START zamknięty Konkurs: Córka Łowcy Demonów - Jana Oliver

BARMAN2005 | Utworzono: 25 II 2012, 13:25:40 (ponad 12 lat temu)
Wydawca Replika jest sponsorem nagrody: "Córka Łowcy Demonów" - Jana Oliver.

Więcej informacji o książce:
http://www.webook.pl/b-36705,Corka_lowcy_demonow.html

Zasady konkursu:
- Do wygrania są 3 egzemplarze książki: "Córka Łowcy Demonów" - Jana Oliver.
- Temat konkursu: Iluzoryczność, abstrakcja, irracjonalizm. Opisz swój ostatni sen-koszmar, który mocno Cię przeraził.
- Konkurs trwa od 25.02.2012 do 17.03.2012 włącznie.
- W konkursie mogą brać udział tylko osoby mieszkające na terenie Polski.
- Po wyłonieniu laureatów otrzymają oni email o wygranej. Jeśli w ciągu 5 dni laureat nie potwierdzi chęci odebrania nagrody przepada ona na rzecz innej osoby.
Odp: 34, Odsłon: 17359, Ostatni post: ponad 12 lat temu przez BARMAN2005

Odpowiedzi do tematu

1 2 3  > | Wszystkich odpowiedzi: 34

arie | 26 II 2012, 10:18:14 (ponad 12 lat temu) +8 -7 | 1#
Zgubiłam się na przedmieściach nieznanego miasta. Wiem, że mam jakiś cel, powinnam gdzieś dojść, ale wszystkei drogi wyglądają "niewłaściwie" (nie to, że coś jest z nimi nie tak, po prostu gdy patrzę na ta czy na tamtą wiąże się z tym jakiś skręcający żołądek niepokój). Wszystko jest w odcieniach żółtopomarańczowego piasku, asfaltu i betonu. Zieleni jest mało, i jakaś taka przytłumiona i wyblakła, Dookoła trwa wszędobylski remont. Koparki i inne maszyny budowlane zagradzają drogę, ciągle natykam się na przeszkody w rodzaju wyrytycz w ziemi rowów, które trudno jest obejść.

Nagle obok mnie idzie jakaś osoba. Po prostu, patrzę w inną stronę, odwracam się i jest. Nie znam go. Idziemy dalej razem. Nie rozmawiamy. Kiedy próbuję spojrzeć na jego twarz, nie udaje mi się. Przyglądanie mu się w ogóle wymaga ode mnie wiele wysiłku, ale nie mogę się powstrzymać.

Idziemy przez miasto, coraz głębiej. Uliczki stają się węższe, klaustrofobiczne. Wszędzie jest pusto, oprócz mego towarzysza i mnie nie ma żadnych ludzi. Wiem, że mój cel jest gdzieś w centrum miasta, jednak ciągle nie mogę sobie przypomnieć, gdzie konkretnie. Jest cicho. Wrażenie obcości i niepokoju przenika kości.

Labirynt uliczek skręca się i rozkręca, dawno nie mam już pojęcia gdzie jest prawo, a gdzie lewo, z której strony przyszłam i dokąd idę. Mój tajemniczy towarzysz ciągle idzie obok mnie. Milczy.

Nagle widzę po prawej stronie sklep i jakoś tak wiem, że jest czynny, że tam w środku są ludzie. Nareszcie. Czuję ulgę. Wchodzimy do środka przez skrzypiące drzwi (wiecie, ten dźwięk, jaki wydaje stare, rozeschnięte drewno).

To sklep z butami. Sprzedawca to wyszczerzony radośnie, entuzjastyczny, piegowaty chłopak w wieku dwudziestu kilku lat. Zachwala towar. Wszystkie buty są paskudne, toporne, jakby zmurszałe (nie znam lepszego słowa, żeby je opisać). Używane. Wiem, że żadne nie będą na mnie pasować.

Sklep jest wąski i brak w nim przestrzeni. Z tyłu są otwarte drzwi, prowadzące na poddasze wąskie, strome, stare schody, na których widok boli mnie żołądek (mam fobię jeśli chodzi o schody, nawet na jawie). Słychać powolne kroki, ktoś po nich schodzi. Nagle mam nieodparte pragnienie ucieczki, świadomość, że stanie się coś bardzo złego.

Do sklepu wchodzi niska, sympatyczna staruszka. Niesie w rękach garnek z gulaszem, który pachnie wprost nieziemsko dobrze. Proponuje, żebyśmy sie poczęstowali. Mój toważysz bierze łyżkę i próbuje, potem zaczyna zajadać ze smakiem. W ustach zbiera mi się ślina, a jednocześnie dostaję mdłości.

Wiem z czego jest ten gulasz i co starowinka robi na poddaszu.

Sama skończę jako gulasz.

Budzę się.
---------------------------------------------------------------------------------------

Nie, serio, nie zmyśliłam tego. Ja naprawdę niewam takie sny
Żałujcie, że nie padło na ten o Hitlerze, albo na ten o ataku włochatych kabli, albo o robalach zamienionych w ludzi...
Tomczas | 26 II 2012, 11:01:48 (ponad 12 lat temu) +3 -5 | 2#
Cześć
Chciałbym się z Wami podzielić jednym z moich paranormalnych snów.
Otóż śniło mi się że byłem z dwoma kumplami na takich "dołach".

My je tak nazywamy bo to takie doły w ziemi dość głębokie. Do nich od ulicy prowadzi polna ścieżka a dookoła nich jest las. Istotnym szczegółem jest to że gdy się jest na tych "dołach" to gdy się spojrzy w lewo widać wysoką wieżę (nie jestem pewien jaka to być może telefoniczna ale mniejsza o to)

No i my tam skakaliśmy do nich i takie różne inne durnoty wyprawialiśmy jak to my mieliśmy
w zwyczaju. W pewnym momencie wpadłem na pomysł: "Chodźcie w las" (chodziło o ten las dookoła - nigdy się w nim nie zagłębialiśmy). No to poszliśmy. Idziemy idziemy, aż tu nagle...
płot (pewnie myśleliście że coś wyskoczyło czy coś w tym stylu). Otóż to był płot który odgradzał czyjś dom.

