki. No, to się rozumiemy. Ajaj strasznie wyglądasz, taki jakiś, osłupiały. Dobrze ci zrobi zaprowadzenie mnie do mojego pokoju i przygotowanie obiadu. Dziś się postaraj o włoską kuchnię.
Houran zaniemówił. Dwa razy mrugnął i jak cegła przewalił się do tyłu.
-O, Houran! Ja się dopiero tu przeprowadziłem, a ty już wymyślasz jakieś zabawy. Jesteś straszny. Okrutny i podły też! Ale weź te bagaże już. No już, szybciutko. Ah...
Kuzyn Hourana rozejrzał się po pokoju i zatrzymał wzrok na wazonie z różami. Podszedł, wyjął kwiaty i wziął naczynie. Podszedł do kuzyna i wylał mu na twarz wodę z wazonu. Ten machinalnie się ocknął i chciał mu już to wytknąć, ale ten go wyprzedził.
-Byłbyś łaskaw zająć się moim bagażem?
Wziął go i prowadził Danjiego do ogrodu. Tam był wykopany już dół do którego wrzucił jego bagaże.
-Oh, -zaczął Danji- to było nieuprzejme. Jeśli było za ciężkie, trzeba było powiedzieć. A jeśli nie chciałeś, zaniósł bym go sam. Ale zejdź na dół mi po ten bagaż. No już, szybciutko.
-W swoją zaistą dupę wsadź sobie ten bagaż. -wymamrotał Houran i poszedł do swojego nawiedzonego domku.
Danji patrząc jak kuzyn odchodzi, na chwilę zaniemówił.
-A bagaż? -wskazał palcem w dół.
Hito | 30 IV 2011, 20:08:54 (ponad 13 lat temu) +1 -0 | 23#
Ucieczka