No więc poszliśmy w prawo i znowu w prawo czyli słowem zawróciliśmy. Idziemy gdy nagle kolega się o coś potknął. Przy okazji potknięcia odkrył małą jamę w której leżała dość dziwna czaszka jakiegoś bliżej nieokreślonego zwierzęcia. Zaczęliśmy się zastanawiać jakiego zwierzęcia może być ta czaszka.

W pewnym momencie popatrzyłem przed siebie i zobaczyłem w oddali tą wieżę która stoi na lewo od dołów. Trochę mnie to zdziwiło ponieważ wieża powinna być po prawej stronie od tego miejsca w którym się znajdowaliśmy. Tej wieży wcześniej tam nie było.
W tym momencie się obudziłem.

Zapytacie zatem gdzie tu paranormalność owego snu? Już wyjaśniam. W kilka tygodni po tym śnie wybraliśmy się na te doły przed wejściem od razu mnie zamurowało. Po prawej stronie ścieżki stała identyczna wieża co stała po lewej stronie od dołów. Przypomniałem sobie ten sen i byłem mocno zszokowany.

Mam nadzieję że się spodobał
Tomczas

P.S. @arie bardzo ciekawe zakończenie:)
(wypowiedź modyfikowana: 26 II 2012, 11:07:19)
VanillaEssa | 26 II 2012, 12:42:21 (ponad 12 lat temu) +11 -7 | 3#
Najbardziej abstrakcyjny i przerażający sen... Miałam niedawno jeden, który przeraża mnie do dziś.

W nim znów wróciłam do swoich rodziców. Była jesień - deszczowa i szara. Odwiedzałam swoje sąsiadki - siostry wraz z rodzinami, mieszkające w starym domu. Wszystko było w porządku, jak zawsze. Z córką jednej z sióstr piłyśmy herbatę i rozmawiałyśmy trochę o przeszłości. Temat zszedł na zmarłe w tym budynku osoby - jej babcię i wujka.

Nagle zdałam sobie sprawę, że wszyscy są ubrani na czarno, choć od ich śmierci minęło trochę czasu. Wszyscy też na coś czekali. Mieli poważne miny. Scena jak z horroru. Wiedziałam, że zaraz coś się wydarzy, więc czym prędzej chciałam uciec z tego domu, wrócić do rodziców.

Uciekając przez kuchnię, potknęłam się o stojące stare, metalowe wiaderko - z czasów młodości babci mojej sąsiadki. Wiadro to narobiło straszliwego hałasu. W reakcji łańcuchowej przewróciło miednicę i zapalone świece... Świece, których jakoś wcześniej nie zauważyłam.

Myjąca naczynia mama koleżanki - odwrócona do nas plecami - powiedziała spokojnie, jakby w transie: "Cicho... Ona zaraz przyjdzie."
-Ona? jaka ona? - Wyrwało mi się.
-Babcia - powiedziała radośnie Ania - właśnie ta moja koleżanka.
-Aniu... ona nie żyje....
-Cicho.. już tu jest. Módlmy się.

Pamiętam że byłam nieźle przerażona, o dziwo sama nagle byłam ubrana cała na czarno. Obróciłam się, i zobaczyłam że Ania klęczy jak małe dziecko, przy kuchennym krześle na którym siedzi pani Marysia - jej zmarła babcia. Staruszka kiwa głową, jakby była z czegoś niezadowolona, jakby coś jej się nie podobało. Ją przywitano jak ducha opiekuna. Wyglądała jak żywa.

Uciekając stamtąd, zatrzasnęłam drzwi od mieszkania i wybiegłam na korytarz. Wtem zobaczyłam drugą postać. Ducha wujka Ani. Był jednak nienaturalny. Dobijał się i krzyczał, by go wpuszczono. Krzyki te i zawodzenia były straszne.

Co ciekawsze, nogi były rozmazane - unosił się w powietrzu. Jego postać nie była tak kompletna jak duch babci Marysi.

Zdawał się mnie nie zauważać, więc odwróciłam się na pięcie i co sił w nogach uciekłam na górę po schodach - do mieszkania wdowy po wuju. Powiedziałam jej, że jej mąż wrócił, i że się dobija. Próbuje się wedrzeć.

Tak - też była ubrana na czarno.

Tymczasem ona usiadła na krześle i zaczęła płakać. Oparła głowę na dłoni i powtarzała w kółko - 'On mnie nie zostawi, on mnie nie zostawi...'

Byłam w szoku. Znałam pana Zbyszka za życia, i była to najspokojniejsza osoba na świecie. Miał swoje problemy, ale nie sądziłam że wróci jako udręczona dusza.

Sen się skończył, bo duch wdarł się na górę - obudziłam się przerażona ze łzami w oczach.

______________________________________________
W parę dni po tych wydarzeniach poszłam do księdza. Zamówiłam mszę za spokój obu dusz, a gdy będę u rodziców, zapalę im lampkę na grobach.

Ten sen wywarł na mnie ogromne wrażenie. Czułam się jak postać z "Szóstego zmysłu". Mam nadzieję że więcej się nie powtórzy.
(wypowiedź modyfikowana: 26 II 2012, 12:45:30)
Melanie | 26 II 2012, 14:03:39 (ponad 12 lat temu) +4 -7 | 4#
Zwykle nie zapamiętuję snów, ze względu na moją niesamowicie krótką pamięć, ale ten wywarł na mnie porażające wrażenie.
Mianowicie, przyśnił mi się kilka nocy po śmierci babuni.

Nigdy nie pamiętam początków snów, więc kojarzę tylko jak byłam u mojej cioci, u ciotecznych sióstr. Podobnie, jak w Twoim śnie, @VanillaEssa, domownicy byli ubrani w ciemne stroje, włosy chowali pod kapturami. Nie byłam zdziwiona, chociaż, gdyby działo to się naprawdę, to pewnie bym była.
Gdy teraz o tym myślę, to sądzę, że wyglądali jak członkowie jakiejś sekty. Grobowe miny, czarne stroje i te kaptury.
W każdym razie nie przejęłam się i sama wspomniałam o babci. Moje słowa były raczej wesołe, mówiłam o tym, jak zawsze częstowała nas krówkami, jak uwielbiała nosić włosy zawinięte w kok, na czubku głowy, jak pod koniec życia nadal biła optymizmem i radością. Wtedy zauważyłam, że już nie otaczają mnie twarze moich sióstr, tylko takie nic. Pierwsze skojarzenie - dementorzy z filmów o Harrym Potterze. Oczywiście żołądek podszedł mi do gardła i uciekłam prosto do starego, drewnianego domu dziadków.
W rzeczywistości, dom cioci nie stoi tak blisko ich domu, ale nie zastanawiałam się nad tym, tylko wpadłam do środka. Wewnątrz nic nie było zmienione, tylko babcia siedziała bokiem do mnie, na swoim fotelu. Uśmiechała się łagodnie, jej szare włosy były zwinięte w kok. Wiedziałam, że mnie widzi, mimo, że nie odwróciła głowy. Nagle dopadła mnie taka świadomość, że krwawi. Nie było tego widać, nigdzie nie było krwi. Ale ja czułam jak wiruje w jej organiźmie i czułam jakby przerwała żyły, wylewając się z serca. To był najbardziej przerażający moment. Ta bezradność. Po porstu stałam w progu i patrzyłam jak babcia robi się coraz bledsza i bledsza. Uśmiech zniknął zastąpiony przez grymas. Kosmyki włosów otaczały jej spoconą twarz. A ja tylko stałam.
Po chwili już nie wyglądała na zdrową, tylko na martwą. Wyglądała dokładnie tak, jak wyglądała w dniu swojego pogrzebu. Tyle, że we śnie nie leżała w trumnie, tylko nadal siedziała w fotelu, utrzymując pionową postawę ciała. Jej oczy wyrażały cierpienie. Z ust wydobył się przerażający wrzask.
I obudziłam się.
Wrzaskiem był mój budzik.
(wypowiedź modyfikowana: 26 II 2012, 14:04:22)
rasmusska | 26 II 2012, 14:56:09 (ponad 12 lat temu) +3 -5 | 5#
Pewnej nocy przyśniła mi się stara chatka na wzgórzu, niedaleko miejsca w którym mieszkam. Jako dziecko często zapuszczałam się tam z koleżankami, bo wierzyłyśmy, że mieszkała tam czarownica. Tak naprawdę był to stary składzik na narzędzia rolnicze, grożący zawaleniem.
We śnie znalazłam się w niej tuż przed zachodem słońca, więc całe pomieszczenie było skompane w pomarańczowej poświecie. I strasznie zagracone.. Rozejrzałam się dookoła i odkryłam, że na ścianach wiszą ludzkie szczątki, obciekające krwią. Przerażona chciałam stamtąd uciec, ale nie znalazłam drzwi. było tam jedynie małe okienko, przez które wpadało światło. Wdrapałam się na jakieś graty, wybiłam łokciem szybę i wyszłam na zewnątrz. Usłyszałam czyjeś kroki, ale rzuciłam się pędem przed siebie, zbyt przestraszona by spojrzeć za siebie. I wtedy usłyszałam szorstki śmiech. Przepominał śmiech kogoś, kto zrobił coś strasznego i jest z tego piekielnie zadowolony. Jakimś cudem dotarłam do domu. Jednak w tej samej chwili znalazłam się w autobusie. Za szybą widziałam, że jest jesień. Ja siedziałam gdzieś w połowie autobusu i rozglądając się zobaczyła, że oprócz mnie jedzie kilku pasazerów, ale wszyscy byli ubrani na czarno. Pojazd zatrzymał się na przystanku i zahaczył o gałęzie drzew rosnących przy drodze. Pozostali pasażerowie wysiedli ze spuszczonymi glowami. Drzwi się zamknęły i nagle znów usłyszałam ten paskudny śmiech.. Spojrzałam na odbicie lustrzane kierowcy i zobaczyłam, że nie ma on głowy.
Obudziłam się z krzykiem.
Hito | 26 II 2012, 15:10:48 (ponad 12 lat temu) +8 -7 | 6#
Jestem namiętnym fanem horrorów, dreszczowców i ogólnej fantastyki. Od tej, nasyconej technologią, po najmroczniejsze zakątki nocnych bagien i ciemnych jaskiń, gdzie czają się śmiercionośne stwory. Na skutek takich zamiłowań rzadko który koszmar robi na mnie większe wrażenie. Poza jedną tematyką. Ostatnio ze snu wyrywa mnie jeden — zdawałoby się banalny — temat:

Siedzę na schodach mojego rodzinnego domu. Zwykłe cementowe stopnie, wychodzące na ogrodzone podwórko. Usadowiłem się na przedostatnim, obserwując otoczenie. Zwyczajne, takie jak zawsze. Ot zamknięta, brązowa brama, zbita z grubych dech, chroni wejście na posesję. Po drugiej stronie podwórka, dwa psy rozrabiają w swoim kojcu. Jak zwykle, przed wjazdem do garażu, tuż obok rosłego świerka przy wspomnianych schodach stoi nasze auto. Biały passat b3 kombi. Przy samochodzie, pochłonięty jakimś zajęciem, krząta się mój tata. Wokół słychać rozmowy i śmiechy najbliższych. Siostry z ich wybrańcami życia, mama, żywo rozprawiają o sprawach codzienności. Jest ciepło jak w lato. Stalowe, bezchmurne niebo nie dziwi mnie wcale. Naprzeciw siebie widzę żółtą tarczę słońca, której nikły blask nie razi w oczy. To też mnie nie zastanawia. Korony dwóch, wysokich brzóz, rosnących na podwórku, jak zwykle przysłaniają połowę nieboskłonu. Przyglądam się zielonym listkom, gdy nagle spostrzegam nad nimi rój ptaków sunących po niebie. Mija tylko chwila, nim orientuję się, iż to, co widzę, wcale nie jest stadem pierzastych lotników. Czarne punkty rosną, przybierając podłużne kształty i już wiem, że coś jest nie tak. Jednak tylko ja dostrzegam niebezpieczeństwo. W następnej sekundzie dociera do mnie jedna myśl: „Rakiety”. Momentalnie obracam się za jedną z nich, przelatującą tuż nad podwórkiem. Nie ma już nikogo obok mnie. Jestem tylko ja. Widzę, jak za domem rośnie złocisty, atomowy grzyb, napawający mnie grozą i świadomością nieuniknionego końca. Wewnętrzny głos mówi mi, że nie ma dokąd uciec, że nie warto nawet próbować. Nie mam siły, by to zrobić, mogę tylko wydobyć z siebie bezgłośne „nie”, „nie teraz”. Niedaleko wyrasta następny, a za nim kolejny. Ogarnia mnie trwoga i żal, że moje życie musi się zakończyć tak wcześnie i świadomość, że z pewnością się zakończy. Słyszę świst, gdy kolejne pociski przelatują nad moją głową. W umyśle tłoczą się pytania: „kto?”, „Dlaczego?” „Z jakiej racji?”. Słupy ognia wyrastają już dookoła posesji, wśród rozświetlonych prostokątów okien, kolorowych budynków. Za niewielkim sadem, pełnym drzew wiśni i śliw, za zabudowaniami — domem, garażem, przyległą szopą, za sąsiednimi, dwupiętrowymi blokami — popularnymi za czasów PRL-u. Pochłaniają kolejne części miasta. Zachłannie, systematycznie, bez litości. I wtedy odwracam się z powrotem, w stronę źródła śmiercionośnych machin. Jedna z nich szybuje wprost na mnie. Wiem to. Widzę rosnące, metalowe, szare cygaro. To już koniec — uświadamiam sobie z przerażeniem. Już dostrzegam każdy szczegół, każde łączenie, lotkę, śrubę, spaw, litery, znaki, których nie potrafię odczytać. Pocisk jest tuż przede mną. Zaokrąglony koniec torpedy, niczym nos rekina, mknie po moje życie. Już jest przed moimi oczyma. Za chwilę uderzy…