Rozległ się huk i grube, szklane drzwi odbiły się z łoskotem od ściany. Cela była otwarta. Po chwili ciszy rozległ się szept : „teraz”. Na długi, biały korytarz wybiegło dwoje ludzi. Ona rozejrzała się niepewnie, podczas gdy On pociągnął ją wzdłuż holu. Pośród miarowego stukania czterech podeszew więziennych butów przewijały się Jego słowa: „Uda się. Uciekniemy. po tylu latach w końcu nam się uda Leilo.” Nie słuchała go. Biegła ściskając jego dłoń w swojej i modliła się, aby za zakrętem nie było strażników. Ze strachem przywoływała wspomnienia z bloku karnego, nie bez powodu nazywanego „Dziewiątym Kręgiem”, w którym lądowali po każdej próbie ucieczki. Nagle zatrzymała się uderzając w plecy współwięźnia.
- Jeff? Co się stało? – Wyszeptała nerwowo. Jeff uniósł wolną dłoń uciszając dziewczynę. Korytarz zakręcał kilka metrów przed nimi. Oboje nasłuchiwali w skupieniu odgłosów spodziewanej straży. Nie słyszeli niczego poza swoimi, z trudem tłumionymi oddechami. Ruszyli dalej, powoli, najciszej jak tylko mogli. Jeff ściskał dłoń Leili coraz mocniej. On także nie miał najmniejszej ochoty wracać do Dziewiątego Kręgu. Parę chwil później byli za zakrętem. Strażników nie było. Na szczęście. Zmobilizowani tym faktem zaczęli znowu biec, coraz szybciej i szybciej. Wiedzieli, że na końcu tunelu jest wyjście do zewnętrznych bloków. Wiedzieli, że za parę chwil tam będą, bliżej wolności niż kiedykolwiek od chwili ich aresztowania. Tylko co dalej? Jak otworzą zawsze zamknięte, pancerne drzwi, oddzielające blok więzienny od zewnętrznych. Nie zastanawiali się nad tym. W tej chwili najważniejsze było tylko jedno: biec, biec jak najszybciej.
- Jeff, drzwi. – Odezwała się Leila na widok żółtego napisu „wyjście ewakuacyjne” na ścianie kilkanaście metrów przed nimi. Wiedzieli, że strażnicy są za drzwiami i nie usłyszą ich zza dwudziesto centymetrowego pancerza.
- Co jest? – Zawołał Jeff. Gdy dotarli do końca holu, zobaczyli otwarte przejście, za którym nie było nikogo. Żadnej straży, żadnych więźniów, którzy mogliby uciekając przed nimi pozbyć się żandarmów. Uciekinierzy spojrzeli po sobie zaskoczeni sytuacją. Jeff skinął głową i ostrożnie zajrzeli do drugiego pomieszczenia. Ich oczom ukazało się biurko, stojące na środku wielkiej, pustej sali. To tu odbywały się wielogodzinne przesłuchania. Widok pomieszczenia przywołał w Leili wspomnienia, kiedy to oni siedzieli przy tym właśnie biurku, naprzeciw oficera policji, kilkadziesiąt minut po tym jak aresztowano ich za „naruszenie ustawy o przyszłych pokoleniach”. W kilku słowach oznaczało to, że genetyczna wada Leili uniemożliwiała jej związek ze zdrowym Jeffem, choćby była jak najmniejsza i najmniej znacząca. Cóż, jakby absurdalnie to nie brzmiało, po długim przesłuchaniu skazano ich za zakazaną miłość na dożywocie w więzieniu „Orbita 1”. Z zamyślenia wyrwał Leilę głos towarzysza: „Idziemy”. Oprzytomniona dostrzegła w dłoni Jeffa laserowy pistolet.
- Skąd…? – Wyszeptała wskazując na broń.
- Leżała pod drzwiami. Naładowana. – Odparł Jeff z triumfalnym uśmiechem. W końcu los im sprzyjał. Tym razem musi się im udać uciec. Szli ostrożnie, po cichu. Nie znali bloków zewnętrznych, więc musieli o wiele bardziej uważać na pracowników więzienia, którzy w kilka chwil zniweczyliby przygotowywany miesiącami plan. Minęli salę przesłuchań, stwierdzając z jeszcze większym zdumieniem, że kolejne przejście także jest otwarte. Uchylili drzwi i wślizgnęli się do następnego pomieszczenia. Kilkumetrowy, biały łącznik prowadził do kolejnego, prawdopodobnie ostatniego, jak mówili inni, którym nieomal się udało, bloku wyjściowego. Łącznik był prosty, więc oboje wyraźnie widzieli wejście naprzeciw i jakby co, mieli ze sobą laserowy pistolet „Magnum 117A”. Po chwili dopadli do klamki. Tym razem natrafili na opór zaryglowanego zamka.
- Co teraz? – Zapytała zdyszana Leila. Jeff pogładził ją po długich, czarnych włosach.
- Odpocznij chwilę, złap oddech. – Niestety płuca Leili na wskutek wady nie nadążały za tempem i stresem związanym z ucieczką. Oboje usiedli na podłodze, oparci o ścianę. Jeff kurczowo ścisnął broń gotowy w każdej chwili oddać strzał. Wtem drzwi otworzyły się i w progu stanął stary kapitan straży więziennej. Na widok oficera Jeff oddał strzał. Jeden, drugi… i nic. Żadnego świstu, błysku, krwi.
- Mój stary Magnum. – Zaśmiał się oficer. – Ma spieprzony moduł spustowy. Chcecie nawiać dzieciaczki? – Zapytał drwiącym tonem, po czym zrobił rzecz, której nikt w życiu by się nie spodziewał. Usunął się na bok wskazując wielkie wrota wyjściowe. – Proszę bardzo. – Zawołał kłaniając się z udawaną elegancją. Jeff i Leila rzucili się do wyjścia, by po chwili zrozumieć zachowanie strażnika. Za szklanym lukiem drzwi zobaczyli szaro niebieską planetę zawieszoną w czarnej próżni.
- Jesteśmy w kosmosie. – Wydusił zaskoczony Jeff.
- Na orbicie okołoziemskiej. – Wyjaśnił oficer. – A myślicie, że skąd się wzięła nazwa „Orbita 1”? Stąd nie ma ucieczki. Z resztą dokąd? Jak widzicie Ziemię trafił szlag. Większość strażników wzięła kapsuły transportowe i poleciała na planetę chcąc w ostatnich chwilach dołączyć do rodzin, reszta po prostu skończyła ze sobą. Ja też idę. Został mi ostatni nabój a zapasy żywności właśnie się skończyły. Cieszcie się wolnością.
Po tych słowach strażnik odszedł zostawiając Leilę i Jeffa wpatrzonych w zniszczoną planetę, która niegdyś była ich domem.
(wypowiedź modyfikowana: 30 IV 2011, 20:09:52)
Anette1 | 27 V 2011, 14:00:28 (ponad 13 lat temu) +0 -0 | 24#
@Hito bardzo mi się podobało twoje opowiadanie. Takie nietypowe.