Nagle zrywam się na łóżku w ciemnym pokoju. Za oknami nadal trwa spokojna noc. — Eh… ja to mam sny — myślę z ulgą. Przez jakiś czas nie zasnę. Muszę się uspokoić.
ruda251252 | 26 II 2012, 18:08:54 (ponad 12 lat temu) +4 -5 | 7#
W wakacje 2010 spędziłam z moim chłopakiem noc w lesie przy jeziorze. Marcin jest rybakiem i akurat był w pracy- musiał pilnować sieci, by nikt ich nie ukradł przez noc. Nie chciałam, żeby sam się tam zanudzał, więc pojechałam razem z nim.
Dookoła nas las, kilka metrów w prawo jezioro. Zupełne odludzie. Spaliśmy w samochodzie. Obudziłam się z uczuciem dziwnego niepokoju. Spojrzałam na Marcina, który spał na siedzeniu kierowcy twardym jak kamień snem. Kątem oka spostrzegłam, że za szybą po jego stronie ktoś stoi. To była dziewczynka o przeraźliwie bladej twarzy i kontrastującymi czarnymi włosami. Nic nie mówiła, tylko tak stała i patrzyła na mnie i na mojego chłopaka. Próbowałam zbudzić Marcina, ale on nadal chrapał jak zabity. Obejrzałam się za siebie i wtedy zaczęłam krzyczeć jak opętana. Za oknem po mojej stronie była taka sama smutna dziewczynka, która hipnotycznym wzrokiem przypatrywała się moim próbom ocucenia Marcina. Nagle obudziłam się, dziękując Bogu, że to był tylko sen. Na wszelki wypadek obudziłam lubego i opowiedziałam mu wszystko. Nie mogliśmy jednak wrócić do domu, bo jego szef by go udusił, gdyby ktoś znowu ukradł sieci z jeziora.
Nie mam pojęcia, czy w tym jeziorze utopiło się jakieś dziecko i raczej nie palę się, by to sprawdzić.
Pinkie | 26 II 2012, 18:35:50 (ponad 12 lat temu) +5 -5 | 8#
Nie znam się na diabłach, potworach i magii. Na ogół nie mam z nimi styczności, chyba że w czytanych książkach. Ale ostatnio mam strasznie dziwne sny. Są bardzo realistyczne, słyszę dźwięki, czuję zapachy, zachowuję pełną świadomość... Szkoda tylko, że zdaje się ona nie należeć do mnie. Chyba, że to ta najgłębsza podświadomość, pochodząca z duszy.

Była noc. Czarna, chłodna, bezgwiezdna, a mimo wszystko piękna noc rozświetlona światłami latarni, stojących przy drodze. Czując jakieś radosne uniesienie szłam do kogoś, rozglądając się wokół. Widziałam jedynie znajome ulice, skrzyżowania, budynki, ale żadnego człowieka. Poza tym, który na mnie czekał.
Nie pamiętam jego twarzy, ale - choć we śnie myślałam, że jest moim dobrym znajomym - zdaję sobie sprawę, że była mi nieznana. Nie zwróciłam na nią uwagi, bo właśnie rozglądałam się dookoła uważniej, zastanawiając się wreszcie, czemu jest tak pusto. Wówczas zapytałam, gdzie jest moja siostra, ale nie dane mi było dokończyć jej imienia, gdyż usłyszałam krzyk.
Zaczęłam biec w stronę, z której dochodził, a gdy się tam znalazłam, zobaczyłam ją. Nie była sama, z resztą, gdyby była, to by nie krzyczała. Ona nie należy do strachliwych. Tym razem jednak miała powód, żeby się bać. Kto by nie był przerażony, gdyby na jego szyi zaciskało się czyjeś ramię z siłą godną imadła? Samo spojrzenie na sylwetkę, postawę, twarz stwora, który ją przytrzymywał, wystarczyłoby, żeby człowiek zwariował. Bo, choć stwór wyglądał jak człowiek, nie odważyłabym się go tak nazwać. Był niczym sam Diabeł, mimo że nie miał żadnych rogów, wideł, ogona, czy innych atrybutów przypisywanych stworom z Piekła. Zło było w nim, a raczej on był Złem. Śmiejąc się chrapliwie, stalowym ostrzem z wyrytymi nań przeróżnymi symbolami, naciął lekko skórę mojej siostry - tuż pod uchem, obrysowując kość szczęki. Spoglądając na mnie kątem czarnego oka, zlizał krew, która popłynęła cienkim, czerwonym strumykiem.
Krzyczałam, choć nie miało to sensu. Byłam przecież wobec niego bezsilna. Czując łzy spływające po mej twarzy odwróciłam się w stronę mojego towarzystwa, błagając go, by coś zrobił, ale... Zamiast człowieka, z którym się spotkałam, zobaczyłam drugi diabelski pomiot, jeszcze paskudniejszy od poprzedniego. Jego twarz była zapuchnięta, nalana jak u długoletniego pijaka i... umazana krwią; niczym groteskowe barwy plemienia na obliczu indiańskiego wojownika. Uśmiechał się do mnie, szczerzył stare, pożółkłe kły. Obudziłam się, wciąż słysząc jego szyderczą imitację śmiechu.