- Melody! Gdzie moja kawa? - usłyszałam pytanie szefa. Szczerze mówiąc, sama nie wiedziałam, dlaczego przyjęłam tę pracę. Myślałam, że moje obowiązki nie będą ograniczały się do " przynieś, podaj, pozamiataj". Jednak tak właśnie było. W większości przypadków. Westchnęłam. Zamieszałam jeszcze raz kawę i wróciłam do gabinetu Johnny'ego. Postawiłam przed nim kubek trochę mocniej niż zamierzałam. Mężczyzna spojrzał na mnie pytająco.
- Coś nie pasuje? - zapytał. Niewinnie pokręciłam głową z udawanym zdumieniem. Wiedziałam, że Johnny i tak to zobaczy. Miał rzadki dar poznawania ludzi na wylot. 
- Nie, skąd.
- Dobrze.- odwrócił wzrok i znów zagłębił się w ekran monitora. Westchnęłam w duchu z irytacji. Jak ja nie cierpię, gdy się mnie ignoruje! 
Drzwi trzasnęły. Oboje obejrzeliśmy się na drzwi do gabinetu fotografa. Intuicyjnie wiedziałam, że to Rosalie. Tylko ona miała odwagę trzaskać drzwiami w studiu. Strzał w dziesiątkę. Blondynka weszła po chwili do pomieszczenia. Jak zwykle wyglądała rewelacyjnie. Do czarnych rurek, założyła granatową bluzkę z długimi rękawami, a na nią, błękitny sweterek zawiązywany z przodu. W ręku niosła czarny płaszczyk. Blond włosy spływały na jej ramiona kaskadą, tworząc wokół jej jasnej twarzy złocistą aureolę. Pozazdrościć.
- Cześć tato, cześć Mely. - przywitała się z nami. Uśmiechnęłam się do niej lekko. Mimo wszystko, lubiłam Rose. Była bardzo sympatyczna, choć starsza ode mnie o rok. W kwestii mody, nie miała sobie równych.
- Cześć. - rzucił Johnny. - Melody... ? - przewróciłam oczami i westchnęłam, przerywając mu.
- Jasne, Johnny. - mruknęłam i skierowałam się do miejsca z którego przed chwilą wyszłam. A nie mówiłam? Przynieś, podaj, pozamiataj. Chyba pora zmienić pracę.
- Dzięki Mely, dla mnie z mlekiem. - rzuciła jeszcze blondynka. Nie odpowiedziałam jej, bo obawiałam się, że mogłabym powiedzieć coś nieprzyjemnego. A tego nie chciałam.
Kuchnia przy studiu nie była duża. Było w niej kilka blatów, kuchenka elektryczna, ekspres do kawy i mały zlew. I tyle. Robiąc kawę dla córki szefa, dochodziły mnie szczątki rozmowy. Chodziło o jakieś mieszkanie, jakiegoś faceta i... zaręczyny? Nie, musiałam się przesłyszeć. Rosalie St. Rain słynęła ze swojej deklaracji, która brzmiała w skrócie tak: "Spadajcie wszyscy. Nie zamierzam się żenić." W moim tłumaczeniu. 
Wróciłam do gabinetu. Rosalie siedziała naburmuszona, a jej ojciec rozmawiał przez telefon. Wręczyłam dziewczynie kubek. Podziękowała słabym uśmiechem. Zegar wybił piątą. Odchrząknęłam cicho, zwracając uwagę mężczyzny. Pokazałam na zegar, siebie i na wyjście. Johnny skinął głową, nie przerywając rozmowy. Pożegnałam się cicho z Rosalie i poszłam na zaplecze. Wzięłam kurtkę dżinsową i torebkę, a potem wyszłam na dwór.
Zimne powietrze buchnęło mi w twarz. U Johnny'ego w pracowni zawsze było ciepło, więc mimowolnie zadrżałam pod wpływem zimna, choć zazwyczaj nie miałam nic przeciwko niemu. Właściwie to nawet go wolałam. Nie lubiłam ciepła i słońca. I pewnie dlatego jestem blada jak trup.
Przegoniłam myśl o słońcu i opalaniu. Teraz była jesień. Zimna, mokra i błotnista. Założyłam słuchawki od iPhone'a i ruszyłam przed siebie. Przed powrotem do domu, musiałam jeszcze zrobić zakupy. Dzisiaj ja gotowałam. I Sam miał wpaść, razem ze swoją nową dziewczyną. Idąc do autobusu, zastanawiałam się, jak to możliwe, że chociaż Samuel nie pracuje, dziewczyny lgną do niego jak muchy. To było wręcz niepojęte.
W ostatniej chwili weszłam do autobusu. Nie było żadnych miejsc, więc stanęłam opierając się o okno. Mimowolnie przebiegłam wzrokiem po ludziach w autobusie. Mój wzrok zatrzymał się na czarnowłosym mężczyźnie, który przyglądał mi się badawczo. Gdy zobaczył, że i ja na niego patrzę, nie odwrócił wzroku, tylko uśmiechnął się. Nie odwzajemniłam gestu. Odwróciłam wzrok. Mój przystanek.

Jakby co, to reszta jest tutaj: http://droga-po-sukces.blog.onet.pl/
(wypowiedź modyfikowana: 27 V 2011, 14:03:31)
(wypowiedź modyfikowana: 27 V 2011, 14:23:46)
VanillaEssa | 07 XII 2011, 17:56:54 (ponad 12 lat temu) +0 -0 | 25#
Ogłaszam, jest już pierwszy autorski e-book jednego z naszych Webookowiczów - @Hito. Jego opowiadania zostały zebrane w pierwszy tom, i naprawdę zachęcam do czytania.

http://www.webook.pl/ksiazka.php?id=36239

to ciekawy pomysł na to, by większy zbiór Waszych tekstów (rozumiecie, przynajmniej kilka zebranych razem) miał szansę trafić do większej grupy odbiorców.

Wielu z Was pisze coś do szuflady, więc pora się tym podzielić i zyskać oceny, uwagi - jak na prawdziwych autorów przystało

pamiętajcie tylko, żeby nie zaśmiecać tutejszej bazy, i by Wasz autorski e-book przeszedł gruntowną korektę
(wypowiedź modyfikowana: 07 XII 2011, 18:01:50)
Pinkie | 26 II 2012, 20:59:03 (ponad 12 lat temu) +0 -0 | 26#
Poranek Angel wypełniały przygotowania do wyjazdu. Owszem, wiedziała, że taka doskonała oferta, jaką otrzymała właśnie od Gucciego trafia się raz w życiu i nie można jej odrzucić, ale ciągle czuła się jakby uciekała. Zabawne, pomyślała. Jak to wszystko potrafi się zmienić w ciągu jednej godziny. Jeszcze kilka dni temu za nic by nie chciała opuścić swojego małego, sztucznie wytworzonego na potrzeby nieco poturbowanej duszy, świata. Praca w Radiu i życie normalnego śmiertelnika, a nie rozrywanej ze wszystkich stron modelki, dobrze jej robiły. Powoli udawało jej się odzyskać dobrą formę, a potem… A potem znowu go spotkała. Nie, nigdy nie powie, że tego żałuje. Boże, jak mogłaby, skoro ten czas, czas spędzony z Julienem, to najlepsze chwile jej życia? Żałuje jedynie, iż nie udało jej się oszukać samej siebie – a przy okazji jego – że nic nie stoi na przeszkodzie ich związkowi. A stało wiele.
Byli rodzeństwem. Cóż za paskudna ironia losu! Jedyny mężczyzna, którego zdarzyło jej się pokochać, okazał się być jej przyrodnim bratem. Czy życie przygotowało dla niej więcej podobnych niespodzianek? Nie dość się nacierpiała w przeciągu tych dwudziestu paru lat?! Jakby chcąc wyładować swoją złość, z całych sił zatrzasnęła jedną z ośmiu walizek wypełnionych całym jej dobytkiem i usiadła na łóżku, chowając twarz w dłoniach.
Jej ciałem wstrząsnął szloch. Nienawidziła się za to, ale nie chciała wyjeżdżać i tracić tego, co z takim trudem w końcu zdobyła.
(...)
Angel wyprowadziła walizki przed swoje drzwi i rozejrzała się po raz ostatni po nowoczesnym wnętrzu. Jej oczy miały ten sam wyraz, co wczoraj, gdy to uciekała z mieszkania Juliena – kolejne wielkie marzenie życia oddalało się od niej, z każdą sekundą coraz bardziej. Decyzja za decyzją, większość wnosiła do jej życia coś wartościowego, każda coś z niego zabierała. Bała się tego co jest, co będzie, co nigdy się nie stało, ale hardo unosiła głowę i wychodziła temu naprzeciw.
Zamknęła drzwi swojego królestwa, rezygnując ze swojego księcia, jego białego konia i „żyli długo i szczęśliwie”. Bo tak będzie lepiej. Dla obojga.
(...)