Tym razem był dzień. Piękny, letni poranek, upajający swą świeżością i radością. Byłam u babci, właśnie wyszłam na tarasik przed jej domem i rozciągałam się ziewając, gdy to zobaczyłam. Z początku nie było w widzianym przeze mnie świecie nic dziwnego, ot, babciny ogródek z mnóstwem krzewów, roślin, owoców i piękną, zieloną trawą. Ale spod tego normalnego dla mnie obrazka przebijał się inny, o wiele gorszy i marniejszy. Wiedziona nie wiadomo czym, podeszłam bliżej, by ujrzeć niegdyś żyzną ziemię, obecnie usłaną gnijącą trawą, w której nie było żadnego życia. Poza jednym drzewem, które też co prawda nie wyglądało normalnie, ale emanowało jakąś - niestety, nie mam lepszego określenia - magią.
Poczułam przemożoną ochotę podejść do niego, dotknąć poskręcanych w grubą linę gałęzi, może zerwać jeden żółty listek... Więc podeszłam i go dotknęłam.
Miałam wrażenie, że świat zawirował, zapętlił się, poskręcał. Wszystko dookoła przykryła ta, teraz wstrętna, żółć, która tak mnie przyciągała do drzewa. Czułam strach, lęk, lekką psychozę. Miałam dość, rozbolała mnie głowa, szyja, plecy, całe ciało, wszystko, co się dało. W dodatku, ukazała mi się twarz pseudo-Indianina. Zaczęłam osuwać się na ziemię, ale zobaczyłam kogoś, kogo tam być nie powinno. Zdecydowanie. Co czteroletnie dziecko robi w takim miejscu? "Nie wchodź tu!", zawołałam do mojego małego kuzynka, jednak - jak zwykle - nie posłuchał mnie. Przekroczył linię, za którą wszystko było lepsze, niż w miejscu, w którym stałam ja i...
Zdawało mi się, że widziałam dziadka. Mojego świętej pamięci, ukochanego dziadka, który już kiedyś przyszedł do mnie w śnie, również tutaj, tyle że w domu babci, żeby - na to przynajmniej wyglądało - zapewnić, iż wszystko jest dobrze. Kiedy go ujrzałam, do głowy przyszedł mi cmentarz, jakieś stare groby, łączące się z tym miejscem. Przeraziłam się.
...umarł. Mały chłopiec, którego kochałam, choć zdawać by się mogło, że jest wręcz przeciwnie, odszedł. A ja znalazłam się w jakimś lochu, katakumbie, czy innym podziemnym miejscu. Było strasznie, było przerażająco, czułam wstręt do siebie. Obwiniałam się za śmierć dziecka i robię to nadal, na jawie, choć wiem, że on żyje. Ale nie umiałam sobie tego wytłumaczyć, tak jak nie umiem do teraz.
Wiem, że każdy, kto wszedł do tych paskudnych podziemi, ginął. Z mojej ręki, czując w ostatnich momentach życia wściekłość, którą emanowałam. A potem wrzucałam go do jakiejś ciemnej dziury, nie pamiętam, co to mogło być, jak śmieć do kosza. I po którejś z rzędu osobie, która zniknęła w tym swoistym śmietniku, obrazek zmienił się całkowicie.
Nie byłam dzieckiem, ale byłam mała. Jak chochlik, karzeł, krasnoludek, liliput, nie wyrośnięta istota człekokształtna ubrana w zielony kubraczek i czerwono-białe skarpety w paski, sięgające kolan. Rozejrzałam się i ujrzałam setki, nie!, tysiące mi podobnych istot, z wielkim, głupawym uśmiechem ślepo wpatrzonych w ekran wywieszony na otaczających nas drzewach. Byliśmy na łące, między świerkowym lasem, a rzeką.
Zobaczyłam, jak biel ekranu staje się wyraźniejsza i zostaje tłem dla jednego z tysięcy, który podleciał na drobnych skrzydełkach i kazał nam się uciszyć, choć nie było z czego. Zaczął coś mówić, ale ja nie zwracałam na niego uwagi. Przyglądałam się mojej sąsiadce, która - co prawda podobieństwem dalekim, ale jednak - przypominała mi moją przyjaciółkę. Miałam ochotę zapytać co się dzieje, jednak wtedy latający o coś mnie zapytał. "Dlaczego akurat ja?!", pomyślałam, bo nie znałam pytania, ale wtedy na moich kolanach pojawiła się czysta kartka, a w ręce marker. Wiedziona intuicją narysowałam na niej dwie litery 'M' złączone w sposób, czyniący z nich gwiazdę jaką koronuje się choinkę. Bo i choinka była teraz widoczna na wielkim ekranie, a że MM to inicjały zmarłego chłopca, pomyślałam "czemu nie?". Upamiętnię kuzyna.
"Nie, nie, nie!", usłyszałam i ujrzałam przed sobą pytającego. Nagle skojarzył mi się z elfem świętego Mikołaja, ale taki chyba nie powiedział by następnych słów, które padły... "Mówiłem, żadnych sentymentów!"
Ktoś pociągnął mnie za rękę, ktoś zabrał istotę podobną do mojej przyjaciółki, ktoś kazał mi ją gonić, żeby nie stało się jej nic złego. Biegłam ile tchu, okrążając polanę w próbie ratowania kolejnej bliskiej mi osoby. Ale się przewróciłam. Latający zawisł nade mną i - niczym kolejny szatański pomiot - wykrzywił twarz warcząc: "przegrałaś". Kolejna piekielna istota zaczęła się śmiać z mojej bezsilności, a ja wylewałam łzy, gdy wrzucano mnie do rzeki. "Zaczynasz od początku!", zawołał za mną i wróciłam do rzeczywistości.
katherine | 26 II 2012, 19:53:21 (ponad 12 lat temu) +3 -5 | 9#
Szkoła. Dzień jak co dzień: rozmawiam z koleżankami, lekcje toczą się swoim zwyczajnym, nieco nudnawym tempem. Na przerwie wyciągam kanapkę i zaczynam zajadać ze smakiem. Nagle podchodzi do mnie dyrektor, przekazuje straszną nowinę: moja babcia nie żyje. Jestem załamana, zaczynam płakać. Bardzo kochałam babcię, mogłam z nią porozmawiać o wszystkim. Pogrążona w żalu przypadkiem spoglądam na ekran telewizora znajdującego się na korytarzu: mówią o śmierci mojej babci! Jestem w szoku, czemu ten temat pojawił się w telewizji? Ale nagle pojawia się jeszcze jeden szczegół: nie ma ciała. Jestem przerażona, rzeczywistość przeradza się w koszmar. Babcia nie żyje, to wiem na pewno. Ale czemu jej ciało zniknęło? Nagle do szkoły wkraczają policjanci, zaczynają przeszukiwać teren. Podejrzewają, że ciało babci może być gdzieś tutaj. Pojawiają się moi rodzice, pocieszają mnie. Idę z tatą schodami i nagle czuję coś. Ona tutaj jest. Zaczynam panikować. Zaalarmowani policjanci zaczynają rozkuwać ścianę za grzejnikiem i naszym oczom ukazuje się najbardziej przerażający widok, jaki kiedykolwiek widziałam. Widok martwego ciała bliskiej osoby. W dodatku to ciało pływa w ogromnym słoju wypełnionym żółto-zielonym płynem. Moje serce przestaje bić, zaczynam krzyczeć. Tak zakończył się najgorszy koszmar, jaki kiedykolwiek mi się przyśnił...
mana | 26 II 2012, 22:06:20 (ponad 12 lat temu) +4 -5 | 10#
W mojej „rzeczywistości” zobaczyłam koleżankę. Była jak zawsze wesoła. Chwaliła się swoimi zdjęciami, które robiła w starym domu. Wtedy zdałam sobie sprawę, że ja nie znam tego miejsca i że nigdy tam nie byłam. Nie myśląc ruszyłam w kierunku budynku. Zobaczyłam, że ten dom był ogromny, stary i opuszczony. Moja ciekawość była tak wielka, że musiałam zwiedzić cały budynek. W środku było zimno i ciemno. Dopiero teraz ujrzałam, że wszystkie okna były pozabijane deskami. Przeszedł mnie dreszcz, ale szłam dalej. Naprzeciwko wejścia były schody.
Nagle spostrzegłam, że nie jestem już na parterze. Na około było pełno starych rur. Nie miałam pojęcia co one tu robiły. Nie było żadnych mebli, nic nie świadczyło o tym, że ktoś tu mieszka. Usłyszałam hałas. „przecież tu nie można przebywać”. Wzięłam wdech i po woli zaczęłam schodzić po schodach. Zobaczyłam ogień. Ktoś zrobił sobie ognisko. W pomieszczeniu chodziło trzech mężczyzn. Wpadłam w panikę. Czułam, że oni są źli i gdy tylko mnie zobaczą będę miała kłopoty. Moje ręce zaczęły się trząść. Zamknęłam oczy. Jestem na pierwszym piętrze dzielą mnie jeszcze tylko jedne schody. Dam radę. Otworzyłam oczy. Mężczyźni patrzyli na mnie. Spostrzegłam na podłodze rurę na tyle małą, że mogłabym ją unieść. Ruszyłam w jej kierunku. Podniosłam ją i pognałam w duł. Na swoim ramieniu poczułam dłoń. Odwróciłam się i walnęłam napastnika w głowę. Udało mi się, stracił równowagę i upadł, a razem z nim moja broń. Właśnie wtedy przypomniało mi się, że wchodząc zamykałam drzwi. Jak to możliwe? Dlaczego byłam taka głupia?
Dopadłam klamki. Drzwi nie chciały się otworzyć. Nie dam rady. Oni mnie zabiją. Szarpałam tą cholerną klamką i nic. Czułam oddech drugiego mężczyzny i narastającą panikę.
Otworzyłam oczy i łapałam powietrze jak ryba wyrzucona z wody. Byłam cała mokra. Wiedziałam, że to był tylko zły sen, koszmar, jednak moje serce długo biło w przyspieszonym tępię.
marzyciel | 27 II 2012, 13:34:40 (ponad 12 lat temu) +6 -4 | 11#
Ten kraj jest jak psychodeliczny lot... śpiewał niegdyś zespół Myslovitz. Każdego dnia do naszego mieszkania poprzez radio, telewizję i Internet, wdziera prawie się śmiertelna dawka przemocy, terroru, zniszczenia z całego świata, połączona z krajową beznadzieją i arogancją rządu. Osobistym koszmarem jest dla mnie pod koniec każdego miesiąca pasek wynagrodzeń za wykonywana pracę. Marzyciel mimo swoich 59 lat, ma czteroletnią córeczkę, której chciałby zapewnić jakieś godziwe warunki życia. Obciążenie dla psychiki jest już zbyt wielkie, toteż marzy mi się, by obudzić się kiedyś z tego koszmarnego snu na jawie. Prawdziwy sen jest dla mnie ukojeniem i ucieczką od rzeczywistości. Nie miewam koszmarów sennych. Jedyny koszmar senny, który zapamiętam na całe życie, pochodzi z dzieciństwa.