Kiedyś napisałam to na pewnego bloga grupowego, wraz z koleżanką, która prowadziła postać chłopaka mojej bohaterki, ale nie zdążyłyśmy tekstu dodać, bo blog upadł. Tam gdzie (...) były jej fragmenty, których nie dodam, ze względu na prawa autorskie.
rasmusska | 12 IV 2012, 13:22:17 (ponad 12 lat temu) +0 -0 | 27#
"Ucieczka"

- Dalej, do łaźni, nie ociągać się! - krzyknął wielki, łysy osiłek i zaczął nas poganiać, żebyśmy rozbierały się szybciej. Potem jak co wieczór, miałyśmy brać wspólny, szybki, zimny prysznic, przebrać się w koszule uszyte z prześcieradeł i kłaść się do starych szpitalnych łóżek. Bo tak naprawdę znajdowałam się w jakimś starym, opuszczonym szpitalu. Ale nie, nie byłam chora. To ci psychopaci, którzy siłą mnie tu przywieźli byli chorzy. Szukali swych ofiar według określonego schematu: musiały nie mieć więcej jak trzydzieści lat, sieroty, najlepiej z domu dziecka. Po prysznicu i reszcie czynności, poszłyśmy do swoich sal. Na mojej było upchniętych dwadzieścia łóżek, więc praktycznie spałyśmy wszystkie razem. Obok mnie sypiała ostatnio młoda Rosjanka - Sonia. Umiała mówić po polsku, bo gdy miała piętnaście lat została prostytutką, właśnie w Polsce. Wyjaśniała to tak, że przywiózł ją "wujek Sasza", który obiecał, że weźmie ją na wycieczkę dookoła świata. Jak się okazało "wujek" sprzedał ją na granicy jakiemuś alfonsowi. Jest bardzo ładną dziewczyną, dwudziestoletnią blondynką o niebieskich oczach. To też sprawiało, że strażnicy najczęściej przychodzili po nią. Można się domyśleć po co... Jednak Sonii chyba to nie przeszkadzało, a dzięki temu, że ją wykorzystywali dłużej żyła. Z drugiej strony mnie leżała Beata, najmłodsza pacjentka z nas wszystkich. Miała zaledwie siedemnaście lat i wielkie, ciągle przestraszone oczy. Przywieźli ją dwa dni temu, a łóżko dostała "w spadku" po niejakiej Magdalenie, która nie przeżyła ostatniego eksperymentu. Wstrzyknęli jej coś i dostała po chwili strasznych drgawek, białka oczu zaszły krwią i upadła. Kitle - czyli szaleńcy, udający lekarzy i chodzący w białych fartuchach - potrząsali nią jakby była szmacianą lalką i gdy nie zareagowała zanieśli ją do krematorium. Właśnie tak robili z każdą. Codziennie wybierali jedną z nas, a były tu tylko kobiety, i urządzali te swoje eksperymenty. Wypędzali pozostałe pacjentki na dziedziniec przed szpital i zaczynali swoje niehumanitarne przedstawienie. Wybrana siadała na krzesło, strażnicy przytrzymywali ją siłą a kitel robił zastrzyk. Kiedy pacjentka robiła się po nim agresywna, zadowolona straż robiła sobie z niej worek treningowy. Jeśli przeżywała atak, wywozili ją ze szpitala, w tylko im znane miejsce i więcej się o niej nie słyszało. Jeśli udało im się pacjentkę zabić, trafiała do wcześniej wspomnianego krematorium.
- Elka! Śpisz? - szepnęła do mnie Beata.
- Nie.. Rozmyślam. A Ty co, też spać nie możesz?
- Boję się jutra. Mam głupie przeczucie, że jutro mnie wybiorą.
- Daj spokój. Wiem, że to trudne, ale staraj się myśleć pozytywnie. Ja siedzę tu od ponad tygodnia i nawet na "posługę" mnie nie wzięli.
- Masz szczęście i tyle. Och.. Jak ja nienawidzę siebie za to, że jestem kobietą! - jęknęła trochę głośniej Młoda. Kobiety, które spały, poruszyły się niespokojnie. Jednak nie pytałam dlaczego siebie nienawidzi, bo doskonale rozumiałam. Sama myślałam tak o sobie na początku. W końcu jesteśmy kruche i bezbronne a ci, którzy nas tu trzymają mogą robić z nami co chcą. To niesprawiedliwe, że traktują nas jak zabawki. Popatrzyłam na Beatę. Po opalonym policzku spływała łza. Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi. To na pewno strażnik przyszedł sobie wybrać "deser" na koniec szychty. Tak jak się spodziewałam, szedł w stronę naszych łóżek. Gdy wypatrywał Sonii, jego wzrok zatrzymał się na mojej drugiej sąsiadce. Podszedł do niej i zaczął ją dotykać brudnymi rękoma - hmm.. że też wcześniej cię nie zauważyłem.. - mruczał obrzydliwie pod nosem. Beata tylko wpatrywała się w niego. Była widocznie zbyt przerażona by zareagować jakkolwiek inaczej.