W moim śnie zapadał zmierzch. Świeciły się już uliczne latarnie. Znajdowałem się na długiej opustoszałej ulicy. Po obu jej stronach ciągnęło się ogrodzenie okalające park, który w zapadających ciemnościach wydawał się niesamowity i tajemniczy. Nagle za swoimi plecami usłyszałem jakiś tupot. Obejrzałem się i u wylotu ulicy zobaczyłem dwóch biegnących mężczyzn. Mieli w rękach noże. Ogarnęło mnie przerażenie. Zacząłem uciekać. Skręciłem w przecznicę i za rogiem zobaczyłem uchyloną bramkę do ogrodu. Schowałem się za nią, przywierając do niej całym ciałem, aby furtka sprawiała wrażenie zamkniętej. Usłyszałem kroki i szepty ścigających mnie bandytów. Bałem się, że usłyszą łomotanie mojego serca. Nagle jeden z nich podszedł do furtki i włożył nóż do szczeliny między deskami trafiając na mój policzek. Krzyknąłem z bólu i obudziłem się. Ból nie zniknął wraz ze snem, co spotęgowało moje przerażenie. Przyczyna bólu była jednak bardziej prozaiczna: bolał mnie ząb.
Lojtkowa | 27 II 2012, 16:09:15 (ponad 12 lat temu) +2 -5 | 12#
To przyśniło mi się przed beatyfikacją Jana Pawła II, nie wiem czemu taki dziwny sen, przecież wkrótce miał zostać świętym.

a wiec tak:normalnie oglądam sobie tv. Światła mam wszędzie zapalone, bo nienawidzę siedzieć w ciemności. Wszystko jest ok. Nagle poczułam,że coś jest nie tak. Spojrzałam na szafkę na której stała figurka Jana Pawła II i wszystko było ok gdy nagle jego usta tzn. tej figurki wykrzywiły się w okropnym uśmiechu a dłonie zostały powykręcane we wszystkie strony, a najgorsze te oczy> po prostu czułam,że w ta figurkę coś wstąpiło. patrzyła na mnie tak okropnie. Natychmiast obudziłam się z wrzaskiem i płaczem. Zaczęłam odmawiać różaniec.

Dość często mam takie sny, bądź czuje czyjąś obecność w pokoju, wtedy najczęściej zaczynam się modlić i to coś znika.
(wypowiedź modyfikowana: 27 II 2012, 16:17:30)
clary15 | 27 II 2012, 19:34:18 (ponad 12 lat temu) +1 -12 | 13#
Byłam w jakimś starym zamku i dwaj strażnicy (przynajmniej na takich wyglądali) prowadzili mnie gdzieś. Jak się po chwili okazało do lochu. Nie bałam się ale tylko dlatego, że wiedziałam iż jest to sen (gdybym tego nie wiedziała to już dawno miała bym pełne gacie ). No ale wracając do dalszej części snu to potoczyła się tak. Byłam w tym lochu sama przynajmniej tak mi się wydawało, bo z ciemności wyłonił się super przystojny chłopak (ale niestety nie było tak różowo jak by się mogło zdawać), chłopak był wampirem (przynajmniej tak wnioskowałam, bo miał kły). Oczywiście jak to w takich strasznych bajkach bywa musiał mnie ugryźć (to też nie było wcale takie fajne jak w niektórych książkach jest to opisywane) jednym słowem: bolało. No ale w końcu się z kończyło (to gryzienie), a on znikł jak gdyby nigdy nic. Siedział tak w tym lochu, na początku chciałam pójść w te ciemności i znaleźć chłopaka ale uznałam, że mógł by znowu mnie ugryźć więc zrezygnowałam. W końcu przyszli strażnicy i zabrali mnie (zgadnijcie gdzie) do kolejnego lochu. Historia się powtórzyła znowu chłopak, gryzienie, później on wyparowuje, a na końcu znowu przychodzą strażnicy i mnie zabierają do kolejnego lochu. Powtarzało się to tak ze 4 razy i zaczęłam się nudzić, aż tu w końcu wielkie BUM! Wszystko zniknęło i...pojawił się nowy sen. Biegłam. Właściwie to uciekałam ale nie wiedziałam gdzie ani przed kim. W końcu się zatrzymałam na osiedlu które wydawało mi się bardzo znajome (w rzeczywistość było to osiedle mojej znajomej), a po chwili ujrzałam również znajome twarze. (moja znajoma i jej chłopak) Daniel (bo tak się nazywał) zrywał z nią (wiem strasznie namieszane najpierw wampiry, później przed kimś uciekam, a tu nagle chłopak zrywa z moją znajomą, ale cóż tak przeważnie wygląda każdy mój sen ).
I już miało stać się coś jeszcze aż tu nagle... budzik zadzwonił i trzeba było iść do szkoły .
Następnego dnie spotkałam moją znajomą, a ona mi powiedział, że chłopak z nią zerwał. Jak to usłyszałam to pobiegłam przerażona do domu .
Elisabeth | 28 II 2012, 12:15:21 (ponad 12 lat temu) +31 -3 | 14#
W śnie obudziłam się w własnym pokoju. Leżałam na łóżku, z którego nie potrafiłam się podnieść, byłam jak sparaliżowana. Nie oddychałam, nie biło moje serce, byłam martwa, ale ciągle mogłam rejestrować rzeczywistość wzrokiem. Wokół było ciemno, a z nieba, którym był mój sufit, siąpiła gęsta mżawka, której krople, padające na moje ciało, wyżerały stopniowo skórę. Kwas pochłaniał mnie całkowicie, ale wciąż byłam całością, wszystko było na swoim miejscu, jednak pozostawał ostry ból oraz smród palonych włosów i mięsa. Chciałam wstać i uciec od tego miejsca, zawołać siostrę by wyrwała mnie z tego koszmaru! A, więc kiedy usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi i powolne kroki stawiane na wysłużonych panelach, w mojej głowie zagościła nadzieja i ulga. Wtedy zobaczyłam nad sobą miliony ślepi, w których odbijała się moja zakrwawiona i posiniaczona twarz. Ogromy na kilkadziesiąt metrów, włochaty pająk wszedł na mnie i rozchylił moje usta swoimi odnóżami, a po chwili zaczął wciskać je do mojego gardła. Pochłonęłam go całego, przy czym z moich oczu kapały krwawe łzy, a przełyk łaskotały kłęby jego sierści. Do moich uszu doleciał dźwięk włączanego radia z czasów naszych dziadków. Po pomieszczeniu rozniósł się „Marsz słowiański” Czajkowskiego, do wtóru, którego ktoś śmiał się drwiąco, patrząc na moje katusze. Postać ta usiadła między moimi rozłożonymi nogami i poczęła masować moje kostki, dając niewysłowioną rozkosz, uciszającą moją czujność. Nagle zardzewiały gwóźdź został wbity w moją łydkę. Rozpoznałam ten oddech oraz dotyk, a gdy wysyczał mi do uszu, że chce bym umarła, że nie chce bym zanieczyszczała jego świat swoją obecnością, wiedziałam, kto zamknął mnie w tym horrorze. Strach oraz mdłości przerodziły się w ognisty gniew i wściekłość, która rozerwała niewidzialne liny, wiążące moje istnienie. W oczach byłego ukochanego widniało zdumienie, pomieszane z chęcią wykończenia mnie. Nie wiedział jednak, z kim zadarł, bo rok upokorzeń i zadrapań, sprawiły, że moja uśpiona natura drapieżnika, powróciła na swój należny tron. Siłą woli przeniosłam nas na cmentarz cyrkowy. Na grobach widniały podobizny zmarłych klaunów, szczerzących się w ponurych uśmiechach. Groby zaczęły się otwierać, a z ziemi wygrzebywały się rozkładające trupy lemurów, podejrzanie podobnych do Króla Juliana. Zaczęły one śpiewać o śmierdzących zakonnicach, obsiadając dookoła mojego oprawcę. Swoimi obumierającymi językami lizały go po całej powierzchni nagiego ciała, zostawiając po sobie ślad pleśni i grzyba. Podeszłam do niego i własnymi rękami rozprułam go na pół, pozwalając mu ciągle żyć. Zaciągnęłam obie części na łąkę, na której pasły się zwierzęta o tułowiach owieczek i głowach kurcząt. Gdy otwierały dzioby, ukazywały się ogromne, mieczykowate kły, które potrafiłyby zmiażdżyć ciężarówkę. Rzuciłam ciało pomiędzy nich i pobiegłam do swojego domu, który stał w płomieniach. I wtedy zaczęły mnie otaczać olbrzymie kruki z rubinowymi koronami na głowach z morderczym błyskiem w oku… No i zadzwonił budzik…
micki | 29 II 2012, 18:05:25 (ponad 12 lat temu) +4 -3 | 15#
Sny to na prawdę ciekawe, ale i przerażające historie. Może ten sen nie był długi, ale straszny.