- Nie dotykaj jej! - zaprotestowałem.
- Coo?! Nie będziesz mi mówiła co mam robić głupia lalko! - krzyknął na mnie. "Lalki" to ich ulubione określenie na nas, podkreślające przy okazji, że jesteśmy dla nich tylko zabawkami. Nie wytrzymałam, podniosłam się i odepchnęłam go z całej siły od przerażonej Beaty. Niestety, był tak silny, ze nawet się nie zachwiał. Wymierzył mi za to taki policzek, że spadłem ze swojego łóżka na podłogę i na chwilę zapomniałam jak się nazywam. Strażnik stanął nade mną, pociągnął mnie za włosy, by móc spojrzeć mi w twarz i wywrzeszczał:
- Masz szczęście, że wymyśliłem sobie inne zakończenie dnia! - popatrzył znacząco na Sonię - Bo inaczej zatłukł bym cię jak psa! - po czym puścił moje włosy, wziął Rosjankę za rękę i wyprowadził z sali.
- Nic ci nie jest? - zapytała ze współczuciem jakaś dziewczyna. Siedziałam jak otępiała na podłodze i czułam gorąco na swojej twarzy. Chwilę później Beata i ta dziewczyna podniosły mnie i usadowiły na łóżku. Na drugi dzień, gdy jadłyśmy śniadanie (czyli dwie kromki czerstwego chleba z masłem i gorzką herbatę) na prowizorycznej świetlicy, przysiadła się do mnie dziewczyna, którą znam tylko z widzenia, była tu już mniej więcej tyle czasu co ja.
- Nie wygłupiaj się następnym razem. Wiem, że chciałeś uchronić tą Młodą, ale to świadczy tylko o twojej głupocie! Nie możesz tak im się rzucać w oczy.
- Znamy się w ogóle? Czemu się mnie czepiasz? - zapytałam.
- Mam na imię Olka. Jestem tu już od tygodnia i nie mogę wytrzymać. To ja cię wczoraj podnosiłam z tą Młodą.
- Z Beatą.. No tak. A tak do rzeczy, czego chcesz? Bo raczej nie przyszłaś mi pogratulować odwagi i heroicznego czynu. - odparłam. Naprawdę nie lubię jak ktoś zwraca mi uwagę.
- Widzę, że jesteś konkretna. To dobrze. Widziałam wczoraj, że nie boisz się tej szajki, która nas tu trzyma. Chce stąd uciec. Wiem, że to ryzykowne, ale już nie mogę. Wiem też, że ty też.
- Żadna z nas nie może.. Chcesz uciec ze mną? Dobrze zrozumiałam?
- Tak, proponowałam to już kilku kobietom, ale one głupie za bardzo się boją. Wolą poddać się, dać się gwałcić, bić. A ja mam już nawet plan.
W tym momencie na świetlicę wszedł kitel i dwóch strażników. W jednym z nich rozpoznałam tego, który obmacywał wczoraj Beatę. Serce zaczęło mi mocniej bić, gdy właśnie on wskazał mnie palcem i kitel kiwnął głową. No pięknie. Zostałam wybrana. Oni wyszli a wszystkie kobiety popatrzyły na mnie. Na ich twarzach widziałam ulgę, że to jeszcze nie ich kolej, pomieszaną ze współczuciem. Popatrzyłam na Olkę.
- Jednak chyba nie ucieknę z tobą. Już wiesz co mnie czeka.. - głos mi się łamał.
- Słuchaj mam pomysł. Na każdej egzekucji obserwowałem teren wokół szpitala. Wygląda na to, że otacza nas rzadki, sosnowy las. To nie dobrze, bo brak krzaków nie pomoże nam przy ucieczce. Ty jedna wiesz co ci podadzą, bo każda wybrana idzie do laboratorium razem z kitlem i na twoich oczach przyrządza zastrzyk, ot taka dodatkowa tortura.
- Słuchaj, wcale mnie nie pocieszasz, ale mów dalej.
- Moja w tym głowa, żeby kitel zostawił cię samą. Znajdź Bencard HDM. To szczepionka na uczulenia, więc nic ci po ty nie będzie. Byłam stażystką w szpitalu, możesz mi zaufać. Podmień strzykawki, a kiedy po eksperymencie nic ci nie będzie, wrócisz do nas.
- Mam nadzieję.
W tym momencie wszedł strażnik i przywołał mnie palcem. Więc to już. Wstałam, a Ola razem ze mną i objęła mnie przyjaźnie. To dziwne, bo kobiety nie zawierają tu żadnych przyjaźni. To bez sensu - w końcu na to potrzeba czasu, a w ciągu kilku dni nie da się kogoś poznać na tyle by nazwać go przyjacielem.
- Wierzę, że dasz radę. Pamiętaj: Bencard HDM. Do zobaczenia. - szepnęła mi do ucha. Popatrzyłam jeszcze na Sonię i na Beatę, które patrzyły na mnie z niemym pożegnaniem. Podeszłam do strażnika i z duszą na ramieniu ruszyłam przez korytarz prowadzący do laboratorium.
Anastazja16 | 13 XII 2013, 21:03:17 (ponad 10 lat temu) +0 -0 | 28#
fragment mojej książki trochę wybity z kontekstu, ale mam nadzieję, ze się wam spodoba

- Alex! - w całym domu rozbrzmiał krzyk Schuyler. Wszyscy zbiegli się do kuchni.
- Co się stało?! - wykrzyczała nieźle podenerwowana Nicole, którą wyrwano ze snu.
- Gdzie on jest!? - Schuyler podwinęła sukienkę i przepychając się wyszła z kuchni. Lucas chwycił ją za przedramię.
- Nie krzycz – uspokoił ją – Nie ma go tu. Wyszedł razem z Anastazją – dziewczyna spiorunowała go wzrokiem.
- Gdzie!? - wykrzyczała znowu i wyrwała się z jego objęć. Cris podszedł do nie z tyłu i objął ją. Schuyler zaczęła się wyrywać – Puść mnie! - zakrył jej usta dłonią.
- Przestań się wydzierać... - odparł spokojnie. Lucas oparł się o framugę drzwi. Zdenerwowana Nicole patrzyła na te całą sytuację z tyłu. Aidan, Merry i Alicja przyglądali się z boku.
Nicole przewróciła oczami. Schuyler zawsze musi być w centrum uwagi – pomyślała.
- Co jej jest? - spytał Aidan. Stał z skrzyżowanymi rękami. Merry przytuliła Alicję do siebie. Jej przyjaciółka była Elfem, a one źle znoszą czyiś krzyk.
- Znowu Alex coś zrobił – odparł Lucas krzyżując ręce. Opiera się niedbale o framugę. Schuyler często miała takie napady.
- Spokojnie Fiołku – wyszeptał Cris to jej ucha. - Już dobrze - Schuyler westchnęła – Będzie dobrze... a teraz wezmę rękę z twoich ust, ale obiecaj, że nie zaczniesz krzyczeć okej? - dziewczyna skinęła głową. Cris powoli cofnął rękę, a kiedy zobaczył, że Schuyler uspokoiła się cofnął się o krok do tyłu.
Księżniczka osunęła się na kolana. Zakryła dłońmi twarz i zaczęła płakać. Lucas westchnął głęboko i oblał spojrzeniem wszystkich zgromadzonych. Aidan przykucnął przy Schuyler i ją objął. Merry ściskała Alicję, żeby ta nie patrzyła na płaczącą. Nicole patrzyła na swoje paznokcie, a Cris utkwił swój wzrok w Schuyler i Aidanie.
- Co się stało mała? - spytał Lucas słodkim głosem. Dziewczyna spojrzała na niego załzawiona.
- Oni są w niebezpieczeństwie – odparła po chwil. Lucas stanął -prosto.
- W jakim sensie? - spytał marszcząc brwi.
- Poszli do Liz – wszyscy spojrzeli na Schuyler zdziwieni.
- Jako do Liz?! - wykrzyczał Lucas.
- Lucasie... - Cris spojrzał na niego karcąco.
- Przepraszam – dodał ciszej – Do Liz? - Schuyler skinęła głową – - Skąd wiesz? - dziewczyna westchnęła.
- Przestańmy na chwilę zajmować się Aną i moja kuzynką! - wykrzyczała Nicole. Wszyscy przenieśli na nią wzrok.
- Zajmę się tym – odparł Cris. Wszedł do kuchni i zamknął drzwi.
- Merry weź stąd Alicję – polecił Lucas – zajmijcie się gośćmi – dziewczynka skinęła głową i podążyła z Alicją do salonu. Aidan wstał i podał rękę Schuyler. Przyjęła gest.
- Przepraszam – rzuciła się w objęcia Lucasa. Wampir przytulił ją. - Ona musi tak iść, ale tam nic dobrego jej...
- Ciii – przerwał jej Lucas – Nic nie mów. Ona sobie poradzi. To jest Anastazja i ma przy sobie twojego brata. On wie jak trzeba się zachowywać przy Liz. Nic im nie grozi dopóki nie wejdą na górę. Nic im nie będzie. Nie płacz... ja w nią wierzę.
- A co jeśli weszła? Znasz Ane – upierała się Schuyler.
- Liz nie skrzywdzi swoich. Ona jest na to za mądra.