Jak większość koszmarów, i ten zaczął się gdzieś w ciemnym lesie. Biegłam. Mimo tego, że biegłam szybko czułam, że uciekam za wolno, ale nie miałam siły poruszać się szybciej. Przed czym uciekałam? Nie wiem, ale wiem, że serce łomotało w mojej piersi jak szalone, oddech był urywany, a gardło rozrywał ból, jaki odczuwa się po długim biegu w mroźny poranek. Powietrze było przeraźliwie zimne. Drzewa szumiały cicho, a gdzieś wśród tego szumu słyszałam szelest stóp, czy łap tego kto mnie gonił. Bałam się panicznie. Strach mroził krew w moich żyłach. Potykałam się, upadałam, podnosiłam i biegłam znowu. Gdy nie miałam siły już się podnieść czołgałam się. Czołgałam ,a moja biała sukienka cała w strzępach i brudna plątała się między korzeniami drzew i roślin. Kroki się zbliżały. Udało mi się podnieść. Biegłam dalej. Wpadałam na drzewa. Odbijałam się od nich. Zmieniałam kierunek. Usilnie próbowałam uciec. Uniknąć złapania. Z każdym moim krokiem słyszałam coraz głośniej szum wody. Mieszał się z odgłosami gonitwy. Byłam zdezorientowana.
Nagle wypadłam z lasu i znalazłam się na klifie. Podeszłam niepewnie do krawędzi. Moja pierś unosiła się i opadała w spazmach nierównego oddechu. Za plecami usłyszałam jakiś krzyk. Lub raczej wrzask wściekłości. Nieludzki okrzyk. Żaden człowiek nie byłby w stanie wydać takiego odgłosu. Było to połączenie agresji i żądzy mordu. Wiedziałam, że to coś zbliża się do mnie. Słyszałam już łamane gałęzie pod wielkimi stopami. Słyszałam sapanie. Widziałam wściekłe oczy wpatrzone we mnie. Czerwony błysk szału. Nieludzki, zwierzęcy.
Odwróciłam się i spojrzałam w dół. W mętną wodę, rozbijającą się o skalisty brzeg klifu. Spojrzałam znowu na bestię. Popatrzyłam w oczy śmierci. Z gardła wyrwał mi się szloch, a bestia utoczyła z pyska ślinę. Przeciągłe warknięcie zwróciło moje oczy ku pyskowi bestii. Żółte ostre kły wystawały z owłosionej mordy. Śmiertelna broń.
Rozłożyłam ramiona jak ptak gotowy do odlotu. Postąpiłam jeden krok do tyłu. Potem drugi...
I spadłam w nicość.
Mówią, że nie można wyśnić swojej śmierci. Że jest to nie możliwe. Obudziłam się od razu gdy poczułam, że spadam. Jeszcze długo nie mogłam dojść do siebie.


1 2 3  > | Wszystkich odpowiedzi: 34

Grupa: Oficjalna grupa webook.pl

Oficjalna grupa webook.pl Organizujemy tutaj konkursy. Jest to także grupa, w której można zgłaszać pomysły odnośnie portalu webook.pl. Tutaj zgłosisz nam duplikaty książek lub autorów. Możecie tutaj śmiało pisać o waszych spostrzeżeniach odnośnie projektu webook.
Typ grupy: Otwarta
Dołączenie: każdy może dołączyć
Założyciel: Artur
Utworzono: 06 IX 2009, 21:16:29
(ponad 15 lat temu)
Kategoria: Pozostałe (grup: 9)
Tematów: 86
Członkowie: 435 (pokaż członków grupy)

Dyskusję obserwują

Użytkownicy obserwujący dyskusję (26):

Informacja podświetlona na zielono oznaczają, że użytkownik widział wszystkie nowe posty w tym temacie. Natomiast informacja czerwona oznacza, że jeszcze nie czytał najnowszych postów.

przeczytał
BARMAN2005
przeczytał
VanillaEssa
przeczytał
madzia87k
przeczytał
Elisabeth
przeczytał
Hito
nie czytał
arie
nie czytał
Tomczas
przeczytał
clary15
nie czytał
Melanie
nie czytał
rasmusska
nie czytał
Illuzja
nie czytał
ruda251252
nie czytał
Pinkie
nie czytał
katherine
przeczytał
marzyciel
nie czytał
micki
nie czytał
Nati007
przeczytał
gutek3112
przeczytał
plisia
nie czytał
777hipcio
nie czytał
Kacorek89
nie czytał
liath
nie czytał
kretka10
przeczytał
martynag1990
nie czytał
aniasku22
przeczytał
Dizzy

Menu

Szukaj. Aby znaleźć grupę lub temat wybierz jedną z kategorii poniżej, a nad listą grup/tematów będzie widoczne pole wyszukiwania.
START: Kategorie grup

Nowe grupy dyskusyjne
    - Nowo dodane tematy
    - Nowe wypowiedzi w tematach

Ranking tagów opisujących grupy