< 1 2  | Wszystkich odpowiedzi: 28

Grupa: Nasze opowiadania

Nasze opowiadania Czyli co komu w duszy gra. Lubisz pisać? Chcesz zostać pisarzem/pisarką? Ta grupa jest dla Ciebie :D
Typ grupy: Otwarta
Dołączenie: każdy może dołączyć
Założyciel: Sanai
Utworzono: 04 I 2010, 17:20:31
(ponad 14 lat temu)
Kategoria: Literatura (grup: 45)
Tematów: 18
Członkowie: 109 (pokaż członków grupy)

Dyskusję obserwują

Użytkownicy obserwujący dyskusję (16):

Informacja podświetlona na zielono oznaczają, że użytkownik widział wszystkie nowe posty w tym temacie. Natomiast informacja czerwona oznacza, że jeszcze nie czytał najnowszych postów.

nie czytał
Tyska
nie czytał
basiulkabl14
nie czytał
madziach05
nie czytał
Ariena
nie czytał
Jumino
nie czytał
ArienneMD
przeczytał
Anette1
nie czytał
tecilla28
przeczytał
Sanai
nie czytał
g0ska1
nie czytał
gutterface
przeczytał
natirose
nie czytał
Hito
nie czytał
Scharum
nie czytał
rasmusska
przeczytał
Anastazja16

Menu

Szukaj. Aby znaleźć grupę lub temat wybierz jedną z kategorii poniżej, a nad listą grup/tematów będzie widoczne pole wyszukiwania.
START: Kategorie grup

Nowe grupy dyskusyjne
    - Nowo dodane tematy
    - Nowe wypowiedzi w tematach

Ranking tagów opisujących grupy